- Bradley, widziałeś moje dokumenty?
Obszukałem cały gabinet i wciąż nie mogę ich znaleźć. Muszę już wyjechać, inaczej się spóźnię.
- Tu są, sam je tu przeniosłeś. - Nie pamiętam, abym wczorajszego wieczoru brał jakieś papiery.
- Dzięki. - Poprawiłem krawat i spakowałam dokumenty do teczki. Jasna Cholera czuję się, jakbym miał się udusić, nienawidzę garniturów i krawatów.
- Mogę zawieźć dokumenty do firmy.
- I tak muszę tam pojechać mam sprawę. Powiedz tylko dla wszystkich, aby o 11:00 przyszli do sali konferencyjnej.
- Co kombinujesz?
- Dowiesz się na miejscu. Jadę, jestem umówiony z Amelią na śniadanie.
Wszedłem do windy, zjechałam na parking. Wszedłem do samochodu i już jestem w drodze. Pogoda dopisuje, jest gorąco, a ja muszę się kisić w garniturze. Masakra, do tego te wiecznie zakorkowane ulice. Uwielbiam to miasto, ale czas na jakieś zmiany.
Pojechałem pod kamienice, Amelii jeszcze nie ma. Zaparkowałem samochód i wysiadł z auta. Znalazłem odpowiednie wejście i wszedłem na pierwsze piętro. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Myślałem, że Simon będzie już w pracy, ale to on otworzył mi drzwi.
- Cześć Simon. - Przywitałam się z nim.
Chyba szykuje się do pracy, bo ubrany jest w spodnie od garnituru i białą koszulę.
- Cześć. Wejdź, Amelia zaraz przyjdzie.
Już zrobiłem pierwszy krok, gdy usłyszałem przeraźliwie wycie.
- Intrrruz Intrrruz. Arrr-Arrr. Odbezpieczyć brrroń.
- Co to?- Spytałem.
- Sam zobaczysz. Masz krakersa, pomoże ci wejść w jego łaskę.
Podał mi krakersy, po czym zamknął drzwi. Nie wiem czego mam się spodziewać. Wszedłem za nim do salonu i zrozumiałem. To papuga chodzi po kanapie, prężąc się jak jakiś kulturysta.
- Ucie-kać, Intrrruz!
- Melo. To jest Kevin. Ma coś dla ciebie.
- Cześć Melo. Chcesz krakersa.
- Ke-vin, arrr seksowny Ke-vin. Krrrakerrrsa- Krrrakerrrsa.
Seksowny Kevin? Nie wiem, skąd mu się to wzięło, ale nie trudno się domyślić.
Podałem papudze krakersa Chwycił go i wdrapał się na moje ramię.- Melo! Zejdź. Zniszczysz Kevinowi garnitur. Nie dobra papuga.
Do salonu weszła moja Amelia. Ubraną w letnią sukienkę w kolorze miętowy. W ręku trzyma tubkę z pudrem. Moim zdaniem nie potrzebuje makijażu, by wyglądać pięknie. Naturalność jest najpiękniejsza, nie trzeba ukrywać się pod tapetami.
Jednak gdy wzięła ode mnie papugę, zauważyłem zasinienie na jej lewym policzku, poczułem gniew.- Amelia, co się stało? - Spytałem, gdy odkładała swojego pupila do klatki.
- Słucham?
- Skąd wziął się ten siniaki na twojej twarzy.
- A to... głupi wypadek, Ester uderzyła mnie poduszką, straciłam równowagę i uderzyłam się o stojącą w rogu lampkę. - Uśmiechnęła się i zerknęłam na brata. Wiem, że coś kręci i nie ukrywam, wkurwia mnie to.