- Carmen proszę, umówiłem się z ojcem w szpitalu. Obiecałem dzieciakom, że ich odwiedzę.
- Kevin to kolacja z moimi rodzicami.
- Od kiedy tak się przejmujesz? Wielokrotnie wspominasz jacy oni są źli, a tu nagle umawiasz się na kolację.
- Wszystko się zmieniło, mamy co świętować w końcu ustaliliśmy datę, po trzech latach narzeczeństwa. Poznasz w końcu mojego brata jego narzeczoną i synka. Miała także być moja siostra, ale nie wyrwie się z pracy. No proszę.
- Kochanie, zaproś ich do nas ok? Jutro wieczorem. Zadzwonię do mamy i taty, oni też powinni przyjść. Powiemy im o wszystkim.
- 23 września to idealny termin mamy sporo do zrobienia, więc nie bądź gburem i przestań tyle pracować. Musimy kupić dom może apartament w centrum. Byłam w tym nowym biurze nieruchomości, powiedziałam, czego mają szukać. Dadzą znać, gdy znajdą dla nas jakieś ciekawe propozycje. Maksymalna suma to 4 miliony dolarów.Aż mnie przytkało. Co? Nie tak nie może być, na pewno nie kupię apartamentu w centrum.
- Co?! Żartujesz? Skąd mam niby wziąć na to pieniądze? Poza tym, co złego jest w tym mieszkaniu?
- Znam Saldo naszego konta stać nas na to, a to mieszkanie jest za małe. - Powiedziała rozglądając się po mieszkaniu z niesmakiem.Mi się ono podoba, może nie jest za duże ale jest ciepłe i dobrze umeblowane. Nie mam zamiaru się nigdzie wyprowadzać.
- To mnie jest stać, ale nie kupię apartamentu w Nowym Jorku. No właśnie miałaś zacząć szukać pracy, jakoś nie widzę postępów.
- Z moim wykształceniem znajdę pracę najwyżej w sklepie spożywczym lub w restauracji jako kelnerka. - Oburzyła się wielce urażona.
- Co w tym złego?
- Nie chcę być kelnerką.- Wysyczała przez zaciśnięte zęby.Przetarłem ręką czoło, nie mam ochoty jej wypominać ile pieniędzy wydaje i na co ale nie mam wyboru.
- W zeszłym tygodniu wydałaś dwadzieścia tysięcy na głupią bransoletkę. Carmen musisz przystopować. W takim tempie wydawania pieniędzy na byle co w końcu zbankrutuje.Jej usta zacisnęły się, a dolna warga zaczęła drżeć. No tak zaczyna się, będzie płacz. Usiadłem na kanapie i czekam.
Jak zawsze odwróciła się na pięcie wybuchła płaczem i wyszła z salonu. Cała Carmen nie zdaje sobie sprawy z tego, że pieniądze nie rosną na drzewach. Haruje jak wół, by spełniać jej zachcianki, ale to przesada. Firma teraz dobrze prosperuje, Bradley dalej jest szefem naszej firmy, ale nie odsprzedałem mu swoich udziałów, wciąż mam pakiet większościowy, firma była na skraju bankructwa, ale udało nam się ją uratować...
Poszedłem za nią do sypialni, zawsze się tam chowa, otworzyłem drzwi. Siedzi na łóżku i cicho popłakuje. Nienawidzę, gdy płacze czuję się winny za każdym razem, gdy po kłótni zamyka się tu. Kucnąłem przy niej i złapałem za rękę.
- Przepraszam, że się uniosłem.
- Czuję się winna.
- Carmen chodzi o twoje dobro, powinnaś zacząć pracować, od kilku lat siedzisz tylko w domu, musisz wyjść do ludzi i poznać co to znaczy ciężka praca. Pieniądze nie biorą się z niczego, ciężko pracuję na to, byś miała wszystko, co tylko potrzebujesz, ale ty i tak tego nie doceniasz.
- Doceniam.
- Wątpię. Chodzi o to, że tak dłużej być nie może. Masz talent do pieczenia, twoje ciasta i torty są obłędne, dlaczego nie poszukasz pracy w cukierni? Z czasem może otworzysz własną firmę. Pomogę ci, tylko proszę, postaraj się dla mnie.
- Dobrze, jeszcze dzisiaj poszukam ofert pracy, ale gdy będę chciała otworzyć własny interes, pomożesz mi? Nie znam się na zarządzaniu.
- Oczywiście. - Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem w rękę.
- Kocham Cię Skarbie. - Wyznała.
Nachyliła się i delikatnie pocałowała.
- Wiem.
***
Ojciec nie ma czasu nawet wyjść na kolację, więc przyniosłem coś ciepłego do jedzenia. Wszedłem do jego gabinetu. Pusto. Postawiłem torbę z jedzeniem na jego biurku. Pójdę się przywiać z dziećmi. Przeszedłem przez korytarz, wszedłem do ich pokoju.
- Kevin! - Krzyknęli jednym chórem.
- Witajcie jak miną dzień?
- Tak jak zawsze.
Dwójka dzieciaków rzuciła się w moją stronę. Uwielbiam ich odwiedzać, dają mi siłę. Leczenie jest bardzo kosztowne, a niektórych rodziców nie stać na leczenie, dlatego opłacam im pobyt w tej placówce. Wciąż szukamy dawców szpiku dla Ashley i Travisa, sam istnieje w bazie danych, ale niestety nie jestem ich potencjalnym dawcą. Ich uśmiechnięte buzie, dają mi siłę. Odwiedzam ich codziennie, ich rodzice zawsze tu są i codziennie dziękują za pomoc. Dla rodziców dziecka, chorego na białaczkę, to trudny okres, dlatego planuję stwarzać fundację, która będzie pomagać dzieciom i rodzicom w takiej sytuacji. Nikt nie może przewidzieć choroby własnego dziecka, nieustanna walka błagania szukanie dawców to ciężkie przeżycie, zarówno dla rodzica, jak i dziecka.
- Kevin, co tu robisz?
- Przyszedłem do ciebie, przyniosłem ciepłą kolację.
Pożegnałem się z dzieciakami i obiecałem, że wrócę jutro. Poszedłem za ojcem do jego gabinetu.
- Co słychać?- Spytałem, bo nie wygląda najlepiej.
Jest wykończony, nie spał już od dłuższego czasu, przy takim tempie życia w końcu sam stanie się pacjentem z wykończenia.
- Tato, musisz odpocząć.
- Wiem. A ty jak się czujesz? Ustaliliście już datę ślubu?
- Możemy o tym nie rozmawiać?
- Nie załatwiłeś jeszcze tej sprawy? Dlaczego tak zwlekasz?
- Nie wiem, czy tego chcę... To znaczy, chcę rozwodu i ponownie się ożenić, ale...
- Musisz to załatwić bardzo szybko.
- Dlaczego tak ci na tym zależy? Znajdę ją i dam jej te cholerne papiery do podpisania.
- Odkładasz ślub z nią, ponieważ nie chcesz się przyznać, że masz już żonę. - Straciłem apetyt, odłożyłem sztućce i odchyliłem się do tyłu.
- Opowiadałem ci o mojej pierwszej miłości, wiesz, że gdybym mógł cofnąć czas, nie zostawiłbym jej. Małżeństwo z twoją matką było koszmarem, jedyne co było w tym pięknego to to, że mam syna. Prawda jednak jest taka, że nigdy nie byłem z nią szczęśliwy. Carmen jest jej kopią, w głębi serca wiesz, że źle robisz. Źle robisz dalej ciągnąć ten toksyczny związek. Ona tobą manipuluje, wydaje twoje pieniądze, szasta nimi. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego wciąż nie znasz jej rodziny? Podobno ma brata i siostrę, dlaczego ich nie znasz, skoro jesteście zaręczeni od trzech lat? Zastanów się, czy ona jest uczciwa wobec ciebie. Co do twojej żony, dlaczego wam nie wyszło? Dlaczego nigdy jej nie poznałem?
Jak zawsze przy naszym spotkaniu musi poruszać ten temat. Co mam mu powiedzieć, że zostawiła mnie, nawet nie wiedząc, że jesteśmy małżeństwem?
- Dobra. Ona nawet nie wie, że się pobraliśmy. Ona tego nie pamięta. Polecieliśmy do Vegas, upiliśmy się, bawiliśmy, tak jakoś wyszło i tyle. Następnego dnia, gdy obudziliśmy się w hotelu, wyznała, że nic nie pamięta. Zresztą ja też nie pamiętałem, co się wydarzyło. Dopiero gdy zostawiła mnie, oglądając jakieś papiery, trafiłem na nasze akty. Wynikało z tego, że pobraliśmy się w jakiejś kaplicy. Do dziś nie mogę sobie nic przypomnieć. Byłem w Vegas, chciałem unieważnić to małżeństwo, ale bez niej się nie dało. Zresztą to małżeństwo nie istnieje, to tylko świstek jakiegoś papieru, nic czym trzeba się przejmować. To przeszłość nic do niej nie czuję, a gdy w końcu będę miał możliwość dam jej papiery do podpisania, które mam już przygotowane i będzie po kłopocie.
Tata przyjrzał mi się dokładnie i nagle coś sobie przypomniał.
- Jak ma na imię?
- Amelia Rose.- Powiedziałem niechętnie.
- Amelia Rose? - Powtórzył.
Zmarszczył brwi i zaczął nad czymś intensywnie myśleć.
-Tak.- Powiedziałem niepewnie.
- Znam ją, miesiąc temu wprowadziła się do mieszkania obok, jest moją sąsiadką. Czasem pomaga mi w papierkowej robocie, raz nawet dostałem niezły opierdol. Przyszła do mnie, aby oddać wiertarkę, którą pożyczyła. Właśnie wróciłem z zakupów, kupiłem gotowe dania, gdy zobaczyła, co zamierzam zjeść, nakrzyczała na mnie i zaprosiła na kolacje. Miła młoda kobieta, taka słodka i uprzejma. Skończyła studia i planuję założenie własnej firmy. Ambitna dziewczyna.
- No to sprawa wyjaśniona, przyślę jej papiery. Widzisz, wszystko zaczyna się układać, 23 Września wezmę ślub z Carmen.
- To twoja decyzja. - Wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia.
- Moja...