XXII

727 137 64
                                    

- Jak to poprawczak?! Czy to w ogóle zgodne z prawem?

- Opanuj się Gerard. To nie jest pewne. Ewentualnie zostanie tam kilka miesięcy i go wypuszczą.

- Was już do reszty pojebało...

- Dosyć Gerard!- Donna odstawiła kubek z herbatą na stół z głuchym stukiem.
Było dosyć wcześnie, Mikey przywitał się z bratem i wyszedł do szkoły, za to Gerard został sam na sam z matką. Naprawdę nie miał ochoty na wykłady, siedział na dole tylko w celu wydobycia z niej informacji.

Nie tyle tęsknił za Frankiem, co bał się czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Dobrze wiedział co oznacza poprawczak.

Wstał i poszedł do pokoju. Rzucił się wykończony na obszerne łóżko i zamknął oczy głośno wzdychając.

Bardzo ostatnio się zmienił to właśnie przez Iero. Musiał się poprawić. Chłopak był tylko nieistotnym elementem w jego życiu, teraz wszystko wróci do normy.

Wziął do ręki kochany szkicownik i zatracił się w kreśleniu coraz gwałtowniejszych szkiców.

****

- Gerard wstawaj bo się spóźnisz!

Chłopak otworzył leniwie oczy i zamrugał energicznie.

- Spóźnię na co?

- Idziesz do szkoły.

Po usłyszeniu tej jakże pięknej i zachęcającej nowiny jeszcze bardziej ukrył się pod ciepłym kocem. Nie dane mu było spać bo chwilę potem Mikey wtargnął do jego pokoju zrzucając go z łóżka.

- Mikey, co ty kurwa robisz?!

- Budzę cię bracie. Wstawaj bo mam zamiar iść dzisiaj z tobą.

- Ale ja tak średnio.- Wstał podpierając się rękami o zimną podłogę.

- Czy chcesz czy nie i tak idziesz ze mną, mama kazała.

Gerard przymknął na chwilę oczy i zacisnął pieści tak, aby przypadkiem z jego ust nie poleciała piękna wiązanka słów.

- Idź pieprzyć swoje jednorożce Mikey i daj mi się ubrać.

- Dobrze już dobrze.- Zaczął się powoli wycofywać z uniesionymi rękami, jednak w ostateczności sięgnął po poduszkę leżącą na za ziemi i rzucił nią w wciąż zaspanego Gerarda uciekając.

-MIKEY!- Wstał gwałtownie rozglądając się na boki i kiedy zilustrował, że chłopak zniknął w korytarzu, skierował się do łazienki. Zorientował się, że nie myślał o Iero dobre dwanaście godzin. Heh, nareszcie wróciła normalność.
Podparł się chudymi rękami o umywalkę i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Nienawidził swojego wyglądu, dlatego unikał jego widoku jak tylko się dało. Umalował się jeszcze bardziej chaotycznie, niż planował i po ubraniu się zbiegł na dół. Włosy miał w jednym wielkim nieładzie, czarne kosmyki opadały niezdarnie na oczy. Ubrany był w czarną bluzę, która skutecznie zasłaniała jego wychudzone barki.

Postarał się zjeść wszystko jak najszybciej i już miał wychodzić, kiedy został skutecznie zatrzymany przez energiczne pociągnięcie za rękę.

- Czekaj na brata.

- Na chuja mam na niego czekać?!

- Wyrażaj się Gerard. Poczekasz na niego bo od dzisiaj razem chodzicie do szkoły.

- Nosz kurwa, drugi raz nie mam zamiaru uciekać.

- Jak niby mam ci uwierzyć?- Popatrzyła na syna bez emocji i zniknęła w korytarzu. Chwilę potem do Gerarda dołączył Mikey i po raz kolejny usłyszeli krzyk Donny.- Odbiorę was, nie wracajcie bez opieki.

- Super...- Gerard westchnął i wyszedł mozolnie na zewnątrz, stykając się nieprzyjemnie z promieniami słońca.

- Um... Gee?

- Co chcesz Mikey.- Spojrzał na młodszego chłopaka idącego za nim z nieprzyjemnym wyrazem twarzy.

- Bo ty mi zostawiłeś... ten... Oh Gerard nawet nie wiesz jak bardzo się martwiliśmy.- Rzucił się na szyję bratu całkowicie się na niej zawieszając.

- Ale.... ale, Mikey możesz już zejść.- Wydusił z siebie ledwo, całkowicie zaskoczony.

- Baliśmy się i to bardzo. Gdzie ty byłeś? Dlaczego uciekłeś??

- Nie chciałem uciec. Byłem z Frankiem. Pomagałem mu, to ważne. Ale teraz Franka już nie ma, więc nigdzie się nie wybieram.- Gerard automatycznie spochmurniał i odepchnął brata wracając do marszu.

Reszta drogi minęła mu dosyć szybko i nim się spostrzegł wchodził już do budynku. Mikey lekko się uspokoił i pozwolił rozdzielić się bratu, samemu kierując się do swojej klasy.
Gerard wchodząc do szkoły automatycznie poczuł się źle. Znowu uderzyło go poczucie lęku i nienawiści. Znowu wróciło do niego przekonanie jak bardzo jest inny, jak bardzo siebie nienawidzi i jak pragnie tych wszystkich ludzi najzwyczajniej w świecie wyrżnąć.

Jednak z Frankiem nie zniknęły i problemy. Na samym wejściu dostał w plecy i ugiął się powoli zsuwając na podłogę przy szafkach. Nie mógł zaczerpnąć powietrza, a jedyne co słyszał to głuchy śmiech oprawców. Kilka minut zajęło mu dojście do siebie i ruszenie dalej. Gwałtownie nabrał powietrza niemal się krztusząc. Wstał i po upewnieniu się, że nic poważnego mu nie jest, ruszył do klasy. Chciał jak najszybciej usiąść i przesiedzieć kilka godzin w bezruchu.
Wbiegł do sali i gwałtownie rzucił się na swoje miejsce. Zatopił się w krześle i przymknął oczy.

W środku było cicho, wszyscy chcieli jak najdłużej korzystać z jeszcze trwającej przerwy. Z każdym oddechem czuł przeszywający ból w prawym płucu. Samotna łza popłynęła po jego policzku, spływając na szyję i obojczyki. Czuł jak ciepło ogrzewa jego wychłodzoną skórę.

Wtedy usłyszał trzask i zbliżający się dźwięk rozmów, a chwilę potem zadzwonił i dzwonek.

Otarł szybko łzę i zaciągnął kaptur tak, żeby nikt nie wiedział jego zaczerwienionej twarzy.
W środku zaczęli gromadzić się uczniowie, większości nawet nie kojarzył. Może to i głupie nie wiedzieć z kim jest się w klasie, jednak on w ogóle nie zwracał na to uwagi.  Po chwili zjawił się też nauczyciel ostatecznie zamykając drzwi.

Usiadł na swoim obszernym fotelu spoglądając na dziennik. Co chwila przeglądał jakieś dokumenty i analizował je z dużym zaangażowaniem.
Gerard jeszcze raz zmienił pozycję co zaowocowało przeciągłym bólem w klatce piersiowej i cichym syknięciem. Rozejrzał się gwałtownie po klasie, jednak z dumą zauważył, że nikt nic nie usłyszał.
Wtedy nauczyciel zaczął czytać listę. Wyczytywał powoli i dokładnie każde nazwisko. Doszedł do Gerarda, na co Way odpowiedział niemrawe "jest".

Po wszystkim zamknął dziennik i zaczął wypisywać na tablicy skomplikowane równania.
Jednak coś Gerardowi nie pasowało. Coś było inaczej niż zwykle. Wyprostował się mimo ogromnego bólu i wbił wzrok w nieskazitelnie białą ścianę. Pominął jedno nazwisko. Jedno, tak istotne zawsze wyczytywane nazwisko.

Gerard drżał, nie mogąc opanować szybkiego oddechu. Czy to znaczy, że on nie chodzi już do tej szkoły? Pominął go celowo? Wykreślił z listy?

Nie mógł skupić się na racjonalnym myśleniu, w jego umyśle szalało tylko jedno wciąż powtarzane zdanie. Nauczyciel nie wyczytał Iero.

_________________________________________
Wybaczcie brak rozdziałów, nie mam siły pisać częściej.

We're Shooting Teenagers [ FRERARD ] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz