42. Czas bez Ciebie, to czas stracony!

2.9K 242 18
                                    

Matt mnie unikał. Domyślałam się bo, widziałam jak wychodził z gabinetu dyrektorki. Widział, że idę w jego kierunku, jednak nie zatrzymał się. Mało tego, miałam wrażenie, że kiedy mnie zobaczył przyśpieszył kroku. Coś było nie tak, a przecież wszystko sobie wyjaśniliśmy. Sama już nie wiedziałam... Zaczynałam wariować przez to, że nie mogłam normalnie z nim porozmawiać. Nie widzieliśmy się trzy dni. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał.

— Hej! Widziałaś dziś Ericka? - zapytała uważnie rozglądając się za chłopakiem.

— Niestety nie - spojrzałam na przybite spojrzenie przyjaciółki.

— Oh, ok. Myślisz, że mogłabym go odwiedzić po zajęciach? - zdesperowana zapytała. Moje przerażone spojrzenie utkwiło w piegowatej twarzy dziewczyny.

— Co?! - wyskoczyłam zbyt szybko. — Znaczy wiesz, na pewno jest zajęty, skoro nie przyszedł. Może jutro będzie? - pocieszająco poklepałam ją po ramieniu.

— Może masz rację - miałam nadzieję, że nie wpakuje się przez tęsknotę do gniazda wampirów. Uh, jeszcze tego by brakowało...

Po zajęciach udałam się do Stons'ów, żeby pogadać z Matt'em. Pomyślałam, że może tam go złapię.

Drzwi otworzył mi Joseph. Czarny podkoszulek opinał jego jakże umięśniony brzuch. Chłopak oparł się o futrynę drzwi i przyglądał mi się uważnie z cwaniackim uśmiechem na ustach.

— Hej. Jest może Matt? - zapytałam patrząc, jak Joseph robi mi przejście i zaprasza do środka.

— Nie, poszedł gdzieś - powiedział.

— Sam? - zmarszczyłam brwi i posłałam chłopakowi podejrzliwe spojrzenie spod przymrużonych powiek. Zachowywałam się jakbym chciała go kontrolować. Przybiłam sobie mentalną piątkę.

— No tak, Matt jest poniekąd typem samotnika. Zawsze wszystko wolał robić sam. Napijesz się czegoś - zapytał kierując się do kuchni.

— Nie dzięki - chociaż dowiedziałam się ciekawych rzeczy o moim chłopaku, których nie zauważyłam. — I nie wiesz kiedy wróci? - wypytywałam jak jakaś desperatka. Zaczynałam odczuwać jego brak bliskości. Przywykłam, że zawsze był obok. Uzależnił mnie od siebie. Nie odpuszczałam nawet myśli, że mógłby ode mnie odejść.

— Niestety, ale może ja ci mogę jakoś pomóc? - uśmiechnął się unosząc tylko jeden kącik ust do góry. — Zawsze możesz na mnie liczyć - puścił do mnie oczko. Posłałam chłopakowi szeroki uśmiech.

— Nie dzięki. Skoro go nie ma, to już pójdę. Na razie, pozdrów chłopców! - wyszłam zawiedziona od wilczurów. Zniosłabym wszystko, ale nie dłuższej rozłąki z Matt'em!

Matt

— Dzięki stary, jestem twoim dłużnikiem - powiedziałem do brata, który posyłał mi mrożące krew w żyłach spojrzenie.

— Wiesz jak trudno mi było patrzeć jej w oczy? - rzucił oschle. — Nie zasługuje, na takie traktowanie. Powinieneś powiedzieć jej prawdę - przyznał. Miał stuprocentową rację.

— A jeżeli... - spuściłem wzrok. Byłem niczym niezaspokojona pijawka. Jak miałem do niej pójść i nie myśląc o jej krwi powiedzieć, że byłem dla niej zagrożeniem numer jeden?!

— Wiem, że nie zrobiłbyś jej nic czego by nie chciała - próbował mnie przekonać. — Zdołała przywrócić cię z powrotem podczas krwawego księżyca i mimo, że byłeś pod jego wpływem.. - zatrzymał się na chwilę w słowie. — Nie zdołałeś zrobić jej krzywdy - powiedział. — Nie wiem jak to robi, że jesteś jej taki posłuszny. Prawdziwy z ciebie udomowiony kundelek - Joshep poklepał mnie po ramieniu i zaczął się śmiać, jak głupi, aż chwycił się za brzuch. Posłałem mu kpiące spojrzenie, po czym wycelowałem cios w jego ramię. — Powiedz jej prawdę, chyba tyle możesz dla niej zrobić? Ona się martwi

HybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz