Zabijecie mnie. Rozdział napisałam już dawno, kiedy byłam (drugi raz) w szpitalu, ale... zapomniałam go opublikować? Miałam kilka spraw na głowie, poprawianie ocen z dwóch miesięcy i takie tam. Z jednego. Z półtora. Sama nie wiem.
Zapraszam do czytania!
*Asano pov.*
Siedziałem oparty o maskę samochodu mojego ojca. Wokół kręcili się lekarze i pielęgniarki, strażacy i oczywiście - policja.
Nigdy do nich nic nie miałem, serio, wykonywali tylko swoją pracę, nigdy nie doświadczyłem wrogości z ich strony i nienormalnego punktu w ich kodeksie. Nigdy. Aż do dzisiaj, kiedy chcieli zabrać Rena na komisariat i wyprowadzić mu proces sądowy.
Dobra, szczerze - jeszcze kilka godzin temu miałem go gdzieś. Nie liczył się, nie lubiłem go, strasznie mnie denerwował. Ale kiedy napadli na szpital, chcąc położyć tam bombę i wziąć zakładników, kiedy jeden z nich mierzył do mnie z karabinu, a Ren mnie uratował, wsadzając mu kulkę w łeb - chyba zaczął się trochę liczyć. Szczególnie że kiedy przybyła policja, cały czas trzymał się mnie. Że rozmawiał ze mną, aż nie przyjechał po mnie tata. Że mówił, jakby nic się nie stało. Jakby cały nie był poplamiony krwią.
- Naprawdę mogą go skuć? Przecież to była obrona, dlaczego... - mój głos nie wywierał żadnych emocji, po prostu się wydobywał, rozmawiając.
- Mówią, że zabił go tuż po ogłoszeniu białej flagi. Wtedy cóż, mogą. - ojciec przed chwilą odbył długą rozmowę z lekarzem. O moim stanie zdrowia, o możliwości zapisu mnie do innego szpitala, o lekach jakie muszę brać. Bo wracam do domu. Bo wypadek przywrócił mi normalne patrzenie na świat.
Bo muszę opiekować się Renem.
- Chcesz już wracać? - fioletowe oczy Węża nie wyrażały gniewu, wyższości, czy innej złej emocji. Były tylko zamyślone. - Jesteś pewien, że chcesz wrócić do szkoły? - zmartwienie z jego ust lekko mnie zaskoczyło. - Możesz zostać jeszcze trochę w domu.
- Wiem. Ale chyba się za tym stęskniłem. I muszę przygotować się do egzaminów, bo jeszcze trochę i wzór na pole kwadrata wypadnie mi z głowy - uśmiechnąłem się. Kącik ust ojca zadrgał. Chyba oboje się teraz zmieniliśmy. Albo oboje udawaliśmy zmienionych, teraz, przy ludziach. Ale miło było z nim rozmawiać.
- Posłuchaj - powiedział poważnie, również opierając się o wóz. Niebo było zachmurzone, zbierało się na burzę. Czekałem. Aż powie, aż deszcz zacznie padać. Ale nie skończył.
Wpatrywałem się w ludzi, próbując znaleźć moich znajomych. Sakakibara rozmawiał z rodzicami przyciszonymi głosami, jego usta nie były ściśnięte, a ręce nie drżały. Nie doszło do niego jeszcze, że to zrobił. Że strzelił do człowieka, który się wykrwawił. To przyjdzie do niego w nocy, wiedziałem to. To zawsze przychodzi do nas w nocy.
Ojciec zaczął coś mówić, ale nie dosłyszałem. Po chwili przerwał, podążając za moim wzrokiem. Wydał z ust ciche westchnienie. Musiał zrywać się z pracy. Myślał, czy jutro odwołać lekcje, ale doszedł do tego, że nie. Skoro ja chcę iść, to zostaje tylko Ren. A jego równie dobrze może zwolnić. Nie warto niepokoić wszystkich, plotki i tak się rozejdą.
- Jedziemy? - spytał. Przymknąłem oczy i pokiwałem głową, odrywając się od samochodu. Wstałem i podążyłem do ucznia, który właśnie stał się mordercą.
Zwrócił do mnie głowę i kiwnął. Spojrzał na swoich rodziców i odszedł ze mną kawałek. Widziałem jak się we mnie wpatrywali, jak myśleli "I on był tego wart? Przecież nasze dziecko jest tak dobrze wychowane. Nigdy by nie zrobiło czegoś takiego".
CZYTASZ
Assassination Classroom - Klasa zabójców
FanfictionAssassination Classroom: > główny ship: Karmagisa > ship poboczny: Kayano x Nagisa (Aczkolwiek nie lubię Trawnika i randkowanie z Nagisą jej nie wyjdzie), > brak wymyślonych postaci, > pov. (Perspektywa) Nagisy, bądź w późniejszych rozdz...