5. I co teraz?

12.1K 756 43
                                    

        Następnego dnia, wczesnym rankiem obudził mnie budzik. Pośpiesznie stanęłam na równe nogi i zaspanymi, pół otwartymi oczyma skierowałam się do toalety. Wyciągnęłam z szafy najzwyklejsze dżinsy i sweter. Moje długie, ciemne włosy, lekko falowane na końcach, uczesałam i pozostawiam naturalnie. Mimo niewyspania wyszłam z domu w dobrym humorze. Co prawda, nie byłam entuzjastycznie nastawiona na zajęcia, które mnie czekały, jednak starałam się wycisnąć z tego dnia wiele pozytywów. Jak na przykład, zacieśnianie nowej znajomosci z Angelą. 
Ruszyłam przez las.
Lekko porywisty, jesienny wiatr rozwiewał mi włosy we wszystkie strony świata, powodując na mojej głowie jeszcze większy nieład, niż panował. Poranna mżawka zrosiła moje biedne, znoszone buty. Było dość rześko i przyjemnie. Szłam niczym zwarty i gotowy na wszystko żołnierz, a moje oczy były wbite w wąską, praktycznie nieuczęszczaną dróżkę.  
     Gdy doszłam do parku, zauważyłam, że o tak wczesnej porze był jeszcze pusty. To mnie ucieszyło. Zbyt wcześnie na spacerowanie po nim równało się z absolutną ciszą i brakiem niepotrzebnie słyszalnych rozmów randomowych przechodzących obok mnie ludzi. Zapewne zwykli obywatele tej miejscowości jeszcze spali, bądź już dawno siedzieli w pracy. Zaczęłam zwalniać, aby napawać się świeżością i ciszą tego niezwykłego miejsca. Nic mnie tak nie relaksowało, jak poranny spacer wśród natury.
Zza pleców doszedł mnie trzask łamiących się patyków. Wzdrygnęłam się. Miałam nadzieję, że tylko się przesłyszałam. Ruszyłam dalej przed siebie, tym razem szybszym krokiem. Po chwili usłyszałam szelest suchych liści, nieco bliżej. Przerażona zaczęłam biec w obawie, że napastnik mnie dopadnie. Wydawało mi się, że słyszałam, jak za mną biegnie. Gwałtownie odwróciłam głowę, żeby ujrzeć twarz osoby, lecz gdy tylko to zrobiłam zahaczyłam nogą o nierówne podłoże. Jak można było się spodziewać wykręciłam niezłego fikołka w przód.
Toczyłam się, jak ogromna kula śniegowa lecąca rozpędzona z górki, aż w końcu trzasnęłam tyłem głowy w twardą ziemię i straciłam przytomność. Przed oczami zapanowała ciemność, a moja świadomość odeszła odsyłając mój umysł w sen.

   Obudziłam się z lekkim zdezorientowaniem oraz delikatnym bólem głowy w tylnej części czaszki. Rozejrzałam się po dobrze znanym pomieszczeniu. Pokój był w takim stanie, w jakim go opuściłam. Na szafce nocnej stała szklanka z wodą, a zaraz przy niej miseczka, w której leżał woreczek z lodem. Potarłam bolące miejsce i zmrużyłam oczy, zastanawiając się, skąd się tu wzięły te rzeczy. Nie mogąc sobie tego przypomnieć, chwyciłam szkło i łapczywie pociągnęłam sporego łyka cieczy. Moje gardło było istną pustynią i wręcz paliło żywym ogniem. Starając się ugasić pragnienie, przeszło mi przez myśl dość istotne pytanie: Jak się tu znalazłam? Z całych sił chciałam wejść w głębię swojego umysłu i odtworzyć to zdarzenie. Wspomnienia jednak kończyły się w jednym punkcie. A wiec, niestety na to pytanie nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Najzwyczajniej w świecie nie pamiętałam momentu po upadku.

Przyłożyłam lód do głowy. Na szczęście nie czułam pod palcami żadnego sporych rozmiarów guza, ani rozcięcia na skórze. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę dwunastą. Przeraziła mnie wizja wtargnięcia do szkoły na ostatnie lekcje. Niemal natychmiast zrezygnowałam z pójścia do placówki.
Musiałam wyjść chociaż na krótki spacer, bo głowa mi pękała. Liczyłam, że świeże powietrze otrzeźwi mi umysł i zwróci utracone wspomnienia, albo w magiczny sposób dowiem się, co działo się po upadku. Nie dawało mi to spokoju. Jeżeli sama dotarłabym do domu, na pewno nie przygotowałaby sobie lodu i wody... Niepokoiła mnie myśl, że ktoś mi pomógł.

   Rozejrzałam się po pustym, nieogrodzonym podwórku i ruszyłam w stronę lasu, który odkąd tu przyjechałam wydawał mi się inny. Każdy ruch gałęzi wydawał charakterystyczny skrzyp, a suche liście szeleściły, jakby turlał się w nich pies. Czułam niosącą się z wiatrem srogą zimę. Szłam dalej zapuszczając się w głąb lasu, którego nie znałam, ale który z niewytłumaczoną siłą mnie przyciągał. A ja nie mogąc się mu oprzeć szłam, aż dom znikał mi z pola widzenia.
Po pewnym czasie poczułam chłód mimo kurtki z puchem w środku. Zatrzymałam się na chwilę, aby zapamiętać drogę. Spojrzałam na telefon.

HybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz