*Sofii*
Rick cały czas był gotowy żeby strzelić, tak samo jak ten nieznajomy.
Po chwili przyszedł drugi.
Wyraźnie starszy od kolesia z kuszą, ale bardzo do niego podobny.
Uśmiech pogardy uwidocznił się na jego twarzy, gdy zobaczył odznakę Ricka.
-"I co zrobisz Panie Władzo,
Aresztujesz nas?".
Zapytał z pogardą mężczyzna.
-"Nie, ale mogę ci założyć kajdanki i już się nie ruszysz."
Rick wyraźnie był zdenerwowany obecnością mężczyzn.
-"No dobra dobra Szeryfku, dogadajmy się. Dajecie nam waszą broń a my nikogo nie krzywdzimy".
-"Wybacz ale nie ma takiej opcji",
Powiedział Rick i dał Carlowi jakiś znak na co chłopak podbiegł do faceta z kuszą i skierował ją do góry a jego ojciec od razu wyciągnął drugą broń i celował w obu mężczyzn.
Ja i Lori też wyjęłyśmy pistolety.
Ten starszy wyszedł do przodu z uniesionymi rękoma.
-"Dobra dobra, widzę, że trafiliśmy na sprytnych ludzi a mój braciszek jest po prostu zbyt porywczy.
My po prostu chcemy przeżyć tak samo jak wy. Możemy wam się przydać tak jak wy nam.
Co powiesz na współpracę Szeryfku?"
-"Jestem Rick Grimes. Możecie iść z nami ale kiedy tylko zaczniesz kombinować, zostawię cię na dachu."
-"Jestem Merl Dixon a ten z kuszą to mój braciszek Deryl."Rick jeszcze przez chwilę patrzył na nich uważnie po czym kazał oddać bronie. Merl oddał swój pistolecik, ale Deryl odmawiał zwrotu kuszy.
W końcu za namową Lori,
Rick pozwolił mu ją zatrzymać, ale kazał nam mieć broń pod ręką.Drogi były zastawione, więc jak najszybciej zabraliśmy resztę rzeczy z bagażnika. Wyruszyliśmy, żeby jak najszybciej wydostać się z miasta.
Po kilkudziesięciu minutach drogi
Byliśmy już na obrzeżach miasta,
Kiedy spotkaliśmy małą grupkę ludzi otoczoną przez szwendaczy.
Rick, Carl i Deryl bez wahania pobiegli im pomóc a Lori powiedziała, że mamy zostać. Merl tylko patrzył a ja odwróciłam wzrok.
Nie chciałam patrzeć na sztywnych bo od razu przed oczami pojawiał mi się Luke i rodzice. Samotna łza spłynęła mi po poliku co musiała zauważyć Lori, która czule mnie objęła.
Zachowywała się jakby była moją mamą mimo, że znam ją tylko jeden dzień. W zaledwie pięć minut chłopaki pozbyli się sztywnych i przyprowadzili ludzi.
Przedstawili się.
Była kobieta z mężem i córką, która z tego co pamiętałam miała na imię Sophia a jej mama Carol, ciemno skóry mężczyzna o imieniu T-Dog (nie jestem pewna czy dobrze napisałam, ale będę się trzymać tego). Shane, który jak się okazało był przyjacielem Ricka, Andrea i jej siostra Amy, Koreańczyk Glenn i starszy mężczyzna Dale.
Grupa powiedziała, że zmierza w kierunku Centrum chorób (CDC),
Żeby dowiedzieć się czym jest spowodowana epidemia.
Rick powiedział, że pójdziemy z nimi.
Lori zaczęła się ze wszystkimi witać a ja stałam z boku, jak niepotrzebny ciężar. Ci ludzie nie byli nawet moją rodziną a ja nie umiałam nawet się w żaden sposób przydać.W całym zamieszaniu oddaliłam się i zniknęłam w lesie.
CZYTASZ
Just Survive Somehow~The Walking Dead
Fiksi PenggemarMam na imię Sofii i mam 16 lat. Mieszkam w miasteczku pod Atlantą i mam w miarę szczęśliwe życie. Do momentu, gdy po ziemi zaczęły chodzić żywe trupy. *Historia oparta na serialu i grze "The Walking Dead" Najwyżej notowane: 4 miejsce w horrory!!! (0...