Lydia Martin
Szybkim krokiem przemierzałam szkolny korytarz. Stukot moich obcasów znikał wśród szkolnego hałasu. Z trudem przeciskałam się między skupionymi na sobie uczniami czując się, jakbym płynęła pod prąd w rwącej rzece ludzi. To wymagało ode mnie sporego nakładu cierpliwości, bo zanim dotarłam do wyjścia minęło dobrych kilka minut. Gdy w końcu wyszłam na świeże powietrze, odetchnęłam z ulgą i ruszyłam dalej w stronę boiska. Kilka minut temu Isaac napisał mi wiadomość prosząc o pilne spotkanie właśnie w tym miejscu. Nie miałam nawet pojęcia, o co mogło mu chodzić. Ta niewiedza zmuszała mnie do jeszcze szybszego chodu. Na szczęście, albo i nie, na boisku była tylko jedna osoba. Musiał być to Lahey. Zdyszana pozwoliłam sobie na zwolnienie tempa. Próbowałam jakoś ustabilizować swój oddech. Dotknęłam dłonią rozgrzanego policzka, który zapewne był zaczerwieniony z wysiłku. Cóż, nigdy nie byłam dobrym sportowcem, a tydzień leżenia, oglądania seriali i jedzenia budyniu z krakersami wcale nie sprzyjał byciu jednym z nich. Gdy w końcu postawiłam pierwszy krok na murawie boiska, postanowiłam poinformować o swojej obecności. Lahey był tak zajęty rzucaniem piłki do bramki, że nawet nie zauważył mojego nadejścia.
- Isaac! - Zawołałam machając do chłopaka. Przerwał swoje ćwiczenia i spojrzał na mnie marszcząc przy tym nos ze względu na słońce. Zrobił kilka kroków schylając się po coś. Idąc w jego stronę zaczęłam poprawiać fryzurę. Przeprawa przez dziki tłum przyczyniła się do powstania chaosu na mojej głowie. Isaac pił wodę, a po jego czole spływały kropelki potu. Tak jak miałam to w zwyczaju, zebrałam kilka białych piłek do lacrosse i stanęłam w bezpiecznej odległości. Czekając aż Lahey przyjmie odpowiednią pozycję do przyjmowania rzutów, postanowiłam zacząć rozmowę.
- O czym chciałeś rozmawiać? - Zapytałam rzucając w stronę Isaaca jedną z piłek. Brunet złapał ją swoim kijem i zamachnął się. Kula poszybowała do bramki z niezwykłą siłą.
- Ty i Carver. To prawda? - Lahey wyrzucił z siebie z jadem w głosie i obrócił kij w dłoniach. Bez słowa rzuciłam kolejną piłkę. Ta wpadła do bramki jeszcze szybciej i mocniej. Isaac spojrzał na mnie badawczo i przeczesał dłonią mokre włosy. Odchylił głowę w tył ciężko oddychając i rzucił kij pod nogi. Próbowałam się odezwać, ale chłopak przeklął głośno i zaczął chodzić w kółko. Stał się tykającą bombą. Czekałam aż nastąpi jego wybuch. - Czyli to prawda. Dlaczego, do cholery, dowiaduję się o tym od przypadkowego ucznia, a nie od ciebie, Lydio? - Zatrzymał się na chwilę patrząc mi w oczy. Nie odwracając wzroku przystąpiłam do wyjaśnień.
- Właśnie dlatego, Isaac. Jesteś wściekły i oboje wiemy, że nie chodzi o sam fakt zatajenia tego. - Powiedziałam spokojnie i odłożyłam trzymane w dłoniach piłki na ziemię. - Poza tym to nic takiego. Idę z nim na bal, ale to nie oznacza jakichkolwiek zobowiązań. Potem nasze drogi się na pewno rozejdą. Nie masz o co się denerwować.
- Czyżby? Lyds, dobrze wiesz jaki jest Carver. Cały czas tylko ci obiecywał, ciągle mówił. Po tym wszystkim ty dajesz mu drugą szansę? Zastanów się.
- Wiem, Isaac i rozumiem, że się martwisz. Ale potrafię podjąć samodzielnie decyzję i już to zrobiłam. - Oznajmiłam zatrzymując bruneta wpół kroku. Rysy jego twarzy zmiękły i teraz jego mimika nie wyrażała gniewu lecz błaganie.
- Lydia, proszę, przemyśl to. Aiden miał cię gdzieś, gdy potrzebowałaś wsparcia, a teraz wystarczył bukiet kwiatów, żeby o tym zapomnieć? Mógłbym dać ci tysiące bukietów, żebyś tylko tam nie szła. - Isaac podszedł do mnie wolnym krokiem. - Błagam, pomyśl nad swoją decyzją. Zrób to dla siebie, dla mnie. - Jego głos był delikatny, gdy nie przerywając kontaktu wzrokowego chwycił moją rękę. Ścisnęłam jego dłoń uśmiechając się przy tym.
CZYTASZ
Oddity (1 & 2) - Teen Wolf AU
Fanfiction[Postacie są inspirowane bohaterami serialu Teen Wolf, aczkolwiek nie są z nim związane.] oddity ▸osobliwość, dziwactwo, kuriozum, dziwadło, dziwaczność, dziwak, cudactwo, dziwność, dziwoląg, niezwykłość, bzik, dziwowisko, dziwadełko, kurioza...