Część 2 Rozdział 8

1.1K 43 3
                                    

-Chce wracać do domu. -stanęłam naprzeciwko chłopaka. 

-Nie możesz.-powiedział łagodnym tonem. 

-Nie, nie to ty nie możesz mi mówić, że ni mogę wrócić do własnego domu, nie możesz mnie wywozić za miasto kiedy najdzie cię taka ochota. Jeśli ty mnie nie zawieziesz do domu to sama pójdę. Myślę, że złapie jakiegoś kierowce, który mnie podwiezie. -warknęłam w jego stronę, a chłopak ułożył swoje usta w uśmiechu. 

-Proszę, jest burza i pada deszcz, jeśli uda Ci się dostać choćby na ulicę i się nie zgubić do życzę ci powodzenia. -powiedział nadal z uśmiechem na twarzy i mi się uważnie przyglądał. 

Czy on myśli, ze ja jestem nadal tą samą osobą, którą byłam kiedyś? Uśmiechnęłam się w duchu i rzuciłam chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie, a ten wszedł do salonu i wygodnie usiadł na sofie. 

-Pieprz się! -krzyknęłam i wybiegłam z domu. Biegłam cały czas przed siebie, byłam cała mokra i było mi zimno, ale nie dam mu tak łatwo wygrać. Powoli się męczyłam, więc zwalniałam. Zatrzymałam się przy drzewie by złapać oddech i ruszyłam w drogę po sekundzie. Nie widziałam by chłopak biegł za mną, więc pozwoliłam sobie na to by zwolnić tempo ponieważ zmęczenie odczuwałam coraz bardziej. Szłam przed siebie i bałam się za każdym razem kiedy usłyszałam coś niepokojącego. Czuję, że zaczynam wymiękać. Jestem pośrodku niczego, wszędzie są drzewa, ale nie dam za wygraną tak łatwo. Postanowiłam zacząć biec panowanie, a po paru minutach widziałam już ulicę. Niestety oświetlała ją tylko jedna latarnia, byłam na jakimś kompletnym wypizdowiu. Szłam po drodze już parę dobrych minut, a nadal nie widziałam tutaj żadnej żywej duszy. Zgubiłam się, super. Popatrzyłam w tył i zauważyłam znajomy samochód. 

-Justin.-pisnęłam i pobiegłam by się schować w krzaki. Niech się chociaż trochę pomęczy kiedy już mnie prawie ma. Auto przejechało,  a ja się do siebie uśmiechnęłam. 

-Tutaj jesteś. -usłyszałam niezbyt znajomy głos, a nagle ktoś mnie mocno złapał i przycisnął coś do twarzy. Czułam jak mój organizm robi się coraz słabszy i zaczynam mdleć. Uderzyłam mojego napastnika w brzuch łokciem zanim zdążył mnie odpowiednio unieruchomić i usłyszałam wianuszek przekleństw z jego ust. Rzucił mnie na ziemię i kopnął z całej siły w brzuch. Zgięłam się w pół kiedy poczułam ten ból, a z oczu zaczęły płynąć mi łzy. 

-Ty suko. -warknął podnosząc moją bezwładną głowę i wymierzył w moją szczękę cios. Poczułam metaliczny smak krwi w ustach i zaczęłam płakać. -Nie rycz. -krzyknął i zaczął kopać mnie po całym ciele. Nie wiedziałam co się właśnie dzieje. Czułam jak tracę siły, a napastnik nadal wymierzał ciosy, które odczuwałam coraz mocniej. Szarpnął mnie za rękę, którą skręcił zbyt mocno. Czułam jak moja kość łamie się i zaczęłam krzyczeć z całych sił. 

-Zamknij pysk! -warknął i wymierzył ostatni cios w moją twarz, a ja widziałam tylko białe światło i straciłam przytomność. 

revenge and love || justin bieberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz