Alternatywne zakończenie cz. 2

732 49 10
                                    

Kiedy Alexandria zniknęła nam z pola widzenia zobaczyłam w lusterku, że Lori przytula płaczącą Judith. Wiedziałam, że blondynka była najbardziej związana z tym miejscem bo przecież właśnie tam dorastała. Chciałam jakoś zająć dziewczyny, więc powiedziałam Judith żeby wyjęła spod fotelika Lori kartki i ołówki, które powkładałam do każdego auta i żeby coś narysowała. Dwunastolatka miała talent artystyczny, a tworzenie sprawiało jej zawsze dużą przyjemność, więc szybko zaczęła szkicować. Zauważyłam, że zawsze kiedy się na czymś skupiała marszczyła czoło, przez co wyglądała zupełnie jak Lori. Skupiłam swój wzrok na drodze i na jadący przed nami samochód Maggie i Michonne, które z mapą jechały powoli dając mi co chwilę znaki, gdzie mam skręcać. W pewnym momencie czarne auto stanęło przez co musiałam gwałtownie zachamować żeby nie uderzyć w wóz. Lori lekko pisnęła a Judith warknęła zbulwersowana, po czym zaczęła wymazywać linię, którą pewnie wyjechała. Spojrzałam na nią przepraszająco i wysiadłam z samochodu kierując się do stojącej na drodze Maggie.

-Co się dzieje?! Prawie w was uderzyłam! Mogłyście chociaż dać znać przez krótkofalówkę!

-Przestań krzyczeć Sofii i popatrz tam!

Skierowałam wzrok w stronę, którą pokazywała Maggie i zobaczyłam duże stado, które liczyło conajmniej 100 szwendaczy kawałek dalej.

-Jasne, biednemu zawsze wiatr w oczy, cholera jasna... Jest jakaś inna droga?

Michonne spojrzała na mnie zrezygnowanym wzrokiem.

-Jest, ale daleko stąd i prowadzi niedaleko siedziby Zbawców. A oprócz tych dwóch wszystkie są conajmniej 90 km stąd, więc nie starczy nam paliwa.

Zacisnęłam pięści i usta w wąską linię.

-Sztywni to banda debili, co nie? Będziemy ich zwabiać pojedynczo i zabijać.

-A co, jeśli ściągnięmy na siebie wszystkich? -Maggie była wyraźnie nie przekonana do mojego pomysłu, ale zdawałam sobie sprawę, że był on bardzo ryzykowny.

-Musimy spróbować.

Spojrzałam na Michonne, która kiwnęła głową a potem na Maggie, która patrzyła się w jeden punkt przed sobą z kamienną twarzą.
Nie czekając na odpowiedź kobiety ruszyłam w stronę auta, gdzie ze schowka wyjęłam maczetę.

-Sofii, co się dzieje?

Spojrzałam na patrzącą na mnie przestraszonym wzrokiem Judith.

-Sztywni. Zostańcie w środku.

Blondynka pokiwała głową i przymknęła oczy, a ja trzymając ostrze w dłoni zakluczyłam auto i pobiegłam w stronę lasu. Gwizdnięciem wabiłam po kilku sztywnych w stronę drzew, za którymi się ukrywałam i sprawnie rozprawiałam się z każdym po kolei.
Widziałam, że Maggie i Michonne też dobrze sobie radzą, ale kiedy wychyliłam się na chwilę zza drzew dostrzegłam, że w stronę mojego szarego mercedesa, w którym siedziały dziewczynki zaczynają poruszać się nie zlikwidowane trupy. Od razu rzuciłam się biegiem w tamtą stronę wiedząc, że musimy przerwać plan i uciekać z niekontrolowanej sytuacji.

-Maggie, Michonne! Zmywamy się, już! -Krzyknęłam do kobiet równocześnie zanurzając ostrze maczety w głowie jednego ze sztywnych. Później trzech następnych i kiedy w końcu załatwiłam wszystkich przy aucie wskoczyłam do środka i odpaliłam silnik. Nie czekając już dłużej ruszyłam zawracając w stronę, z której przyjechałyśmy.
Po chwili w lusterku z ulgą zobaczyłam czarne auto Michonne, więc trochę zwolniłam pozwalając im mnie wyprzedzić i wzięłam do ręki krótkofalówkę.

-Michonne? Co teraz?

Przez chwilę słyszałam tylko szmery, ale w końcu odezwał się zdyszany głos czarnoskórej.

-Jedziemy albo obok siedziby Zbawców, albo naokoło, ale będziemy musiały szukać paliwa.

-Dwie cholernie chujowe sytuacje. A ty Maggie co myślisz?

-Nie będziemy szukać paliwa. Może przy okazji uda mi się dorwać Negana...

-Maggie, nie możemy się tak narażać. Jedziemy i żeby nie wiem co się nie zatrzymujemy, rozumiesz? -Głos Michonne nie znosił sprzeciwu, więc brunetka już się nie odezwała.

-Dobra, to jazda! - Zwróciłam na siebie uwagę dziewczynek, które wyraźnie czekały na jakieś wyjaśnienia. Zamiast tego wręczyłam każdej z nich pistolet.

-Musimy przejechać obok siedziby Zbawców, a myślę, że wiecie co się tam teraz dzieje... Bądźcie czujne.

Obie pokiwały głową, po czym ruszyłyśmy za autem Michonne i Maggie.

***

Po kilkunastu minutach jazdy dotarły do nas odgłosy strzałów. Spojrzałam przez lusterko na Judith i Lori, które niespokojnie rozglądały się dookoła.

-Usiądźcie na dole, dobra?

Obie pokiwały głową i zsunęły się między fotele.

-Sofii, jesteś?

Chwyciłam krótkofalówkę i wcisnęłam guzik.

-Tak, co jest?

-Zbliżamy się. Bądź gotowa.

Zacisnęłam dłoń na kierownicy, a drugą złapałam za pistolet. Odgłosy krzyków i strzałów były coraz bliższe a ja czułam jakby serce miało mi wyskoczyć z piersi. Wzięłam głęboki wdech bo wiedziałam, że wjeżdżamy w niebezpieczną strefę. Zamiast jechać jak najszybciej i nie zwracać na siebie uwagi wzięłam krótkofalówkę.

-Michonne?! Zatrzymajcie się szybko i otwórzcie tylnie drzwi!

-Co ty wymyślasz Sofii?!

-Jezu! Po prostu to zróbcie dobra?!

Usłyszałam westchnienie, ale po chwili auto się zatrzymało, a drzwi otworzyły. Stanęłam zaraz obok zastawiając otwarte wejście i odwróciłam się w stronę Judith i Lori.

-Wysiadajcie i prosto do Maggie, zrozumiano?

Dziewczynki popatrzyły na siebie, potem na mnie, ale nie buntowały się tylko od razu wybiegły do czarnego auta. Zamknęły za sobą drzwi i zanim ktokolwiek zdążył zareagować skręciłam moim mercedesem wprost na fabrykę. Po chwili odezwał się szmer krótkofalówki.

-Sofii, co do cholery?! Wracaj natychmiast!

-Jedźcie, musicie bezpiecznie dowieźć dzieciaki do Waszyngtonu. Mną się nie martwcie. Bez odbioru.

Wyłączyłam i wyrzuciłam krótkofalówkę przez okno. Przyspieszyłam i już po chwili zobaczyłam pierwsze leżące na ziemi trupy. Zostawiłam auto w krzakach obok i ruszyłam biegiem z karabinem pod ręką.

Pod siedzibą  Zbawców odgrywała się prawdziwa rzeźnia. Wokół leżało pełno ciał, było słychać ogłuszające strzały a szwendacze zaczęli się już zbierać obok zatapiając gnijące zęby w zwłokach, z których część zaczęła wstawać i robić to co reszta, czyli po prostu jeść.
Przeszły mnie ciarki, ale nie zatrzymałam się i kiedy tylko zobaczyłam Ricka pobiegłam w jego stronę. Strzelałam do Zbawców i  kiedy w końcu dotarłam do starszego Grimesa ten zbladł i wyglądał jakby zobaczył ducha.

-Co ty tu do cholery robisz Sofii?!

Just Survive Somehow~The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz