Rozdział 17

3.7K 376 296
                                    

*Asano pov.*

Może zerwanie się ze szkoły nie było godne Przewodniczącego, ale nie sądzę bym wtedy myślał trzeźwo. Głowę zaprzątałem sobie pomysłami, jak mógłbym wykorzystać daną mi przysługę. Kazać Akabane biegać po gimnazjum w stroju.. Hm.. Kota, czy raczej wyłudzić informację, która mogłaby mi się przydać?

Przekręciłem kluczyk i wszedłem przodem. Dom jak zwykle musiał być czysty. Zbyłem gestem ręki pytanie Sprzątaczki (Którą wynajęto do sprzątania każdego kącika domu, poza moim pokojem, bo młodzież musi się nauczyć po sobie sprzątać).

Chłopak się nie odzywał. Nie zdjęliśmy butów, by ta tutaj się nie obijała. Powinna mi podziękować. Może w końcu coś spali.

Wprowadziłem go do mojego gabinetu, w którym robiłem lekcje, rozcinałem żaby i takie tam.

- Czym dostałeś? - Spytałem, chociaż nie obchodziło mnie to ani trochę. Musiałem wiedzieć, czy ewentualne kawałki metalu czy szkła nadal tam zalegają.

- Wyjęli mi odłamki szkła, jeśli o to chodzi.

- Czym?

- Pęsetą.

- Co za debil zgodził się na pęsetę? Masz w ogóle pojęcie, że za kilka lat znowu będą rozcinali Ci łeb, bo teraz już tego nie wyjmę?

Odwróciłem się z największą strzykawką jaką mogłem znaleźć. Mogłem podać mu narkotyki, ale zdecydowałem się na znieczulenie. Wymruczał coś pod nosem, co brzmiało jak "Jeśli dożyje", ale nie zrozumiałem go dokładnie.

- Siadaj - niedbałym ruchem głowy wskazałem mu krzesło - Daj rękę.. No ciio? Boisz się scykawek?

- Nie. - Warknął zajmując miejsce. Zdjął kaptur, na którym zgromadziło się trochę krwi z oderwanego strupa.

Podniósł rękaw, bym mógł wbić sporą igłę. Wybrałem taką specjalnie, by rozkoszować się jego niesmakiem na jej widok.

- Nie sądziłem, że będziesz mnie kiedyś o coś prosić, Akabane - powiedziałem ze spokojem, akcentując każdą sylabę. Przetarłem miejsce, w które chciałem się wbić i wolno zanurzyłem igłę w jego skórze.

Patrzyłem z uśmiechem jak zagryza wargę. Powoli wprowadziłem lekkie znieczulenie do jego krwiobiegu.

- Nie sądziłem, że się zgodzisz. - odparł - Wymyśliłeś już coś godnego stracenia czasu na zszywaniu kogoś z klasy E?

- Oczywiście - skłamałem gładko, oderwałem igłę i położyłem gazę w miejscu ukłucia. Tak, jak mnie uczyli.

Docisnął, by nie było śladu.

Jak przy pobieraniu krwi.

Wyrzuciłem strzykawkę i założyłem rękawiczki. Zanurzyłem nożyce i igłę w nerce, wypełnionej w połowie wodą i postawiłem na stolik obok.

- Zaraz zacznie działać. Tylko tu nie rzygaj - poleciłem, chociaż martwiłem się raczej o swój żołądek i to, że to ja będę musiał czyścić podłogę

Chwyciłem nożyce i zatrzymałem się nad szwem. Wziąłem głęboki wdech i uspokoiłem oddech.

Rozciąłem pierwszy. W trzech miejscach. Odłożyłem nożyczki.

Pierwszy z czterech.

Złapałem za koniec każdą część i wyciągnąłem z rany. Zanurzyłem je w wodzie, która przybrała czerwonawy odcień. Odkaziłem ranę, próbując nie patrzeć na biały kolor. Czaszka.

Moje palce zszywały sprawnie. Oczy wędrowały w tę i z powrotem, za igłą. Specjalna nić ładnie złączyła rozcięcie. Zegar tykał, a ja wyjmowałem szwy, odkażałem i zszywałem. Jak robot.

Assassination Classroom - Klasa zabójcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz