Rozdział siódmy

2.1K 113 8
                                    

Pierwsze co mi przychodzi do głowy to pytanie, skąd on tu się wziął skoro jeszcze chwilę temu był w ogrodzie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pierwsze co mi przychodzi do głowy to pytanie, skąd on tu się wziął skoro jeszcze chwilę temu był w ogrodzie. Potem uzmysławiam sobie, że zaraz nawrzeszczy na mnie wściekły i znów zacznie mnie sszantażować.

- Nie wiem gdzie cię znaleźli, ale kompletnie się nie nadajesz nawet do tego. - warczy spoglądając na swoją koszulę, gdzie widnieje brązowa plama.

- Nie wiedziałam, że akurat będziesz wychodził. - odpowiadam lodowato i przepuszczam jego wredną uwagę mimo uszu. - To ty powinienieś uważać jak otwierasz te drzwi. Jakbyś chciał je wyrwać z zawiasów.

- Nic ci do tego! Nie zachowuj się tak, jakbyś była mieszkańcem tego pieprzonego pałacu! - syczy wściekły. Chyba nie przejął się zbytnio parzącą kawą, która ścieka mu po torsie.

- Niestety tu mieszkam i niestety też, ale musisz się z tym pogodzić. - mam ochotę cisnąć tą filiżankę o podłogę by pokazać mu, jak bardzo jestem zła. - To nie moja wina, że się tu znalazłam. - dyszę zupełnie jak on, jakbyśmy przebiegli maraton.

- Nie znalazłabyś się tutaj ot tak. - pstryknął palcami poirytowany. Prawda, nie znalazłam się tu przez przypadek, tylko przez ''dobrą intencję'' Sióstr. - Co, wolałaś uniknąć więzienia, dlatego załatawiłaś sobie posadę tutaj, he?

- Więzienia? Nigdy w życiu nie byłam w więzieniu, ani nie miałam do niego iść! - wybucham oburzona. - Nie licząc klasztoru, który był niczym cela. Dziś rano się dowiedziałam, że wylatuję z niego i Siostry oddały mnie w ręce jakiegoś mężczyzny, który zawiózł mnie tutaj! Dlaczego wszystkich ludzi z zewnątrz bierzesz za nieudaczników i skazańców? Nawet sobie nie wyobrażasz w jakim dobrym świecie ja żyłam. Była bieda i trzebabyło dniami pracować by zarobic marne grosze, ale przynajmniej nie było tam tego, co jest tutaj. Istne poniżenie i brak szacunku do wszystkiego. - pluję mu pod nogi czując obrzydzenie tym wszystkim. - A wogóle to co cię to tak interesuje? Życiorys służącej, co?

Nie wiem, czy kiedykolwiek byłabym w stanie powiedzieć to samo, co powiedziałam jemu. Jestem tutaj od rana, a już mam ewidentnie wrogów. To dopiero pierwszy dzień, a jeszcze tyle miesięcy przede mną, zanim osiągnę pełnoletność i będę mogła uwolnić się stąd. Zanim jednak to nastąpi, minie trochę czasu.

- Nie interesuje mnie twoje życie. - mówi obojętnie w końcu po krótkiej ciszy. Trochę wściekłość z niego zeszła, ale nie do końca. - Chcę, żebyś nie powiedziała mojemu ojcu o tym, co słyszałaś w ogrodzie.

- Po co niby miałabym to mówić? Co mnie to obchodzi co planujesz? - cedzę tym razem ja, z wściekłą obojętnością. - Zaraz może jeszcze powiesz, żebym się tym i ja nie przejmowała. Bo twoja dziewczyna wręcz przeciwnie, myśli za was obojga. - prycham nie wiedząc nawet po co zbaczam na ten temat, zamiast po prostu odejść

- To nie jest moja dziewczyna. - poprawia mnie. - I nie musiałaś podsłuchiwać nas w ogrodzie. Nie masz prawa nikogo szpiegować.

- Tak samo jak ja, ani inni nie mają prawa spokojnie żyć w tym kraju. We wiosce czy miasteczku - nadal to samo. - spoglądam mu w oczy: ciemne jak jego włosy, w których widzę cień zaskoczenia, zrozumienia i smutku, ale tylko przez chwilę. Stoi wpatrując się we mnie z otwartymi ustami, jakby zamierzał coś powiedzieć, ale milczy.

Królowa ColdwaterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz