Rozdział 4

199 14 5
                                    

Kiedy już skończyliśmy rozmawiać, zaproponowałam Sopii wspólną przejażdżkę w teren po najbliższej łące od stajni.
Ona oczywiście bardzo podekscytowana się zgodziła. Zawiadomiłysmy trenerkę i poszłyśmy się zastanowić na jakiego konia wsiadamy. Sopia od razu wybrała swojego rumaka, a ja Dragę. Jest to srokatej maści trzyletnia klacz. Uważam, że na tereny jest nieporównywalna. Poszłyśmy do siodlarni po sprzęt i wyczyściłyśmy porządnie konie. Potem je osiodłałyśmy i już po chwili wyjechałyśmy teren. Stępem jechałysmy przez większość ścieżki prowadzącej do małego lasku. Potem zaczęłyśmy kłusowac, a już po chwili doszły galopy. W końcu dojechaliśmy do naszej upragnionej łąki. Trochę na niej poszalałyśmy, a potem dałysmy naszym koniom odpocząć, więc my zeszłyśmy z nich a one zjadły sobie trawę. Siedziałyśmy  na ziemi pilnując koni, śmiejąc się i rozmawiając, kiedy nagle zawarczał mi telefon w kieszeni. Uśmiechnęłam się, bo lubię dostawać SMS.
Od Luke:
Chcesz się spotkać jutro przy lodziarni?
Do Luke:
Jasne, o której?

Odpisałam chłopakowi, a już po chwili dostałam odpowiedz.

Od Luke:
12 pasuje?
Do Luke:
Okey papa;*

-Kto to był?-zapytała Sopi
-Mój chłopak..-odpowiedziałam zgodnie z prawdą
-Kocha czy nie kocha?- śmiała się przyjaciółka do której po chwili dołączyłam..
Czas mijał bardzo szybko a my za chwilę musiałyśmy wracać. Postanowiłyśmy zorganizować wyścigi wzdłuż polany. Wsiadłyśmy na konie i popedziłyśmy. Oczywiście wygrała Sopii, ale to tylko, dlatego że miała anglo-Arabia... Jeszcze trochę pojeździłysmy, a potem ruszyłyśmy w drogę powrotną. Kiedy dotarłyśmy do stajni, była już 15.20. Rozsiodłałam swojego rumaka i odłożyłam sprzęt do siodlarni. Sopi zrobiła to samo, lecz ona chwilę później musiała już wracać do domu. Zastanawiałam się co by tu porobić. Postanowiłam na początek dolać wszystkim koniom wody. Kiedy otwiwrałam boks jednego z kuców, zobaczyłam tam stojącego Sama. To był ten chlopak, którego przedstawiała mi Sopii. Kiedy się odwrócił i spojrzał na mnie, zrobiło mi się gorąco. Był taki słodki... Uśmiechał się do mnie, pokazując swoje białe równe zęby. Czułam jak pot zlatuje mi po policzkach. Po tej cichej długiej chwili przywitał się że mną i przedstawił się, po czym puścił mi oczko. HOLERCIA, złapałam się szybko za policzki, bo pewnie wyglądały jak dwa wielkie buraki. Po chwili odzyskałam świeży rozum i również się przedstawiłam. Podał mi rękę i powiedział, że musi już iść i jeszcze, że pogadamy następnym razem!! Kiedy już wyszedł ja jak jakaś idiotka włożyłam głowę w wiadro z wodą i głośno krzyknęłam. Ciekawe, co powie na to Sopi?

Ten rozdział wyszedł mi taki słaby trochę, ale mam nadzieję, że się podoba❤😉

Nagła zmianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz