28. Koniec Scottów

2.7K 188 18
                                    

Podaj mi adres cmentarza moich rodziców. Zaprosiłam znajomych na kolację, posprzątaj to co możesz. AE

Napisałam do Sherlocka. Po chwili otrzymałam dokładny adres i ruszyłam. Mój samochód miał małe problemy techniczne ale udało mi się dojechać. Muszę odstawić go na przegląd.

Duży stary cmentarz z drogą wystawną bramą. Na kolumnach imiona i nazwiska sławnych osób które tu spędzają wieczność. Holmes podał mi tylko, że mój punkt docelowy to brzegi kościoła po prawej stronie.

Myślałam, że już nie uda mi się znaleźć grobu i chciałam już wracać ale w ostatniej chwili coś zauważyłam. Niewielki nagrobek w najbardziej wysuniętej części cmentarza z napisem:

Peter Evans
1967-1998
Emilia Rosmary Evans
1969-1998

Znalazłam ich, nareszcie. Dopiero gdy stanęłam naprzeciwko grobu zaczęłam zastanawiać się, po co tu przyszłam. Wyjęłam z torby mały znicz i postaniłam na płycie. Najgorsze było to, że nie czułam tęsknoty, rozpaczy, żalu.

Rosmary. Nie miałam pojęcia że mama miała drugie imię. Właściwie to o niej nic nie wiedziałam. Rodzina taty zawsze była mi bliska, ciocia Marge, czyli siostra mojego ojca sama zadeklarowała opiekę nade mną po "udawanej śmierci" rodziców. Ciekawe czy wiedziała o ich planie. Na nagrobku jest data ich "prawdziwej śmierci" spowodowanej przez Alexa...

-Alex? Pomyślałam, że może wpadłbyś z Tomem do mnie na kolację? Dawno Cię nie widziałam, poza tym nigdy nie było okazji żeby dłużej porozmawiać. -Powiedziałam radosnym głosem do telefonu

-Oh, oczywiście! Gdzie teraz mieszkasz?-Zapytał Scott

-Baker Street 221B. Tom już tu był, na pewno traficie. Muszę kończyć. Do zobaczenia.-Uśmiechnęłam się kończąc rozmowę

Wsiadłam do samochodu i zamyśliłam się na tyle długo, że bezdomny przechodzący obok cmentarza zapukał w moją szybę pytając czy wszystko w porządku.

Wszystko jest świetnie. Miałam tylko problem, czy najpierw przywiązać ich do krzeseł i rzucać w nich nożami, czy pozwolić im uciekać dla większej zabawy. Obudziła się Caroline. Ta bezwzględna psychopatka, która kochała swoją pracę i nie obchodziło jej kogo zabija i ile wynagrodzenia za to dostanie. Jej chodziło o zabawę. Mi chodzi o zemstę, więc jestem teraz dużo gorsza.

Zrobiłam zakupy. Łosoś, jakieś warzywa, dobre wino, dwanaście nowych noży i tasak. To ostatnie potrzebuję tylko do pokrojenia warzyw. Wróciłam do mieszkania, które było czyste. Byłam w szoku, na szczęście pi chwili wszystko się wyjaśniło, gdy z kuchni wyjrzała pani Hudson w fartuchu wycierająca pozmywane naczynia.

-Kogo zaprosiłaś? Z tego co pamiętam to nie masz dużo "przyjaciół"...-Rzucił Sherlock rozsiadając się w fotelu

-Niespodzianka! Jeśli nie chcesz, nie musisz zostawać. Poza tym, mam dużo przyjaciół tylko ostatnio jakoś tak... -Odpowiedziałam

Dochodziła 20 kiedy w salonie pojawili się Scottowie. Sherlock był baardzo zdziwiony. Spoglądał na mnie z miną "o co chodzi?".

-Ab...Caroline, chodź na chwilę do sypialni. -Powiedział Sherlock gdy wszyscy siedzieliśmy już przy stole

Przeprosiłam gości i udałam się za Holmesem. Teraz już wiedziałam, że on wie co chcę zrobić.

-Oszalałaś?! Nie możesz zabijać!-Szeptał przez zęby

-Oh! A oni mogli? Przestań. Teraz jestem Caroline. Abigail aktualnie niedostępna.-Rzuciłam

-Abi... możesz przez to trafić do więzienia. Chcesz to zrobić w moim salonie?!-Zapytał wściekły

-To po części też mój salon. Nie martw się, jeśli rzeczywiście będzie tu policja, powiem że nie masz nic wspólnego, więc będziesz bezpieczny. A teraz wracamy, bo to nieuprzejme tak zostawiać gości.

Uśmiechnęłam się i wróciłam do stołu. Holmes przyszedł po kilku minutach, najwyraźniej nie mógł tego zrozumieć.

-Alex! Pamiętasz tą grę, która była też ćwiczeniem jeszcze podczas starych szkoleń?-Zapytałam radośnie

-Którą? Oh! Chodzi ci o wydostawanie się z krzesełka?-Zaśmiał się

Wiem, że to dziwna zabawa. Polega na tym, że zostaje się przywiązanym do krzesła. W odległości 2m leży nóż. Wygrywa ten, kto pierwszy się wydostanie. To jest moja szansa.

"Zdecydowaliśmy razem"(bo była to moja manipulacja), że zacznie Tom i Alex. Przywiązałam ich najmocniej jak tylko się dało. Sherlock był wściekły, zaskoczony i zestresowany naraz. Oczywiście zanim zaczęła się zabawa stwierdził, że musi wyjść. Nie dziwię mu się.

-No dobrze teraz tylko noże.-Uśmiechnęłam się przynosząc z kuchni bukiet naostrzonych sztyletów

-Aż tyle? Wiesz że potrzeba tylko dwóch. -Powiedział zadowolony Tom

-Tak. Ale najpierw, Alex. Pograjmy w "jak i dlaczego zamordowałeś moich rodziców".-Powiedziałam uśmiechając się do starego Scotta

-O co ci chodzi? Caroline, sama dobrze wiesz, że twoi rodzice zginęli w wypadku jak miałaś 3 lata. -Odpowiedział za szybko, żeby brać to za prawdę

-Gdy zmarli miałam 5lat. Byłam na cmentarzu. Alex... brudny kłamca.-Powiedziałam z kamienną twarzą

-Posłuchaj... znałem ich bardzo długo, Emilia była czarującą kobietą... -Zaczął opowiadać

-Wiem. Była moją matką, co czyni ją cudowną. Ale ty tak po prostu ją zamordowałeś. Byłeś dla mnie jak wujek... -Zbliżyłam się do jego krzesełka wyciągając nóż w stronę jego twarzy

-Oszalałaś?! Jesteś chora psychicznie!-Krzyknął Tom

-Może tak... ty siedź cicho. Alex, wrecając do ciebie. Masz jedną szansę na ocalenie życia. Dlaczego to zrobiłeś? -Zapytałam trzymając nóż już na jego gardle

-Ja... ja... nie potrafię kłamać patrząc na ciebie. Zrobiłem to specjalnie. Peter miał wszystko. Był ode mnie młodszy, był mądry, miał Emilię. Nie chciałem jej krzywdzić, ale potem było to tylko zlecenie. Niewielka firma chciała mieć dostęp do ich labolatorium. Oferowali dużo pieniędzy...-Rozpłakał się Alex

-Przykro mi. Straciłeś szansę. Tom... ty też. Nie chce mi się ciebie słuchać, no i muszę pozbyć się was obu, żeby nie robić sobie wrogów. A teraz...Zaczynamy zabawę!-Krzyknęłam śmiejąc się

Podeszłam do Toma i spojrzałam mu prosto w oczy.

-Co nie pasowało ci w byciu tylko przyjaciółmi? -Zapytałam i wbiłam nóż w lewą część jego klatki piersiowej

-Tom! Jak mogłaś?! To mój syn! Mój synek...-Krzyczał z rozpaczy Alex patrząc na Toma któremu gasł blask w oczach

Podeszłam do starszego Scotta. Był zalany łzami. Krzyczał, wiercił się, dobrze, że moja lina jest przeznaczona do zadań specjalnych, bo zwykła nie wytrzymałaby jego podskoków.

-Alex, wiesz że zawsze Cię kochałam. Pocieszałeś mnie, właściwie to nauczyłeś mnie więcej niż ktokolwiek inny. Niestety, każdy musi zapłacić za swoje grzechy. -Powiedziałam

Otworzył oczy i spojrzał na ostrze zawieszone na jego gardle. Pocałowałam go w policzek, po czym szybko przeciągnęłam nóż po jego skórze i odskoczyłam. Krew lała się litrami. Usłyszałam syrenę policyjną. Do salonu wbiegł Sherlock.

-Abigail?! Co ty zrobiłaś...-Zatrzymał oddech

-Wezwałeś policję? Kocham Cię. I przy okazji nienawidzę. Obiecuję ci że o tobie nie zapomnę. -Powiedziałam i wybiegłam z mieszkania

Baker Street 221B. Długo tu nie wrócę. Biegłam najszybciej jak potrafiłam, ale był to tylko trening. Byłam pewna, że złapią mnie. Bez żadnych poczeklani trafię od razu do aresztu, potem rozprawa, winna, może dożywocie. Zabicie dwóch osób w całkowitej świadomości, żadnego wpływu środków odużających.

***
Dziękuję za waszą aktywność mimo mojej przerwy, dzięki wam udało się osiągnąć 468 miejsce w rankingu fanfiction! Poza tym każda gwiazdka (których jest już ponad 600!) jest dla mnie motywacją :) 

Kochać, czy Uciekać?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz