Rozdział pierwszy

3.9K 166 15
                                    

Czekam

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Czekam. Wsłuchuję się w rytm własnego serca, przygryzając wargę do krwi z niecierpliwości. Słyszę kroki na korytarzu i wiem, że właśnie zmierza tu Siostra. Jak zawsze, przyjmuję tą samą postawę.

Drzwi się ciężko otwierają i po sekundzie Elisabeth jest już w progu mojego pokoju, który wieje pustką i ciszą.

- Pomodliłaś się, Jutta? - słyszę jej głos, ciężki, jakby miała zaraz postawić mi wyrok.

Mam ochotę ją poprawić  poraz tysięczny, ale zapewne zostałabym przez nią zbesztana. To co powie Siostra jest święte. Siostra może wszystko - nawet zmienić Ci imię. W jej przypadku to jak najbardziej norma. Odnoszę wrażenie, że tylko mnie traktuje, jak bym wogóle nie miała własnych praw i mienia.

- Tak - kłamię po dłuższej ciszy. - Tak jak zawsze.

Codziennie przychodzi, by mi przypomnieć o modlitwie przed snem. Jestem kiepską kandydatką na siostrę zakonną. Wstąpiłam tu z przymusu, wcale takiej potrzeby nie odczuwałam i Siostra Elisabeth dobrze o tym wie. Spoglądam szybko w jej stronę. Przeszukuje wzrokiem pomieszczenie, jakby coś chciała znaleźć, coś zakazanego. Wiem co. Świadomość, że taką rzecz posiadam jeszcze bardziej mnie nakręca.

Zamykam oczy i słyszę, jak odmawia po cichu modlitwę w mojej intencji. Kiedy kończy, dmucha w płomień wielkiej świecy, która oświetla pół pomieszczenia i wychodzi. Wypuszczam z siebie całe powietrze, które wstrzymywałam. Nie zamknęła drzwi? Zapomniała? A może chce sprawdzić, czy potrafię dotrzymać  słowa? Podchodzę do nich i przystawiam do drewna ucho. Kroki na korytarzu cichną, aż w końcu zapada głucha cisza. Wracam na łóżko, które jest stare i liche. Nie mam specjalnych wygód, jedyne co mnie w nocy może ogrzać to cienki polarowy koc, który zapewne przeszedł nie jedno. Z początku mogłam spać pod puchową pierzyną, teraz tylko pod większym kawałkiem szmaty. Domyślam się dlaczego - poprzez moje zachowanie.

Zapalam świecę stojącą obok łóżka, a potem wyrywam brudną deskę z podłogi, tuż pod nim. Z głębszego otworu zrobionego pod nią wyciągam księgę; wysoką na osiem palców i szeroką na pięć. Serce jak za każdym razem bije mi szybko i z coraz większym zniecierpliwieniem. Kartkuję strony aż natrafiam na zaznaczoną, tam, gdzie ostatnio skończyłam czytać, zanim omało co nie zostałam przyłapana. Płomieniem świecy oświetlam cieniutkie strony, na których widnieją słowa zapisane ręcznie. Księgę znalazłam jednego dnia, kiedy Siostra Elisabeth zabrała mnie do klasztornej biblioteki. Jeszcze w życiu tyle książek nie widziałam. Jest ich tam tysiące. Walają się na podłodze, bo na półkach nie ma już miejsca. Siostra chciała, abym jej pomogła trochę ich uporządkować. Zabroniła mi czegokolwiek innego dotykać, a już broń Boże, zabierać. Kiedy układałam egzemplarze w równe stosy, ukratkiem wsunęłam pierwszą lepszą do kieszeni spódnicy. Wiedziałam, że to co robię źle się dla mnie skończy, bo oprócz Biblii nie mogłam czytać niczego innego. Przeczytałam ją naprawdę dziesiątki razy, a Elisabeth wmuszała mi, abym to robiła dalej. Oznajmiła mi, że jeśli chcę zostać jedną z nich, muszę znać Pismo Święte na pamięć. Jak zwykle ją zaczęłam okłamywać, że czytam codziennie.

Królowa ColdwaterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz