17

142 17 3
                                    

M.T.

- Nie wierzę w to, co robimy... - Mruknęłam cicho wyglądając przez szybę w drzwiach, czy nikt nie zmierza w kierunku gabinetu szeryfa. Stiles gorączkowo przeglądał teczki chaotycznie rozrzucone po biurku szukając tej, która zawiera informacje na temat Scotta McCalla i tego, co się z nim stało. Stilinski znał gabinet swojego ojca i cały posterunek jak własną kieszeń, więc doskonale wiedział gdzie szukać. Oczywiście dorobione karty magnetyczne i klucze do wszystkich przejść były w tym wszystkim najdziwniejsze. Który nastolatek ma w posiadaniu podobne rzeczy? Oprócz Stilesa, nikt. - Pośpiesz się, nie wiem jak wiele spraw do obgadania ma szeryf i zastępca Parrish, ale wyglądają, jakby prawie wyczerpali tematy. - Oznajmiłam ostrożnie odchylając roletę w oknie.

- Mam! - Krzyknął triumfalnie brunet unosząc w górę plik kartek. Spojrzałam na niego zniecierpliwiona. Nie chciałam zostać przyłapana na włamaniu i przeglądaniu dokumentacji, ale nie mogłam odmówić udziału w całej akcji. Chciałam pomóc w rozwikłaniu zagadki, nawet jeżeli graniczyło to z głupotą. - Nic nowego. Jest tylko wzmianka o jego stanie zdrowotnym. Miał ranę kutą jamy brzusznej, został uderzony w okolice skroni tępym, ciężkim przedmiotem, ale na szczęście go to nie zabiło. Był bardzo wyziębiony. Cudem przeżył. - Zacisnęłam wargi zdenerwowana. Żadnych przydatnych informacji. Wyjrzałam na korytarz, żeby sprawdzić ile mamy czasu na wyjście. Nie było go wiele, gdyż szeryf już odwrócił się w stronę swojego biura, w którym dwójka nastolatków przeglądała raporty.

- Twój tata idzie! - Wyszeptałam gorączkowo, ale Stiles nawet się tym nie przejął. Przeciągnął kartę przez czytnik, aby odblokować tylnie wyjście.

- Idź i zadzwoń do Lydii. Ja jakoś się wytłumaczę. - Spojrzałam na niego z wahaniem. Mogliśmy oboje stąd wyjść bez niczyjej wiedzy. - Idź. - Ponaglił mnie brunet. Wybiegłam z pomieszczenia od razu kierując się do swojego samochodu. Ledwie zdążyłam zatrzasnąć za sobą drzwi, a już przeszukiwałam torebkę w poszukiwaniu telefonu.

L.M

Isaac spojrzał na mnie po raz ostatni i zniknął we wnętrzu sali szpitalnej. Oddaliłam się od niej na tyle, aby nie wyglądać podejrzanie, ale żeby jednocześnie obserwować teren. Usiadłam na plastikowym krzesełku i wypuściłam nieświadomie wstrzymywane powietrze. Przez zdenerwowanie w mojej głowie pojawiały się niekontrolowane głosy, które musiałam jakoś wyciszyć. Nie słyszałam całkowitych myśli, jedynie urywki zlewające się w całość. Zrobiłam tak, jak uczył mnie Lahey. Wciągnęłam powietrze nosem chcąc unormować oddech i bicie serca. Skupiłam się na jednej osobie. Padło na siedzącą nieopodal dziewczynkę, która ściskała małego pluszaka. Miała piękne brązowe loki, ale w świetle powstawały na nich rudawe przebłyski. Dziewczynka spojrzała na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczami jakby wyczuła moje spojrzenie. Chaos w mojej głowie powoli ustawał, a na jego miejsce wszedł melodyjny głosik dziecka. Uśmiechnęła się szeroko, a ja pomyślałam, że przypomina mnie gdy byłam w jej wieku.

W końcu osiągnęłam swój cel i wykluczyłam wszystkie głosy z głowy. Rozluźniona oparłam plecy o zimną ścianę i rozejrzałam się po korytarzu. Był niemalże pusty, z wyjątkiem pielęgniarki, która trzymając w dłoni tackę z lekami dumnie kroczyła przed siebie. Szybko uzyskałam wgląd do jej myśli, aby sprawdzić, gdzie zmierza. Sala 217. Szybko spojrzałam na tabliczkę na ścianie obok drzwi do sali Scotta, 217. Musiałam ją jakoś zatrzymać, a nie miałam na to żadnego planu, więc byłam zdana na improwizację. Gwałtownie wstałam z krzesełka i zrobiłam kilka kroków zasłaniając ciałem drzwi. Wyższa ode mnie brunetka zatrzymała się dwa kroki ode mnie.

- Przepraszam panią, ale muszę tam wejść. - Powiedziała z wymuszoną uprzejmością. Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Szybko odkaszlnęłam zdając się na instynkt.

Oddity (1 & 2)  - Teen Wolf AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz