Rozdział 39

2.3K 175 146
                                    

*Asano pov.*

Stałem przy furtce, nie wiedząc co dalej zrobić. Wokół mnie cykały jakieś dziwne, zapewne zielone owady. Przed nosem co rusz przelatywała pszczoła albo dwie. W oddali... nie było słychać nic. Żadnych samochodów, ludzi i bomb atomowych zrzuconych przez Putina.

Tylko szum i dotyk wiatru utwierdzał mnie, że to nie jest sen. A jeśli już był, to jakiś bardzo, bardzo realistyczny.

Telefon zapikał. Dźwięk sms'a rozszedł się po najbliższym metrze. Był cichy, spokojny, więc nie przerwał transu moich spojówek.

Wpatrywałem się w podupadnięty dom przede mną. Podupadnięty nie było chyba dobrym słowem. Budynek był obrośnięty bluszczem, składał się z parteru i jednego piętra. Żaluzje były odsłonięte. W najbliższych oknach ujrzałem sylwetkę krzątającej się po kuchni kobiety. Światło skupiało się na szkle, dając bajkowy efekt. Kobieta obróciła się i wbiła we mnie wzrok miłych tęczówek.

Popchnąłem furtkę, wchodząc na posiadłość. Nie wiedziałem gdzie jestem, ale ciekawość nie potrafiła nie popchnąć mnie do działania. Zrobiłem parę kroków, by wpaść na jakieś ciepłe, pachnące wodą kolońską i jabłkami ciało stałe.

- Oj, wybacz Mały - głos mężczyzny mimo wszystko był radosny. Emeryt drżącą ręką poprawił posiwiałe włosy. - Jesteś ten od Rena? Asano, tak? Syn dyrektora?

- Tak, proszę Pana - szepnąłem, wygładzając białą koszulkę. Widząc ten gest stojący przede mną człowiek skrzywił się nieznacznie. - Ren Sakakibara mówił mi, że mam tutaj przyjść. Po... prezent. Tak to nazwał. Ale nadal nie orientuje się...

- Ren do mnie dzwonił, wszystko już wiem. Jestem jego dziadkiem, miło mi Cię poznać, Asano - odparł radośnie dziadek. - Tak, prezent. Właściwie to spadłeś nam z nieba jak anioł. Właściwie to na początku byłem sceptyczny, ale Junior wyjaśnił mi, że... przyda Ci się psychicznie. Byłeś w szpitalu, prawda? Samobójstwo?

Spiąłem się nieznacznie na te słowa. Dziadek Rena - jak się okazało - wiedział o mnie więcej niż chciałem. Ale tak to już jest z dziadkami, prawda? Interesują się życiem. Jego wypowiedź była dla mnie niejasna. "Junior" pewnie musiał być jego wnuczkiem, ale nie można chyba być potrzebnym żeby dostać prezent. Co to będzie? Stary samochód potrzebujący naprawy?

- Byłem w szpitalu. Wie pan, to trochę dla mnie trudne...

- Oczywiście, oczywiście. Nie zmuszam Cię tu do niczego. Napijesz się herbaty czy od razu chcesz zobaczyć Najlepszy Prezent Pod Słońcem? Dodam tylko, że herbata robiona przez moją żonę jest paskudna - ostatnie słowa wyszeptał, nadając scenie dramatyzmu.

Nie powiem, polubiłem tego faceta. Był przyjaźnie nastawiony do świata i inny niż zbuntowana mama Sakakibary. Był taki ciepły. W środku mojego ciała rozlało się błogie uczucie bezpieczeństwa.

- Chyba poproszę od razu. Zdradzi mi pan jakieś szczegóły? Nie wziąłem ze sobą żadnego plecaka, przyjechałem tu autobusem, więc nie wiem czy to udźwignę.

- Z tym raczej nie powinno być problemu, chociaż kilka kilo to waży. Poradzisz sobie na pewno!

Mięśnie moich rąk i nóg właśnie zaczęły odprawiać marsz pożegnalny.

Dał mi gest, żebym poszedł za nim. Minęliśmy dom, wchodząc do usianego kwiatami i dziko rosnącym innym zielskiem ogródka. Na drzewach pojawiły się już dorodne owoce, przykrywając trawę warstwą miąższu.

Przecięliśmy mały sad, ruszając do czegoś w stylu garażu. Wysoka, metalowa brama w siateczkę przypomniała mi te wykorzystywane w filmach - można się było po niej wspiąć i zejść drugą stroną, albo zeskoczyć. Kolejne skojarzenie nawiązywało do obozów koncentracyjnych.

Assassination Classroom - Klasa zabójcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz