46. Alison, jesteś moja!

2.4K 215 22
                                    

    Postanowiłem sobie, że nie poddam się bez walki. Nie zamierzałem stać i przyglądać się, jak pijawka przekabacał Alison na swoją stronę. Postanowiłem sprytnie to rozegrać, tak ażeby sam stwierdził, iż przegrał sprawę. Nie zależało mi na pokazaniu, że byłem od niego lepszy, gdyż tak nie było, ale nie mogłem pozwolić takiemu bydlęciu, ją skrzywdzić.

— Nie potrafię z ciebie zrezygnować, jestem za słaby... - Może zabrzmiało to banalnie, ale taka była prawda.
Jeszcze rok temu sądziłem, że miłość... Że takie uczucie nie istnieje, a ludzie szukają drugiej połówki tylko po to, aby zapełnić pustkę w ich życiu. Aby życie było znośne. Nie zauważałem między nimi żadnego uczucia, a jedynie obustronną korzyść. To coś jak kontrakt. Tak właśnie sądziłem do czasu, gdy na mojej drodze nie pojawiła się Alison. Dziewczyna, która zmieniła moje życie w pasmo szczęścia, którego myślałem, że nie miałem. Dziewczyna, za którą byłem w stanie oddać życie, bo ona zdecydowanie bardziej na nie zasługiwała.

— Rozkocham cie na nowo. Choćby miało to trwać wieki - pocałowałem dziewczynę w czoło.

Odgarnąłem włosy, które przysłaniały pełne usta. Lekko rozchylone prosiły o długi pocałunek, którego pragnąłem jej dać. Nagle poruszyła się niespokojnie, jakby zobaczyła w śnie coś przerażającego. Obróciła się gwałtownie w moją stronę i ułożyła wygodnie na mojej klatce piersiowej. Jej dłoń spoczęła na moim podbrzuszu, aż poczułem przechodzącą falę ciepła. Zagryzłem wargę, wstrzymałem powietrze i znieruchomiałem. Spojrzałem po chwili na zamknięte oczy dziewczyny. Całe szczęście się nie obudziła. Tak, właśnie bezkarnie leżałem w jej łóżku, tak blisko niej. Wślizgnąłem się nocą do jej pokoju. Nauczyłem się otwierać balkon, który zawsze był dla mnie uchylony, jednak po wypadku zastawałem go zamkniętego.

Rankiem musiałem się pożegnać z dziewczyną. Nie byłaby w nastroju widząc mnie z samego rana. Ucałowałem ją w czoło i wyszedłem.

— Do zobaczenia, piękna

Alison

— Widziałeś może mój telefon? - zapytałam ojca, który przeglądał poranną prasę popijając przy tym mocną, czarną kawę.

— Nie. Zobacz na komodzie. Zawsze go tam zostawiasz - nie odrywając oczu od lektury powiedział.

— A, faktycznie - telefon leżał w przedpokoju na komodzie. Wyszłam z budynku i postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza udając się na spacer. Nie pamiętałam co robiłam przed wypadkiem, kim byłam. Chciałam sobie przypomnieć, dlatego ruszyłam na mały spacerek. Błąkałam się po lesie, aż w końcu dotarłam do jakiegoś domu. Wydawało mi się to dziwne, że dom stał w samym środku lasu bez dostępu do ulicy. Przeszłam koło budynku zaglądając w okna.

— Żadnej żywej duszy. Czyżby opuszczony? - powiedziałam do siebie stając na palcach, aby jak najwiecej dostrzec we wnętrzu.

— Niezupełnie... - usłyszałam męski głos za sobą. Natychmiastowo się obróciłam do towarzysza. — Wybacz, że cię przestraszyłem - kamień spadł mi z serca, gdy rozmówcą okazał się nie kto inny, jak mój prześladowca.

— Nie mów, że tu mieszkasz... - zaśmiałam się, a chłopak posłał mi półuśmiech i spuścił głowę w dół. — Nie... Ty na serio mieszkasz w środku lasu? - nie mogąc przestać się śmiać powiedziałam.

— A co w tym dziwnego? - zapytał wkładając ręce do kieszeń spodni.

— No wiesz... Normalny człowiek wolałby wśród bliskich, blisko jakiejkolwiek drogi... Cywilizacji - rozejrzałam się na boki. Las, wszędzie zieloność. Cisza, jakiej nie zastałby nigdzie indziej.

HybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz