Mecz

4.3K 325 345
                                    

  Nie widziałam Akashiego czternaście dni. Całe dwa tygodnie go nie słyszałam. Dziwne, jest to dla mnie tak strasznie dużo czasu, a jednocześnie tak cholernie mało. Wystarczyły pierwsze cztery dni, abym się za nim stęskniła. To trochę mnie przeraża, właściwie nigdy nie byłam tak bardzo do kogoś przywiązana.

Jest drugi styczeń, kolejny nudny dzień, który niczego nie zapowiada. Niedawno był Sylwester, ale miałam gdzieś liczne koncerty w telewizji, nowe odcinki moich ulubionych anime, o dziesiątej już poszłam spać ignorując marudzenie brata i ojca.

Tata powiedział, że Nanako była o wiele więcej niż zaskoczona. Stwierdził, że aż miło się oglądało jej zdenerwowanie, niczego nie żałuje i przy tej odpowiedzi delikatnie się uśmiechnął. Przez długie godziny dziękowałam mu za te bilety i przepraszałam za okropne zachowanie.

Przyszła dzisiaj do nas Akane. Doskonale widziałam jej wypieki na twarzy, łamiący się głos i chęć jak najlepszego zaprezentowania się przed Kei'em. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że ten debil tego nie widzi, ale szybko doszłam do wniosku, że chłopcy tacy już są. Niby inteligentni, błyskotliwi, ale nigdy nie dostrzegą najbardziej oczywistych rzeczy.

Przez te wszystkie wolne dni szukałam pretekstu, aby porozmawiać z Akashim. Na początku miałam mu powiedzieć, że nie rozumiem zadania domowego, ale szybko sobie przypomniałam, że nikt nic nam nie zadawał. Później chciałam zapytać się o obraz, ale stwierdziłam, że może go to zdenerwować. Przecież już raz powiedział, co o tym sądzi.

- Hmmm, nie mam pomysłu. – Mówi Akane i przygląda się intensywnie jednemu z moich obrazów. Przedstawia smutną dziewczynkę, z piękną, rozkloszowaną sukienką, która trzyma parasol i chroni się przed deszczem. – Mogę go zabrać? Jest przepiękna.

- Jasne. – Odpowiadam wesoło, a Akane mnie ściska.

- Weź go dla mnie specjalnie zadedykuj czy coś. – Dziewczyna bierze obraz, odwraca go, kładzie na moich nogach i podaje mi długopis. Zaczyna mi dyktować, a ja powstrzymuję chichot. – Dla wspaniałomyślnej, przepięknej, przemądrej, przemiłej i okropnie skromnej Akane. Dziękuję za to, że się urodziłaś. Ok. To koniec.

- Proszę. Chcesz do tego jakąś kokardkę?

- A masz? – Pyta i bez skrępowania zaczyna szperać w moich szufladach. Po pewnym czasie wyjmuje białą wstążkę i niezbyt ładnie zawiązuje dookoła obrazu. – Hmmm, idealnie!

Przez chwilę patrzę się na dziewczynę i naprawdę dziękuję losowi, że mogłam ją spotkać. Zawsze w książkach czytałam, że te ładne i popularne są głupie i istnieją po to, aby uprzykrzać życie głównym bohaterkom. Na początku też tak uważałam. Przecież Akane to urodzona przywódczyni, niesamowicie piękna i mądra. I jest moją najlepszą przyjaciółką.

- A jak ci idzie z moim bratem? Jeszcze mu nie powiedziałaś? – Pytam z wrednym tonem głosu, a ona pokazuje mi język.

- Ty się lepiej nie udzielaj, nie jesteś lepsza. – Na jej słowa przewracam oczami. – A co mam mu powiedzieć, Aria-chan? Hej, Hanawara Kei, spotkałam cię przez przypadek, kilka razy z tobą wyszłam i chyba się w tobie zakochałam...

- W sumie mogłaś tak powiedzieć.

Odrętwiałe spoglądamy do tyłu. Kei opiera się o framugę drzwi, w ręce na talerz z ciastkami, przekrzywia głowę i wrednie się uśmiecha,

- Miałem tylko coś dla was przynieść, jak obiecałem i nie spodziewałem się takie wyznania, Akane-chan.

Zakrywam dłonią usta i hamuję śmiech. Ta sytuacja tak strasznie mnie bawi, ale niestety, Akane już o wiele mniej. Dziewczyna robi się czerwona jak burak, chowa dłonie za plecami i staje na baczność.

Absolut// Akashi SeijuroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz