Gerard wrócił do domu nie spodziewając się tego czego tam doświadczy. Wpełzł na schody i ledwo dotarł do własnego pokoju. Potrzebował odpoczynku. Mróz skutecznie odbierał mu życie. Nienawidził zimy i jednocześnie ją kochał.
Była martwa. Cicha, obca i tajemnicza. A jednak pod jej chłodną osłoną wszystko żyło. Ziemia musi mieć czas, żeby odpocząć. Przeleżeć tyle miesięcy pod białą pokrywą i odrodzić się kiedy tylko pojawi się wiosenne słońce.
Gerard był jak te rośliny podczas zimy. Siedział nieruchomo czekając na nagły napływ energii.
Postanowił, że w końcu coś narysuje. Wygrzebał się spod sterty pościeli i dosłownie zleciał z łóżka. Wstał, dalej okręcony kocami i spojrzał na lustro wiszące na przeciwległej ścianie. Czarne włosy miał dosłownie wszędzie. Układały się w każdym możliwym kierunku. Zielone oczka delikatnie błyskały patrząc spod ciężkich powiek.
Ziewnął przeciągle i spojrzał na swoje "stanowisko pracy". Dawno tam nie siedział. Kredki i ołówki walały się niemal wszędzie, a plamy od farb były już nie do zmycia. Kochał swój, jak to nazywał, artystyczny nieład. Kiedyś uwielbiał spędzać cały dzień przy tym kącie malując, szkicując i szatan wie co jeszcze. Skupiał na tym całą uwagę. Potrafił jak w amoku zająć się swoimi myślami przelewanymi na płótno.
Podszedł do przeciętnych rozmiarów biurka i pogładził zaschnięte plamy farb w przeróżnych kolorach. Przez to wszystko prawie nie tknął swoich zaczętych już prac. Ale tego dnia nie miał zamiaru niczego kończyć.
Chciał zacząć kolejne dzieło i tym razem doprowadzić je do końca zanim znowu się mu odechce. Przez chwilę stał bezruchu wpatrując się przed siebie, po czym nagle zerwał się zrzucając tym kilka kartek z blatu.
Gwałtownie sięgnął po węgiel i brudne już skrawki materiału, po czym rzucił to szybko na biurko i powrócił do przetrzepywania szafek.
W końcu zamarł i wbił wzrok w poszukiwaną rzecz. Dokument zatrudnienia pani Iero. Tak, zabrał go wtedy z opuszczonego mieszkania. Z początku nie miał zamiaru go zatrzymywać, ale całkowicie przypadkiem zapomniał go mu oddać. Kiedy wrócił do domu, a Frank do... do tego okropnego miejsca, wrzucił go na dno szafki nie chcąc na niego patrzeć.
Teraz był mu bardzo potrzebny, bo zawierał wspomnienia. Trzymał go kurczowo w rękach kiedy Frank po raz pierwszy pod wpływem emocji go pocałował. Oczywiście żałowali tego zanim odkryli jak bardzo są w sobie zakochani...
Położył wymiętą kartkę przed sobą, po czym usiadł wciąż się w nią wpatrując. W tym z pozorów nic nie ważnym papierze były wspomnienia. Emocje. To czego w tej chwili potrzebował.
Z tej kartki potrafił ułożyć w głowie obraz. Więc zaczął rysować. Szybkie, gwałtowne ruchy, nieprzewidywalne kreski i chwile zatrzymania...
Podświadomie wiedział, że nie powinien w takiej chwili rozgrzebywać emocji, ale nie mógł przestać...
I powstał obraz, który widział niemal jak przez mgłę. W końcu minęło sporo czasu. Na początku nie do końca wiedział co chce stworzyć. Zrozumiał to dopiero kiedy zaczął dostrzegać w nagłych kreskach dwie postacie.
Jak się wszyscy domyślają, dziwne by było gdyby rysunek nie przedstawiał obu chłopców.
Jednak nie była to normalna sytuacja. A dokładnie ten moment, w którym Frank stanął na płacach i z lekkim strachem, a nawet determinacją zbliżył swoje usta do tych Gerarda. Nie był to wcale namiętny pocałunek, a bardziej zwykle zetknięcie się dwóch niewinnych warg. Niebezpieczne, niedozwolone i lekko przerażajace, a jednak tak niesamowite.Miał łzy w oczach przypominając sobie to co wtedy czuł. To było... piękne. Po prostu. Tak bardzo niewinne...
Uwielbiał późniejsze spędzanie czasu z Frankiem jako jego chłopakiem, to oczywiste. To jak się o siebie troszczyli i cieszyli swoją obecnością. Ale to właśnie te czasy niepewności i odkrywania siebie były takie ekscytujące i podniecające.
W końcu zatrzymał się gwałtownie podczas stawiania kolejnych gwałtownych kresek i nie oderwał wzroku od kartki.
Czarne włosy muskały pylący węgiel, a donoście oddychanie rozwiewało czarne drobinki. W końcu ścisnął rękę łamiąc kawałek węgla. Dopiero kiedy poczuł jak czerń brudzi mu rękę wyszedł z dziwnego amoku i mógł normalnie się poruszać.
"Dzieło" nie było wcale wymagające, czy olśniewające i skomplikowane. Było... urzekające.
W tle działo się mało. Można było zauważyć co najwyżej stare ściany i próchniejące drzwi. Całą uwagę przyciągał pierwszy plan, na którym widać było zmieszanego Gerarda i Franka.Uśmiechnął się smutno na ten widok. Bał się, że wszystko właśnie się rozpada. Ale nie miał czasu na zastanawianie się.
Wstał, zostawiajac wszystko bez sprzątania i zszedł zaparzyć sobie herbatę. Starał się o niczym nie myślec. A już szczególnie o ojcu idącym na górę z podejrzliwym spojrzeniem.
Wzdrygnął się na ten widok. Nie wiedział czego się po nim spodziewać i słusznie...Po zrobieniu parującego napoju, bez słowa skierował się ponownie do pokoju z zamiarem wczesnego położenia się do łóżka. Ale... było cicho. Zbyt cicho.
Zdecydowanie za cicho.
Przyspieszył kroku, a stając przy drzwiach jego serce zamarło.
Ojciec stał nad biurkiem syna drąc z wściekłością wszystkie jego prace, wraz z dokumentem zatrudnienia i pięknym, nowym rysunkiem.
-Nie...- Zdążył niemal wyszeptać chwilę przed rozdarciem kartki na pół. Podniósł swoje malutkie, jak się wtedy wydawało przy ojcu, rączki i zadrżał.
Ojciec był opanowany. Oczywiście o ile opanowaniem można nazwać tak nierozsądne zachowanie... Ale pilnował się, nawet bardzo.
Jeszcze.W końcu zbliżył się do niegdyś ukochanego synka i spojrzał mu przenikliwie w oczy.
- Mój syn nie będzie pedałem. Nie tak cię wychowałem.
- A-ale ja... Ja przecież nic nie zrobiłem. On... on mnie uratował, ja...- Zaczął się jąkać niczym szczeniak z uroczej bajki. Ale bajki zawsze kończyły się dobrze, a co do tego zakończenia nie był pewny.
Jednak tym razem ojciec nie miał zamiaru pastwić się nad synem i torturować go bez końca. Nie dzisiaj...
Nadszedł ten dzień, kiedy zdecydowanie posunął się za daleko.
Ten dzień, kiedy było za późno na jakiekolwiek interwencje.Zamachnął się i uderzył młodego Waya, który potykając się spadł plecami na twarde powierzchnie schodów. Kanty wbiły mu się między kręgi, odbierając mu moc oddychania.
Herbata wylała się parząc mu ręce, a kubek roztrzaskał się na setki odłamów.Nie mógł się ruszać, nie miał szans na ucieczkę. Leżał tak znieruchomiały kilka sekund. Ostatnie co widział to dumny krok ojca i panikującą matkę. Oraz głuchy dźwięk syreny.
To jedyne co pamiętał. Zanim stracił przytomność.
Jedyne co dawało mu szansę i nadzieję, że jeszcze nie umarł to nękające go obrazy i krzyki które słyszał w podświadomości.
CZYTASZ
We're Shooting Teenagers [ FRERARD ] [zakończone]
FanfictionGerard nie lubi ludzi. Nie lubi niczego. Właściwe on nawet nie żyje, on tylko jest. Cholerna wymuszona egzystencja.... Ale czy da się przeżyć... a raczej istnieć bez jakichkolwiek niespodzianek ? Iero na nowo nauczy go co znaczy "żyć".