2.02

158 23 6
                                    

Stiles Stilinski

Idę korytarzem szkoły rozglądając się dookoła. Nerwowo zaciskam dłonie na trzonku mojego kija od lacrosse, gdy dźwięk moich kroków niesie się po opustoszałym budynku. Gwałtownie się odwracam, gdy słyszę za sobą trzask. Na końcu korytarza zgasła lampa. Nic poważnego, ale przyspieszam kroku. Ale już po sekundzie orientuję się, ze coś jest nie tak. Słyszę mnóstwo kroków, więc znowu oglądam się w tył. Z każdych możliwych drzwi wyłaniają się uczniowie wylewając się na korytarz niczym masa ludzka. Czuję się raźniej, ale nie trwa to zbyt długo, gdyż orientuję się, że każda osoba kieruje się w moją stronę rytmicznym krokiem. Lampy zaczynają po kolei gasnąć, jakby chciały mi przekazać, że mój czas ucieka i ja też powinienem to robić. Biegnę nie zostawiając za sobą kija, który może mi ewentualnie posłużyć jako broń przed zombie-licealistami. Główne drzwi szkoły otwierają się, a do środka wchodzi znajoma mi postać. Od razu ją poznaję. Wysoka, szczupła, krótkie włosy - Malia. Stoi z pochyloną głową lekko przygarbiona jakby płakała.

- Malia! - Krzyczę i bez wahania do niej biegnę. Muszę ja stąd zabrać, zanim zostaniemy okrążeni przez ludzi. Tate nawet nie drgnęła Zatrzymuję się tuż przed nią, ale nadal nie unosi głowy. Spanikowany patrzę w tył. Dziwna masa ludzka stoi nieruchomo kilka metrów od nas i wbija we mnie swoje puste spojrzenie. Przełykam głośno ślinę, gdy zauważam, że wszystkie oczy są czarne jak smoła. - Malia, musimy uciekać!- Wrzeszczę prosto do ucha dziewczyny i chcę wyciągnąć ją za rękę z budynku, ale odnoszę porażkę. Nie mogę ruszyć dziewczyny z miejsca, jakby była wmurowana w posadzkę. Chwytam jej twarz w dłonie i unoszę ją w górę. Jej oczy są równie czarne, co innych. Nie dążę odskoczyć w tył bo opętana Malia zaczyna wrzeszczeć.

Pochłania mnie ciemność i upadam na kolana. Próbuję zasłonić uszy dłońmi, ale nic to nie daje. Zaczynam krzyczeć z bólu, czuję krew płynącą z moich uszu i nosa. Stopniowo jeden, przenikliwy wrzask przeradza się w chór wiwatów. Niepewnie otwieram oczy. Znajduję się na środku boiska do lacrosse. Otaczają mnie ludzie. Zaciskam mocniej dłonie i orientuję się, że stoję przywiązany do pala. Nie mam możliwości ruchu, więc zaczynam błagać o pomoc. Z każdej strony nadchodzą zawodnicy szkolnej drużyny. Nie widzę ich twarzy, ani nie mogę rozróżnić numerów na koszulkach, ale każdy z nich trzyma w dłoniach kij do lacrosse, na którego końcu umocowana jest pochodnia. Zamieram, obserwując jak zbliżają się do mnie. Dzieje się to o wiele szybciej, niż mógłbym przypuszczać. W ciągu kilku sekund moje ciało staje w płomieniach.

Obudziłem się z krzykiem i panicznie zacząłem machać nogami zaplątując się w kołdrę. Do mojego pokoju wbiegł tata z zatroskanym wyrazem twarzy. Trochę mnie uspokoiła sama jego obecność, ale nadal byłem bliski ataku paniki. Gestem wskazałem, że potrzebuję inhalatora. Ojciec od razu zaczął przeszukiwać szufladę mojego biurka i plecak mamrocząc coś pod nosem. Przestałem krzyczeć, ale nie mogłem złapać oddechu. Ostatecznie stoczyłem się z łóżka i czołgając się znalazłem się przy swoim plecaku. Odsunąłem ręce rodzica od niego i sam sięgnąłem do wnętrza szukając znajomego kształtu. Poczułem dłoń taty na plecach. Skupiłem się jeszcze bardziej i w końcu udało mi się chwycić plastikowy przedmiot w dłonie. Pospiesznie wcisnąłem ustnik między wargi i naciskając inhalator, wciągnąłem gwałtownie powietrze. Wykończony oparłem plecy o biurko i próbowałem unormować oddech.

- Już lepiej? - Zapytał siwowłosy mężczyzna. Pokiwałem głową z ulgą. To kolejna nieprzespana noc dla mojego taty, nie chciałem, aby chodził przeze mnie przemęczony. - Czy to ma związek z wypadkiem Allison Argent? Te wszystkie koszmary i w ogóle.

- Prawdopodobnie. - Odpowiedziałem, domyślając się, że tak jest. Wszystko zaczęło się tamtego dnia, ale w ostatnim czasie nawet się nasiliło. Teraz już każda noc była zakłócana przeze mnie. Widząc zatroskaną minę ojca, postanowiłem się przed nim otworzyć. - Śni mi się, że płonę żywcem, tak samo jak ona. Nie mogę się ruszyć, jestem jak sparaliżowany. - Wyznałem, a na samo wspomnienie łzy zebrały się w moich oczach. Oczywiście nie mogłem powiedzieć całej prawdy, wątek opętania i zdolności moich przyjaciół przytłacza nawet nas, chociaż siedzimy w tym bagnie po szyję od jakiegoś czasu. Wtedy zapewne wydałoby się także to, że Allison wcale się nie potknęła. Była opętana. Jej śmierć nie byłą naszą winą. Jedynym naszym błędem okazało się to, że jesteśmy kim jesteśmy.

Oddity (1 & 2)  - Teen Wolf AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz