29

6.5K 392 37
                                    


Mogłoby się wydawać, że to lato jest nieskończone. Że słońce nigdy nie schowa się za chmurą, a piasek nigdy nie schłodnieje. Tak właśnie czułam się tego dnia z Shawn'em. 

- Nie sądziłam, że będę w stanie Cię do tego przekonać - powiedziałam, obserwując jak rower chłopaka znika za zakrętem. 

- A ja nie sądziłem, że dam się przekonać - usłyszałam w odpowiedzi.

Jechaliśmy polną drogą, o której wspomniała mi ciocia, podczas naszego ostatniego spaceru. W oddali słychać było szum fal i odgłosy mew. 

- Teraz będziemy skręcać w prawo - odparłam, doganiając nastolatka. 

Po chwili ponownie znaleźliśmy się na głównej drodze. Oboje spojrzeliśmy na czubek ogromnego namiotu znajdującego się w oddali. Wymieniliśmy spojrzenia i bez słowa ruszyliśmy w kierunku wspomnień, które rozpoczęły naszą historię.

Przypięliśmy nasze rowery do odrobinę zniszczonego płotu i udaliśmy się w stronę wejścia. Wszystko wyglądało tak, jak wtedy kiedy przyszliśmy tam po raz pierwszy, na początku lata. Ogromne waty cukrowe wciąż przerastały dzieci, trzymające je w dłoniach, a kolejki górskie wciąż przyprawiały o mdłości. 

- To od czego zaczynamy? - spytał Shawn, posyłając mi uśmiech.

- Dzisiaj to ja wysłuchuję życzeń - odparłam, rozpływając się na widok dołeczków nastolatka.

Skończyło się na tym, że udaliśmy się na każdą kolejkę jaka znajdowała się w wesołym miasteczku. Mimo kłótni, chłopak nie zgodził się, żebym za niego zapłaciła, co wywołało jednoznaczny grymas na mojej twarzy. 

- Muszę Ci przyznać, że wyglądasz jeszcze seksowniej kiedy się gniewasz - odrzekł Shawn, lustrując mnie wzrokiem.

Poczułam jak moje serce przyspiesza. Mimowolnie odwróciłam wzrok.

- Mój organizm chyba nie wytrzyma dzisiaj tych komplementów - odpowiedziałam, kręcąc głową. - Gotowy, na dalszą część? 

- O każdej porze dnia. 

Utrzymanie tempa Shawn'a, było dla mnie wyzwaniem. On chyba nigdy się nie męczył. Przynajmniej tak to wyglądało.

Ponownie znaleźliśmy się na polnej drodze. Tym razem było to wąskie pasmo zaschniętego błota, biegnące przy samej plaży. Czułam się tak wolna, jak nigdy przedtem. Chciałam, żeby już zawsze tak było.

- Słyszysz to? - spytał nastolatek, powoli przedzierając się przez zarośniętą część ścieżki. 

- Brzmi zupełnie jak.. 

I w tamtej chwili to zobaczyliśmy. Wierzcie lub nie, ale droga, którą pokazała mi moja ciocia, zaprowadziła nas na prywatną imprezę na plaży. Ogromną imprezę. Całe pasmo, które widzieliśmy było zapełnione ludźmi. Wszyscy tańczyli i bawili się, mimo że dochodziła dopiero 17:00. 

- Jeśli to moje przyjęcie niespodzianka, to nie dziwię się, że nie udało Ci się schować ich wszystkich w krzakach. 

Zmieszana, wbiłam wzrok w srebrny dzwonek do roweru, który w tamtej chwili aż raził mnie swoim blaskiem. 

- Madison. To był żart - odrzekł Shawn, chwytając moje ramię. - Jestem Ci niesamowicie wdzięczny za tą wycieczkę. Nie oczekuję niczego więcej. Spędzenie z Tobą moich urodzin, to wszystko i więcej niż mógłbym pragnąć. 

- Nie. Właściwie to.. taki był plan - odparłam, zdziwiona tym, jak łatwo przychodzi mi kłamstwo.

Chyba podczas pobytu na Florydzie nabrałam wprawy do unikania prawdy. 

- No wiesz.. Usłyszałam o tej imprezie i uznałam, że to będzie świetne wkroczenie w pół-dorosłość. W Europie byłbyś dorosły, ale tutaj.. 

W chwilach stresu nie potrafię przestać mówić. Nie mogłam dać po sobie poznać, że obecność tych ludzi, sceny i jedzenia na środku niczego, była dla mnie zaskoczeniem.

- Mówisz poważnie? - spytał chłopak, mocniej ściskając kierownicę swojego granatowego roweru górskiego.

- Super poważnie. Poważna Madison to ja - odpowiedziałam, zastanawiając się jak bardzo nienaturalnie się teraz wypowiadam. - Może lepiej zejdźmy na dół.

Za nim powiem coś jeszcze - dodałam w myślach.

Wraz ze zmniejszeniem odległości pomiędzy nami i imprezą, wysokość klifu przestała być śmiertelnie niebezpieczna. Ostrożnie sprowadziliśmy rowery na plażę, starając się nie wzbudzać zbędnego zainteresowania naszym środkiem transportu. 

- Powinniśmy zostawić je tutaj? - spytałam, opierając mój sprzęt o ogromny kamień "podpierający klif". 

- Może lepiej dla zabezpieczenia, przypomnijmy je do siebie kłódką. 

- Popieram ten pomysł - odparłam, obserwując kompletnie obce twarze, otaczające nas z każdej strony.

Kiedy zdobyliśmy 60-procentową pewność, że będziemy mieli czym wrócić do domu, udaliśmy się w stronę imprezy, którą "już dawno wpisałam do kalendarza na ten dzień". 

Kogo ja właściwie chciałam oszukać? Siebie? Shawn'a? A może nas oboje?

W życiu nie wpadłabym na pomysł, żeby przyprowadzić Shawn'a na imprezę pękającą w szwach od alkoholu i kto jeszcze wie czego. Ale kiedy zobaczyłam jego wyraz twarzy... Chciałam, żeby było idealnie. Właśnie dlatego porzuciłam mój plik kopert z miejscami, do których mamy się udać i zakończyłam naszą wycieczkę tu. Pośród głośnego tłumu obcych ludzi.

 A przynajmniej na początku wydawało mi się, że byli to obcy ludzie.

------------------------------------------------------

Jestem tutaj. Wreszcie wolna od kryzysu twórczego. A przynajmniej taką mam nadzieję. Dość długo mnie nie było, ale mam nadzieję, że wyjdzie to na dobre temu opowiadaniu. Przemyślałam kilka spraw i podczas mojej nieobecności zmieniłam trochę zarys fabuły. Ale ze mną w sumie nigdy nic nie wiadomo. Do następnego rozdziału, pewnie zmieni się on jeszcze kilkukrotnie, dlatego wolę milczeć na ten temat, haha. 

Dziękuję, że tak cierpliwie czekaliście na mój powrót. Jestem naprawdę wdzięczna za to jak wspaniałych czytelników zgromadziłam wokół tego opowiadania. To daje mi wiarę, że to co robię, może nie jest aż tak bezsensowne, jak wydawało mi się na początku.

Ps. Mam tu jakiś fanów Coldplay? 

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze! 

Do następnego rozdziału! Hey! :*




Kid in Love || Shawn Mendes (part 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz