VIII

1.1K 151 23
                                    

Gerard całą niedzielę leżał w łóżku patrząc się w sufit. Nawet nie miał siły dokończyć rysunków czy nawet wkurzać Mikey'ego, który kilka razy na to zasłużył. Nie do końca był pewny, czy chce pomagać chłopakowi, z którym w zasadzie mało ma do czynienia.

Nie mógł nazwać tego przyjaźnią, chociaż tak przytakiwał Frankowi. Zwyczajnie na jego przyjaźń, trzeba bardzo zasłużyć.

W końcu kiedy nadszedł wieczór zwlekł się z posłania i skierował do pokoju brata. Mikey leżał z podkulonymi nagami na łóżku, co chwila sprawdzając coś na telefonie.

- Gerry ?- Spytał kiedy w końcu go zauważył.- Coś się stało ?

- Nic Mikey... chociaż w zasadzie to tak.. słuchaj...- przysiadł się do brata starając się nie patrzeć mu w oczy. - Co byś zrobił gdybym zniknął.

- Jak to zniknął ?- Blondynek chyba nie do końca zrozumiał słowa brata.

-No wiesz, uciekł... czy coś.

- Ale ty chyba ni..

- Nie nie.- Szybko zaprzeczył.

- Hmm..- Mikey lekko się zamyślił opierając się o poduszkę.- Myślę, że matka by tego nie zniosła.

Gerard popatrzył na sufit i bez słowa wyszedł z pokoju. Postanowił pójść spać i czekać do poniedziałku. Do dnia, w którym musiał podjąć decyzję.

Jednak w poniedziałek Franka w szkole nie było. Przez chwilę pomyślał, że chłopak już wyjechał, ale przypomniał sobie, że mieli porozmawiać i wierzył, że Frank nie odejdzie bez chociażby pożegnania.

Gerard podjął ostateczną decyzje. Nie jedzie. Nie jest w stanie poświecić tyle dla nikłych celów. Tym bardziej, że Franka prawie nie znał.

Pisał do niego, ale chłopak nie odpisywał. Jak tylko lekcje dobiegły końca rzucił się niemal biegiem do domu Iero. Zapukał w drewniane drzwi, które wydały z siebie głuchy odgłos. Czekał dosyć długo, wiec kiedy tylko usłyszał przekręcanie kluczyka, drgnął i otworzył lekko usta, zupełnie jakby chciał rzucić się na Franka.

Jednak ukazał się przed nim zły, smętnie wyglądający mężczyzna. Spojrzał na Gerarda wzrokiem przepełnionym nienawiścią.

- J-jest F-frank ? - Sam nie wiedział dlaczego, ale ten mężczyzna wywołał w nim lekki niepokój. Otworzył szeroko swoje zielone oczy i czekał na rozwój wydarzeń.

- Nie.- chłodny ton jego głosu wyrażał wszystko. Po chwili drzwi zamknęły się przed nim z ogromną szybkością. Gerard stał tak przez chwilę, kompletnie zdezorientowany. Mało obcował z ludźmi, przez co takie reakcje dorosłych lekko go przerażały.

Jednak on wcale nie zrezygnował z napastowania posiadłości Franka. Obszedł powoli dom i wypatrzył okno, które zapewne należało do Franka. Jego pokój znajdował się na parterze, co rownież ułatwiało sprawę. Odsunął się, wziął lekki rozbieg i z ogromną- jak mu się niestety tylko wydawało- siłą wskoczył na parapet znajdujący się z zewnątrz budynku. Trochę zajęło mu wspinanie reszty ciała w górę, jednak Frank najwyraźniej usłyszał, że ktoś wyraźnie dobiera się do jego okna i czyjeś ręce szybko wciągnęły Gerarda do środka.

- Boże, Gerard ! Co ty tu robisz ? -  W pokoju panował półmrok, a oczy Gerarda nie do końca się do niego przyzwyczaiły, przez co nie mógł nawet zidentyfikować miejsca, z którego pochodził głos.

- Frank ? - Chłopak łapał ciężko oddech. Wysiłek fizyczny nie jest jego mocną stroną.- Nie było cię w szkole, a twój ojciec...

Nie dokończył bo chłopak niemal przylgnął do niego wieszając się mu na szyi. Był jak mały, pluszowy miś, tylko że ten właśnie zanosił się płaczem. Gerard czuł się dziwnie, czując jak ktoś się do niego przytula. Nigdy nikomu na to nie pozwalał, nawet nie wiedział jak ma się zachować. Dopiero kiedy poczuł jak jego koszula przesiąka łzami Iero lekko pogładził go po plecach.

Po kilku minutach ciszy Frank oderwał się od chłopaka i popatrzył mu w oczy.

Wtedy dopiero Gerard zauważył ogromny siniak pod jego lewym okiem i mnóstwo zadrapań. Przeraził się na ten widok i wyciągnął rękę, gładząc zsiniałe miejsce.

- Kto ci to zrobił ?

- Mój... nie ! On nie jest moim ojcem ! Nie chcę go nawet tak nazywać. - Usiadł na krawędzi łóżka.- Rano zszedłem na dół coś zjeść i chyba już wtedy nie należało go drażnić, bo humor miał parszywy. Spytałem się tak delikatnie, czy może jest szansa żebyśmy wstąpili kiedyś do Newark, bo jednak łatwiej tak niż uciekać.- Zrobił przerwę, podniósł ręce patrząc na nie w geście złości i zacisnął je mocno w pięści.- A on... on mi przyłożył tą jebaną butelką. Nie mogłem iść tak do szkoły to zostałem. Gee..- uniósł głowę i spojrzał mu w oczy.- Ja muszę uciec. Nie ważne, jak bardzo to głupie, jutro jadę do Newark. Muszę znaleść matkę, może mnie zatrzyma.

Gerard stał osłupiały czując jak kotłują się w nim wszelkie emocje. Był wściekły na przybranego ojca Franka, za to jak go potraktował. Był rozżalony widząc chłopaka w takim stanie, ale przede wszystkim był cholernie rozdarty, rozważając ucieczkę z chłopakiem. Chciał mu pomóc, chciał jechać, ale miał w głowie trochę rozumu. Wiedział, że może się to źle skończyć, a ucierpi na tym głownie rodzina. Przez krótką chwilę chciał mu w końcu powiedzieć, że przemyślał sprawę i nigdzie nie jedzie, jednak coś go ciągle przed tym powstrzymywało.

Kiedy jego wzrok całkowicie przyzwyczaił się do mroku, dostrzegł jak bardzo Frank jest obolały. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Widać było, jak bardzo chciał odnaleźć rodzinę...

- Jadę z tobą Frank.- Nie panował nad sobą wymawiając te słowa. Kierowała nim nieznana mu wcześniej siła. Chciał mu pomóc.

- Co ? Jesteś pe..

- Tak ! Jestem pewny.- Mówił szybko i gwałtownie, chciał to potwierdzić, zanim się rozmyśli.

Frank przez dłuższą chwilę chyba nie do końca pojmował co właśnie zadeklarował mu Gerard. Podszedł bliżej i przytłoczył go swoim wzrokiem. W pokoju panowała cisza, którą przerwał Frank.

- Nie wiem jak ci dziękować...

- Nie dziękuj. Spotkamy się jutro przy wierzbie, przyniosę co trzeba. Nie mam za dużo oszczędności, ale zrobię co w mojej mocy.

- Tak.. tak. Ja mam znajomego, który podwiezie nas do Newark, w zasadzie to nie jest daleko. Ale jestem pewny, że to nie będzie punkt końcowy, wiec przygotuj się na nieznane kierunki.

- Zrobię wszystko, żebyś odnalazł rodzine, ale teraz muszę już spadać, lekcje dawno się skończyły i będą pytania. - Podszedł do okna i szybko z niego zeskoczył.- Jeszcze jedno Frank. Wierze, że odnajdziemy to czego szukamy. Może to niekoniecznie będzie twoja matka, ale jestem pewny, że znajdziesz tam swoje szczęście.- Wymusił uśmiech i znikł za domem.

Nie do końca był pewny swoich słów i może jest to egoizm, ale czasem trzeba nagiąć trochę prawdę. Wbiegł do domu i skierował się do pokoju bez słowa powitania. Nie chciał przebywać teraz z rodziną. Chciał się spakować i podświadomie dać im znać, że będzie bezpieczny. Chociaż i tego nie mógł zagwarantować. Ani sobie, ani Frankowi.

________________________________________
Hmm... ciekawe jakie szczęście znajdzie tam Frank 😏

We're Shooting Teenagers [ FRERARD ] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz