2.07

149 20 7
                                    

2566 słów

Lydia Martin

Wypuściłam powietrze z ust z cichym świstem, gdy spojrzałam w lusterko samochodowe. Pomimo moich wielokrotnych prób pod oczami nadal miałam bardzo widoczne zasinienia przez nieprzespaną noc. Pokręciłam głową z bezradności i wyciągnęłam kluczyk ze stacyjki. Zabierając ze sobą torebkę wyszłam z samochodu i odruchowo rozejrzałam się po parkingu. Nigdzie nie zauważyłam charakterystycznego Jeepa, ani chociażby auta Malii, ale na drugim końcu parkingu stał samochód Isaaca. Upewniwszy się uprzednio, że zamknęłam drzwi ruszyłam ku wejściu do szkoły. Nie minęło dużo czasu jak przy samych drzwiach zauważyłam sylwetkę swojego przyjaciela. Na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech. Isaac opierał się o ścianę, był wyraźnie rozluźniony i beztroski. Najwidoczniej nieźle mu ulżyło, gdy wyładował się na Aidenie. Lahey przeskanował wzrokiem tłum uczniów przed szkołą, w którym stałam też ja. Zapewne mnie zauważył, gdyż na jego twarz wstąpił ten mały, arogancki uśmiech. Pewnym krokiem ruszyłam w jego stronę. O mały włos, a wylądowałabym na chodniku, gdy jakaś dziewczyna próbując mnie wyminąć zahaczyła o moje ramię. Beztrosko poszła dalej skacząc na schodach, co dwa stopnie. Pokręciłam głową, nie rozumiejąc tego pośpiechu i znowu spojrzałam na Isaaca, żeby się upewnić, że nadal tam na mnie czekał.

Owszem, stał w tym samym miejscu, ale tuż przed nim stała niska brunetka, która mnie potrąciła chwilę temu. Zastygłam w miejscu, a uśmiech zszedł momentalnie z mojej twarzy. Nie byłam głupia, to już chyba oczywiste, że nie czekał na mnie. Nawet mnie nie zauważył, najwidoczniej całą jego uwagę pochłonęła tamta dziewczyna. Kim ona jest? Nie bądź zazdrosna, nie możesz być. Isaac i jego nowa znajoma z szerokimi uśmiechami na twarzach weszli do budynku. Przez chwilę mogłam przyjrzeć się dziewczynie, była całkiem ładna, ale nie mogłam skojarzyć jej imienia. Lahey nigdy o niej nie wspominał, nie przy mnie.

- Hej, Opętana! - Od razu wiedziałam,że  to do mnie. Tylko to zdołało przebić się przez mieszaninę głosów i dotrzeć do moich uszu rozbrzmiewając głośno i wyraźnie. Kilka osób gdzieś blisko ryknęło śmiechem, ale nie umiem określić czy była to reakcja na zaczepkę tego chłopaka. Powoli odwróciłam głowę utrzymując pusty i obojętny wyraz twarzy. Kilka metrów dalej stała grupka nastolatków patrzących na mnie wyczekująco. W końcu jakiś blondyn, po głosie poznałam, że to on zaczął, kontynuował swoją zabawę. - Patrz, co my tutaj mamy. Krzyż i woda święcona! - Spojrzałam na wisiorek z małym krzyżykiem na jego szyi i butelkę w jednej dłoni. Stojąca obok dziewczyna prychnęła śmiechem patrząc na mnie z pogardą. Gdy tylko dostrzegli brak reakcji z mojej strony, chłopak odkręcił butelkę i zamachnął się w moją stronę. Dookoła siebie słyszałam jak zszokowani uczniowie wstrzymują gwałtownie powietrze, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że to przedstawienie, a raczej tragedia, zebrała sporo widzów. Mimo to nie cofnęłam się nawet o krok, aby uniknąć strumienia wody. Prawie wszystko wylądowało na chodniku przede mną, ale kilkanaście pojedynczych kropel dotarło do swojego celu. Kilka upadło na moją spódniczkę, może trzy na nogi, a jakaś nawet zderzyła się ze skórą mojej twarzy. Zerknęłam szybko na sprawców całego zamieszania, zachowując obojętność, aby nie ulec upokorzeniu. Dam sobie radę, przecież już przechodziłam przez podobne rzeczy rok temu. Potrafię wyjść z takiej sytuacji z klasą. Wyłapałam tylko, że dziewczyna, którą wcześniej rozbawiły słowa kolegi trzyma w dłoni duży, papierowy kubek z kawą. Decyzję podjęłam błyskawicznie. Całkowite skupienie, spokój i koncentracja. Niezauważalnie poruszyłam palcem wskazującym zwisającej luźno ręki i wtedy kubek przechylił się gwałtownie, a jego zawartość wypłynęła na tą uroczą dwójkę. Udając zupełny brak zainteresowania wycofałam się niknąc w tłumie. Jak najszybciej schowałam się w budynku szkoły. Tam już nikt nie zwracał na mnie uwagi, więc spokojnie szłam przed siebie. Czułam bolesny ucisk w żołądku i pieczenie oczu. Zamrugałam szybko, aby odgonić łzy i bez komplikacji dotrzeć do szafki. Gdy w końcu byłam blisko znowu ujrzałam Isaaca, który miał szafkę blisko mojej. Szukał czegoś spokojnie przekładając książki, dopóki nie podeszła do niego szkolna pani pedagog. Przez chwilę rozmawiali, głównie pani Marin Morrell pytała, a Lahey krótko odpowiadał. Nie trwało to długo, Isaac w końcu zaczynał się denerwować z nieznanych mi powodów. Nie chcąc dłużej stać na środku korytarza, jakbym czekała na żarty i obelgi, chciałam niezauważalnie przemknąć do swojej szafki i oddalić się, ale nie było mi to dane.

Oddity (1 & 2)  - Teen Wolf AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz