Rozdział 35

113 11 6
                                    

Wpadłam na pomysł żeby go wyczyścić. Poszłam do szafek z szczotkami Neptuna i je wzięłam. Z powrotem powędrowałam do boksu ulubieńca. Otworzyłam go i bez rzadnej pomocy przedmiotów wyprowadzilam go z niego. "Mały" stał posłusznie a ja rozpoczęłam czyszczenie zgrzebłem. Od najwyższego punktu szyji do końca zadu. Po drugiej stronie tak samo. Potem strzepałam kurz szczotką i wygrzebałam brudy z kopyt kopystką. Wyczeslalam grzywę i zrobiłam jeszcze parę innych rzeczy. Postanowiłam pójść z nim na mały spacer. Założyłam mu śliczny  kantar i podczepiłam niebieski uwiąz.
Podeszłam do Louisy i mamy zawiadamiajac je że ide z przyjacielem na łąkę. Wzięłam Neptuna i powędrowałam na wielkie pole. W większości miejsc było ono jeszcze pokryte szronem. Trawa i inne rośliny tak jakby zkamieniały. Mimo to naprawde ładnie  wyglądało.
Usiadłam pod moim ulubionym drzewem na tej łące, a Netun stał obok mnie wykonując swoje "ulubione" zajęcie- wąchając mnie.  Siedzieliśmy tak w zupełnej ciszy wschłuchując się w lekkie powiewy wiatru. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie galopujacego w śniegu Neptuna...
Nagle ktoś dotknął mnie w ramię. Szybko otworzyłam oczy i odwrocilam się. Przede mną stał mój chłopak z jego ulubioną klaczką Shanti. To naprawdę wspaniała siwka.

-Hej!-przywitał się promiennie Sam.

-Hejka.-uśmiechnęłam
się- dlaczego tu jesteś przecież tylko ja tu przychodzę z "księciem"...?

-Nieprawda, ja też tu przychodzę z Shanti!- oburzyl się.

-No dobrze już dobrze- zaśmiałam się- siadaj tutaj.

Wskazalam mu miejsce obok mnie. Chłopak wykonał moje polecenie, a swoją ulubieniec puścił aby przywitała się z Neptunem. Siedzieliśmy tak w ciszy i obserwowaliśmy niebo. Konie biegaly sobie po polanie, wydawały się być szczęśliwe.
Położyłam smutną  głowę na  ramieniu Sama, a smutną tylko dlatego ze przypomniał mi się tata.

-On odszedł...- jęknełam.

-Neptun?- zapytał trochę zdezorientowany chłopak- przecież tu ciągle jest...

-Nie, ojciec.- nagle poczułam lekką ulgę ze mu to powiedziałam.

W sumie to nie wiem dokładnie dlaczego, ale jakiś powód na pewno był. Z resztą nie ważne. Chłopak bez żadnego słowa mocno przyciągnął mnie do siebie. On zawsze wie jak jest najlepiej. Miał pewnie świadomość, że nie będę chciała w tym momencie tłumaczyć wszystkiego.
Miał racje. Z moich policzków otarł kciukiem jedną łzę która mi poleciala.

-Nie płacz, nie ma sensu. No już... Co powiesz na przejażdżkę na oklep?- lekko się uśmiechnął, tak żeby dac mi trochę otuchy.

-Jasne.- również poslalam mu lekki uśmieszek. Sam pomógł mi wstać, a ja podeszłam do swojego konia aby zrobić z uwiazu ala wodze.
Kiedy nasze konie były już gotowe, wsiedliśmy na nie i ruszyliśmy stępem...

Hejka*
Śnieg już się zamienił w lekki lód , ale co tam... Wczoraj były Mikołajki. Dostaliscie coś? Piszcie w komentarzach...
❤❤❤

Nagła zmianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz