*19*

1.3K 67 7
                                    

*Sofii*

Biegłam przed siebie nie wiedząc nawet w jakim kierunku się udałam. Przed oczami nadal miałam upadającego Herschela.
Byłam już wykończona, więc kiedy poczułam się w miarę bezpiecznie zatrzymałam się pod drzewem, po którym się zsunęłam i zmęczona upadłam na trawę.
Byłam sama, na środku lasu.
Moje ręce, nogi i twarz były całe odrapane a przy sobie miałam tylko karabin, pistolet i nóż.
Żadnego jedzenia, żadnego picia, żadnych naboji.
Po zaczerpnięciu oddechu ruszyłam dalej. Przez kilkadziesiąt minut szłam prosto, aż dotarłam do drogi.
Czułam się lepiej niż w lesie, gdzie wśród drzew mogłam nie zauważyć sztywnych, albo ludzi...
Zdecydowałam, że będę iść wzdłuż szosy, aż trafię na jakieś miejsce do zamieszkania a przynajmniej, że będzie jakieś jedzenie.
Bałam się, że sobie nie poradzę...
Od początku apokalipsy nigdy nie byłam sama i raczej nie jeździłam na wypady i inne tego typu rzeczy, więc nie umiałam tyle co Rick, albo Daryl.
Po kilku godzinach męczącej i długiej drogi znalazłam małe osiedle domków jednorodzinnych.
Na drzwiach pierwszego było napisane kredą "W środku umarlak, nie otwierać!", drugie były dobrze zablokowane ale trzecie okazały się strzałem w dziesiątkę.
Najpierw sprawdziłam, czy nie ma sztywnych i kiedy upewniłam się, że i na górze i na dole jest czysto, zablokowałam drzwi od środka i pozamykałam wszystkie okna.
Pamiętam, że kiedy byłam mniejsza i rodzice wyjeżdżali do Atlanty to zawsze blokowałam wszystkie drzwi.
Na wspomnienie rodziców łza spłynęła po moim poliku.
Szybko ją wytarłam i poszłam przeszukać kuchnię.
Ostatecznie znalazłam cztery butelki wody i kilka puszek zupy.
W piwnicy był tylko bimber, który na nic mi się nie przyda, więc zostawiłam go i usiadłam na kanapie w salonie.
Dom był duży, można wręcz powiedzieć, że była to willa.
Na całym osiedlu było z 7 domów, więc postanowiłam przespać się i następnego dnia przeszukać resztę i ten drugi, który był tak mocno pozamykany.
Otworzyłam jedną puszkę, ale zjadłam tylko kilka łyżek i odłożyłam zupę.
I wtedy do mnie dotarło, jakby ktoś mocno uderzył mnie w twarz... Wszyscy, których znałam zginęli... Rick, Carl i Beth i reszta...
Skuliłam się na kanapie i zaczęłam płakać. W końcu zalana łzami usnęłam.
Rano obudziłam się z wielkim bólem głowy, który pewnie dostałam od tego płaczu. Obiecałam sobie wtedy, że nigdy już nie będę płakać.
Zebrałam się i mimo bólu wstałam i stanęłam przed lustrem. Moje ciemne włosy były związane w rozczochraną kitkę, twarz, ręce i nogi miałam podrapane a ubrania były całe brudne. Poszłam na piętro z nadzieją, że znajdę tam jakieś czyste ubrania. Weszłam do pierwszego pokoju, który na pewno należał do małego chłopca, miał niebieskie ściany, łożeczko z pościelą w samochody a na podłodze było rozsypane pełno zabawek.
Następny pokój to sypialnia rodziców, utrzymany w odcieniach brązu, beżu i bieli. Sprawdziłam w dużej garderobie, ale ubrania mamy dziecka były zdecydowanie za duże.
Jeśli nic nie znajdę to w ostateczności je poprzerabiam. Przed apokalipsą lubiłam przerabiać stare i za duże rzeczy nadając im nowe życie.
Ostatni pokój był czarno czerwony, na ścianie była fototapeta z Londynem a meble i dodatki były utrzymane w nowoczesnym stylu.
Był to pokój jakiegoś chłopaka mniej więcej w moim wieku, bo na ścianach było dużo zdjęć.
W szafie znalazłam kilka koszulek, które mogły się przydać i plecak.
Spakowałam do niego ubrania i wszystkie noże i jedzenie z domu i wyszłam.
Chciałam sprawdzić pozostałe domy, ale nic w nich nie było, więc zdecydowałam się kontynuować drogę, kiedy z lasu zaczęli wychodzić sztywni.
Biegłam środkiem szosy, kiedy zza zakrętu wyjechał samochód. Nie zdążyłam wyhamować i wpadłam pod koła, czułam ból a potem odpłynęłam.

Jakby co wszystko dzieje się tak jak w Twd tylko jest perspektywa Sofii... Czyli Carl z Rickiem uciekli itp ^^

Obudziłam się w jasnym pomieszczeniu, które najprawdopodobniej było salą szpitalną. Moja pierwsza myśl to:
"Może to wszystko sobie uroiłam", ale kiedy wyjrzałam za okno zobaczyłam zniszczoną... Atlantę?
Trafiłam do Atlanty?
Jakim cudem...
Na sobie miałam niebieskie szpitalne ubranie i zabrali mi całą broń.
Wyszłam ostrożnie z sali na ciemny korytarz. Był dzień, ale tu nie było za dużo okien.
Zaczęłam iść przed siebie.
-"Obudziłaś się"
Odwróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam mężczyznę, mniej więcej 35 letniego w okularach i lekarskim fartuchu.
-"Gdzie ja jestem?"
-"W szpitalu w Atlancie, jestem lekarzem... Jak się czujesz?"
Mężczyzna wydawał się sympatyczny, ale nie ufałam mu... Nikomu już nie ufałam.
-"Dobrze, tak myślę"
-"Ok, więc zaprowadzę cię do Dawn"
-"Kim jest Dawn?"
-"Rządzi tutaj"
Pokiwałam głową i ruszyłam za mężczyzną.
Po krótkiej drodze korytarzami szpitala dotarliśmy do drzwi biura.
Zapukałam i usłyszałam ze środka pozwolenie na wejście.
Weszłam sama a lekarz poszedł z powrotem.
-"Witaj jak masz na imię?"
Kobieta w brązowych włosach związanych w niski kok patrzyła na mnie ciemnymi oczami.
-"Emily"
Skłamałam bo nie ufałam im.
-"Ja jestem Dawn, uratowaliśmy ci życie, więc musisz u nas pracować. Masz u nas dług"
-"Nie prosiłam się żebyście mnie potrącali! Chcę stąd wyjść teraz!"
-"Nie ma takiej opcji. Teraz musisz pracować dla nas żeby spłacić dług"
-"Chyba sobie żartujesz, nie ma takiej opcji! Wychodzę i to teraz"
Dawn gwałtownie wstała i uderzyła mnie w polik. Dotknęłam bolącego miejsca i poczułam krew.
Spojrzałam na kobietę i wybiegłam na korytarz. Wpadłam na kogoś i zaczęłam przepraszać.
-"Nic się nie stało... Jestem Noah"
-"Emily"
Chłopak wyglądał przyjaźnie, ale nawet jemu nie zamierzałam wyjawiać imienia. Nie ufam tym ludziom a tym bardziej po tym, jak Dawn mnie uderzyła.

Wieczorem mimo głodu nie zjadłam kolacji. Powiedzieli, że im więcej jem tym większy dług mam do spłacenia.
Leżałam na łóżku i obmyślałam plan ucieczki. Stwierdziłam, że nie uda mi się to od razu, ale po kilkunastu minutach rozkminiania doszłam do wniosku, że najlepiej będzie się ulotnić pojutrze.
Tej nocy nawet nie zmrużyłam oka.
Kiedy zaczęło świtać poszłam, jak mi kazano do pomocy w pralni.
Cały dzień starałam się wtopić w tło i udawać, że jestem zadowolona z pobytu w szpitalu.
W nocy kiedy leżałam usłyszałam głosy i wyjrzałam na korytarz.
Na metalowym łóżku wieźli dziewczynę, co mogłam stwierdzić bo długich blond włosach. Była nieprzytomna i wszyscy biegali wokół niej, więc postanowiłam skorzystać z okazji i ulotniłam się niezauważona.

Hej hej ^^
Domyslacie się kim jest blondynka?
Tjaaa pewnie tak :')
W każdym razie mam mega wenę i jak odpisałam komuś w komentarzu, że będzie w czwartek to macie dzisiaj :3
No nie mogę się powstrzymać 😂
Do następnego 💜💜💜

Just Survive Somehow~The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz