Rozdział 16

3.8K 372 94
                                    

Szliśmy przez miasto spowite nocą. Karma prowadził. Nie wiedziałem gdzie chciał umyć ręce i twarz, tak by nie zakazić rany.

Było przeraźliwie ciemno. Trzymałem jego rękaw, żeby się nie zgubić. Wstydziłem się złapać rękę, jak jakaś mała dziewczynka.

- Miałeś opowiedzieć - zwróciłem mu uwagę.

- Wiem, Nagisa. - Odwrócił się do mnie na chwile, ale widząc mój strach zwolnił kroku, byśmy szli ramię w ramię. - Nie bój się. Tu nikogo nie ma.

- Skąd możesz być pewny? Skąd mogę być pewny, że zaraz nie zemdlejesz?

- Nie zemdleję.

- Uh..

Karma przeskoczył murek, a ja bojąc się zrobienia z siebie debila zwyczajnie na niego usiadłem i przeskoczyłem po drugiej stronie.

Na ścianie budynku usytuowany był mały kranik.

To te z bierzacą wodą dla potrzebujących.

Odkręcił go i wetknął pod niego głowę. Jego ciało zadrżało. Woda była lodowata.

Krew leniwie zaczęła się rozcieńczać i spływać na chodnik.

- Dlaczego nie wrócimy do mnie? - Mój głos był jęczącym i wkurzającym dzieckiem. Zganiłem się w myślach. Nie chciałem, by był moją niańką.

- Bo twoja mama wysłałaby mnie do szpitala, gdyby zobaczyła moją głowę. Właśnie. Co jej powiedziałeś?

Podeszłem czując się jak ostatni debil. Tak nagle zniknąłem na godzinę.. Ciekawe czy się martwi.

Wziąłem do reki kosmyk jego włosów i oczyściłem z krwi.

- Nic. Wymknąłem się. Trochę mnie to dziwiło, że byłeś taki wściekły i..

Drgnął.

- Przepraszam. Czasem nad sobą nie panuje, ale Tobie nic nie zrobię. Przysięgam.

- Wiem, Karma - po moich rękach toczyła się woda, ale nie zwracałem na to uwagi. Patrzyłem w jego oczy. Przestraszone, jakbym zapędził go do rogu.

Więc zaczniemy delikatnie.

- Skąd znasz tę dziewczynę?

Odetchnął cicho i zakręcił wodę. Krewowoda zniknęła pod kratą ulicy. Oparł się o ścianę i zabębnił palcami w marmur. Schowałem ręce do kieszeni.

- Taru? - Bardziej stwierdził niż spytał - Czasem gdy się biję, by odreagować inni obstawiają. Nie chce krwawych pieniędzy. Daje je jej, by nie musiała tego robić. A... Kiedyś taki jeden oblech za dużo wypił. Nie, że nie jestem za gwałtem, ale nie chciałem na to patrzeć..

Współczesny rycerz. Zamiast od smoka ratuje dziewczyny od gwałtów.

- Zamierzam przeczekać tu noc. - powiedział stanowczo.

Kiwnąłem głową.

- Nie zrozumiałeś. Nie dam Ci spać na zimnie. Musisz iść do domu.

- Nie. Dopóki mi nie odpowiesz nie.

Westchnął i wyminął mnie. Poszedłem za nim.

- Zaczynaj - polecił - Chce mieć to z głowy..

- Często tam chodzisz?

Weszliśmy do parku. Ciarki przeszły mi po plecach.

- Co dwa dni, tak około.

Krzaki się poruszyły. Pisnąłem, chowając się za nim. Jego ręka sprawnym ruchem chwyciła pistolet i wymierzyła. W królika.

Assassination Classroom - Klasa zabójcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz