- Nie ma mowy. - Mówi stanowczo Akashi i krzyżuje ręce na klatce piersiowej. Jego mina mówi sama za siebie, nie zrobi tego. - Wszystkie inne propozycje mogę przyjąć, ale to odpada. Nie będę z siebie robił jakiegoś super-bohatera Marvela.
Spoglądam na niego smutna i robię maślane oczy, choć i tak wiem, że to niczego nie zmieni.
- Akashi-san, wyobraź to sobie. Idziesz środkiem korytarza wraz z resztą drużyny, ubrany w strój sportowy. Każda dziewczyna za wami będzie robić ach, och, ale oni są przystojni i niesamowici! A każdy chłopak zdenerwuje się i będzie mówił, że jest od Was lepszy. Czy to nie jest wspaniałe? Drużyna koszykówki jest naprawdę bardzo znana, młodzi ludzie tylko czekają na to, aby was zobaczyć. A w szczególności ciebie Akashi-san. - Mówię gorączkowo gestykulując, a chłopak unosi do góry brwi, jakby mówił, że oszalałam. Jego przepiękne oczy wiercą we mnie dziurę, próbuję się w nie nie patrzeć.
- Nie muszę w taki sposób poprawiać swojej samooceny. Doskonale wiem, gdzie jest miejsce tych dzieciaków i ty Aria też zdajesz sobie z tego sprawę. Jestem Akashi Seijuro, nie Kapitan Ameryka.
- Wolę Iron Man'a... - Dodaję cicho, a on przewraca swoimi oczami.
Mogłabym w nich utonąć i nigdy nie wrócić.
- Zresztą i tak dosyć dużo wymyśliłaś, właśnie tego po tobie się spodziewałem. Na początku niespecjalnie byłem zadowolony faktem, że zastąpisz Akane, jesteś zbyt energiczna i nieodpowiedzialna, ale za to posiadasz wyobraźnię.
Za tą energiczną i wybuchową powinnam się gniewać, jednak czuję przyjemny ścisk w żołądku. On chyba docenia moją pracę.
- To nici z Marvelem? - Pytam się.
Robi coś, czego się niespodziewałam.
Opiera brodę o splecione dłonie, w jego oczach dostrzegam jasny błysk, a jego kąciki ust lekko się zakrzywiają. To tylko cień uśmiechu, ale zatyka mnie. Wygląda po prostu... pięknie. Moje serce wali jak oszalałe, obserwuję go wręcz zszokowana. Należę do niewielkiej grupy ludzi, którzy widzieli jakąkolwiek emocję ze strony Absoluta.
- Niedawno miałem plastykę i kiedy wszedłem do klasy od razu rzucił mi się pewien obraz. Kwiatów w wazonie. - Blednę i głośno przełykam ślinę. - Spytałem się, kto to namalował i słuchałem całe dziesięć minut o niespotykanym talencie pierwszoklasistki. Dopiero na koniec zdradzono mi jej imię i nazwisko. W naszej szkole ceni się niepowtarzalnych ludzi. Ubiorę się w mój strój, będę pokazywał moją liczbę, jeśli ty, Aria pozwolisz na wystawę swoich prac.
- Nie. - Od razu mówię, siedzę na krześle spięta i przestraszona. Malowanie należy tylko do mnie, nikt nie powinien widzieć moich obrazów. To moja terapia od półtorej roku, po ogromnej stracie właśnie ta czynność wyciągnęła mnie z dołu rozpaczy. Ja...
Akashi jest zaskoczony taką formą odmowy. Kręcę głową kilka razy i macham panicznie rękami przed twarzą śmiejąc się histerycznie.
- Przepraszam Akashi-san, nie powinnam tak powiedzieć, błagam zapomnij. Po prostu malowanie jest czymś dla mnie zbyt... prywatnym. To jedna z niewielu rzeczy, których nie chcę ujawnić...
- Powinnaś Aria. Drogą życia nie jest jej przebycie, tylko sukces. Musisz wiedzieć, co jest ograniczeniem. Twój to zbyt wielki sentyment do tak popularnej rzeczy. Nie ma w tym nic prywatnego. Właściwie na tym świecie nie istnieje coś takiego jak prywatność. Po prostu się przyznaj, że tchorzysz. Nie mam racji?
Oczywiście, że ma, ale co mogę powiedzieć? Jego słowa bolą, zamykam się w sobie, kurczę. Robię się malutka, zbyt delikatna, boję się drugiego człowieka. Zaciskam dłonie w pięści pod stołem i hamuję denerwujące pieczenie oczów. Jest mi słabo.
- Tchórzę, ale nie zmienię zdania. Prze... przepraszam.
Akashi głośno i przeciągle wzdycha. Nie patrzę się na niego, denerwuję się.
- Cóż, trudno się mówi. Masz jeszcze dużo czasu do namysłu, może zmienisz zdanie. Zostało nam jeszcze parę rzeczy do omówienia. Sprawy finansowe, organizację pokoi, wystrój i halę zostaw mi. Musisz znaleźć osoby chętne do oprowadzania. Jakieś pytania?
- To niesprawiedliwe. Dlaczego wszystkim się zajmujesz, a ja będę siedzieć w kącie i mieć wyrzuty, że się przepracowujesz? Nie jestem aż tak beznadziejna.
Moje słowa go chyba zaintrygowały. Unosi on brwi wysoko i nie odwraca wzroku. Mimo że jego twarz nie wyraża żadnych uczuć, przez jego oczy przechodzi rozbawienie.
Ma dziś dobry humor.
- Dobrze, dodam ci jeszcze ogólny wystrój. Za tydzień masz przyjść z konkretnymi pomysłami, nie zamierzam robić wszystkiego na ostatnią chwilę. Zostały dwie minuty do dzwonka, idź już. - Mówi i macha dłonią, a ja pakuję się, żegnam i wychodzę. Parę osób patrzy się na mnie z wielkim zaskoczeniem, ale ignoruję to. Wchodzę do klasy i siadam na swoim miejscu.
- Aria-chan, gdzie byłaś? - Pyta się Rin i delikatnie uśmiecha.
- Pewnie chłopaka sobie znalazła i szaleje z nim jak Meiwakuna. - Mamrocze Misaki i wraca do przepisywania zadania domowego. Robię się cała czerwona i wzdycham oburzona. Nie wiem dlaczego, ale wyobrażałam sobie piękne oczy Absoluta.
- Wcale, że nie! I nie mów tak o Meiwakunie, to przykre.
Misaki spogląda na mnie zaskoczona i wzrusza ramionami. Do klasy wchodzi nauczyciel, a wszyscy milkną.
O Matko, zapomniałam, że teraz jest matma.Jest już późno, większość osób poszło już do domu, tylko ja zostałam na konsultacjach, aby się trochę pouczyć matematyki. Idę pustym korytarzem i zaczynam się bać. O tej godzinie w szkole jest naprawdę przerażająco.
Nagle słyszę pianino. Ma ono czystrze i bardziej ciepłe dźwięki od fortepianu, łatwo je od siebie rozróżnić. Osoba, która gra wydaje się być nieśmiała w tym co robi, ostrożnie dotyka klawiszy, jakby się bała, że zostanie przyłapana. Jednak te wszystkie uczucia znikają, kiedy owa osoba zaczyna grać jeden z moich ulubionych utworów - Sonatę Księżycową. Zaintrygowana wręcz biegnę pod salę muzyczną i cicho otwieram drzwi.
Widok jest zachwycający, piękny, delikatny, pełen uczuć. Akashi jest tak pochłonięty grą, że nawet mnie nie zauważa. Wręcz przyciskam się przez drzwi, siadam na ziemi i go obserwuję. Moje serce wali jak szalone, wiem, że niepowinnam tego robić, ale chęć usłyszenia tego na własne uszy jest zbyt wielka. Jego palce w niesamowitym tempie przemieszczają się na klawiszach, akurat gra mój ulubiony fragment. Przymykam oczy i chłonę jego muzykę, jego sztukę. On ma ogromny talent, wypływa wręcz z jego osoby. Spoglądam na niego i uśmiecham się. Siedzi bokiem, mogę zobaczyć jak powoli zamyka oczy, jak unosi głowę i nie musi już patrzeć się na klawisze. Jakby on jako pierwszy tworzył muzykę, nie on jest muzyką. Pochłania ją, oto prawdziwy Akashi. Chłopak, którego nie da się pokonać, ale za to uwielbia tak prostą, a jednocześnie niezwykłą rzecz. Kiedy gra na jego ustach jest mały uśmiech, który wywraca moje życie do góry nogami.
Muzyka jest piękna. On jest piękny. Przypomina mi teraz Archanioła. Spokojny, delikatny, zbyt nierealny jednocześnie zbyt ludzki.
Nie zauważyłam, że się popłakałam. Wycieram w pośpiechu policzki i stwierdzam, że czas już na mnie. Powoli wstaję, choć ciężko oderwać mi wzrok od niego, wycofuję się powoli i... potykam. O krzesło.
Z piaskiem upadam na ziemię ciągnąć za sobą stół. Pianino cichnie, a ja nie mogę wstać przez ból pleców.
Akashi pochyla się nade mną i unosi do góry brwi zaskoczony.
- Co ty tutaj robisz? - Pyta się, a ja robię się cała czerwona. Jego oczy są spokojne, nie widzę w nich żadnej niechęci, złości czy obrzydzenia. Nie wydaje się być przejęty moją osobą.
- Wracałam do domu i usłyszałam, że ktoś gra Sonatę Księżycową. Bardzo lubię ten utwór, chciałam posłuchać. Ja... - Zrywam się na równe nogi, a on się odsuwa. - Bardzo przepraszam, już sobie idę! Do widzenia Akashi-san! - Mówię, kłaniam się i ostatni raz spoglądam na pianino.
Och.
Akashi Seijuro, Absolut, Imperator, od początku wiedział, że przyszłam. Przed sobą miał małe lusterko skierowane w stronę drzwi i miejsca, gdzie siedziałam.
CZYTASZ
Absolut// Akashi Seijuro
FanfictionAkashi Seijuro. Najodważniejsze dziewczyny widząc go, podejdą i spróbują zagadać, co zawsze źle się kończy. Te najbardziej nieśmiałe wycofują się i wzdychają na trybunach obserwując zniewalającą grę koszykarza. Najmądrzejszy uczeń w Japonii prz...