Rozdział 31

2.9K 273 86
                                    

*Asano pov.*

Jego tęczówki były zimne jak lód. Jeśli mój Ojciec posiadałby jakąkolwiek z tych superbohaterskich mocy (Poważnie, myślicie że Karma i Nagisa przejmują się moją obecnością? N-O-P-E.) to czułem, że byłoby to zamrażanie człowieka wzrokiem. Albo umiejętność spowalniania akcji serca.

Przełknąłem kęs mięsa.

- Nie proszę o szansę na wygraną - cały mój  strach nagle uleciał. Nie wiedziałem, czy spowodowane to było myślą, że w restauracji jestem bezpieczny, czy ostatnim kontaktem z Klasą E. Poczułem niespodziewany napływ pewności siebie. - Proszę tylko o szansę rozwoju moich umiejętności. Rozwoju współzawodnictwa. Chcę pokazać innym, że jako Przewodniczący Gimnazjum Kunugigaoka staram się aktywnie udzielać w atrakcjach pokazywanych przez szkołę. Pokazać, że naukę i sport da się połączyć.

Mój ojciec starannie złożył serwetkę. Zamilkłem, widząc na jego wargach uśmieszek.

Widziałem to już kiedyś. Przecież znam jego taktykę na pamięć. Wycofuje się, by potężnie uderzyć. A może chce mnie zmylić?

- Posłuchaj, Gakushuu - powiedział, a jego słowa zdawały się być jadem. Nie lubiłem gdy używał mojego imienia w ten sposób. To tak jakby wyśmiewał wybór swojej żony. Zacisnąłem rękę w pięść ze wściekłości.

- Dobrze wiesz, że turnieje organizowane są, by przerwać okres ciągłej nauki - kontynuował. - Daje to możliwość świeżego powrotu i wyuczenia się większej ilości materiału. To, że wygrasz zawody nie przyniesie Ci pomocy na teście.

Starannie złożoną serwetkę ułożył po lewej stronie swojego talerza. Jego fioletowe tęczówki posłały mi triumfalny wyraz, jakby...

Nie, nie jakby. W tej walce nie miałem żadnych szans. A on o tym doskonale wiedział.

- Pomyślałeś, Dyrektorze, że ja również potrzebuje świeżego startu? - gwałtownie odsunąłem od siebie talerz z niedokończonym posiłkiem, który dźwięcznie brzdęknął o jego półmisek.Mój apetyt wyparował. - Mam już prawie szesnaście lat. Inni mają kolegów, wychodzą na koncerty i mecze, a jednak ich rodzicom wystarczają czwórki i piątki. Nie celujące. Czwórki i piątki, tato.

- Nie jesteś inni - ten jeden tekst tak bardzo znienawidzony przez nastolatków. Trzy słowa, które sprawiły, że wybuchłem. Że przekroczyłem granice.

- Przecież kiedyś nie przywiązywałeś tak dużą wagę do nauki! - krzyknąłem, podrywając się z miejsca. To było głupie. Bardzo, bardzo głupie - Ten uczeń, Rikuto Ikeda... przecież nie wymagałeś od niego samych celujących! Cieszył się życiem póki jeszcze mógł!

Nie zaobserwowałem jego szybkiego ruchu. W tym jednym momencie, w którym wspomniałem o jego byłym, nieżywym uczniu nie myślałem trzeźwo.

Nie zdołałem uskoczyć. Gwałtownie się podniósł, a jakaś niewidzialna siła pchnęła mnie z ogromną mocą na prawo. Zahaczyłem o nogę stolika, przy którym jeszcze niedawno siedzieliśmy.

Nie krzyknąłem, kiedy ból rozlał się od mojego łokcia w dwie strony. Zszokowany, odwróciłem się na plecy, pół leżąc pół siedząc. Zgięcie lewej ręki pulsowało tępym, głupim bólem.

Uderzył mnie. Tak po prostu. Bo wspomniałem o Ikedzie. Bo byłem na tyle nieuważny, by o nim wspomnieć.

Zobaczyłem twarz kelnerki pochylającą się nade mną. Dopiero po chwili doszło do mnie o czym mówiła.

- Nie, nic mi nie jest - zapewniłem ją, wstając o własnych siłach. Łokieć nieprzyjemnie dawał o sobie znać, ale stłumiłem to uczucie. - Potknąłem się. Przepraszam za zamieszanie...

Assassination Classroom - Klasa zabójcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz