Gerard biegł do domu jakby od tego zależało jego życie. Po części tak było. Jak miał wytłumaczyć się matce? I tak nie uwierzy w nic co powie.
Wiele razy ledwo uniknął upadku, przez co coraz ciężej było mu utrzymać się na oblodzonym chodniku. W myślach przeklinał Franka, że zaciągnął go taki kawał od domu.
W końcu jednak znalazł się w upragnionym miejscu i pociągając za klamkę dosłownie wpadł do środka, przewracając się na rzeczy leżące w przedsionku.- Jestem! Jestem... już...- Wydyszał ledwo łapiąc powietrze. Zza rogu wyszedł Mikey z założonymi rękami, przypatrując się bratu z pogardą.
- Oh witaj Gee.
- Nie nazywaj mnie tak idioto. O co ci znowu chodzi?- Wstał układając rzeczy, które zrzucił.
- Ojciec wrócił.
- C-co?- Starszy z braci otworzył szeroko oczy z zaskoczenia i lekkiego przerażenia. Spóźnił się, zapewne zawiódł matkę i jeszcze wplątał w to ojca. Idealnie.
- Tak, nic nam nie powiedział, ale wziął urlop i wrócił, jak to ujął, pobyć z rodziną.- Mikey głęboko westchnął.- Gerard... czy... gdzie ty byłeś?
- Gdzie ja byłem? Eee...jaa...-Gerard wstał powoli opierając się o drzwi wejściowe. Temat był dla niego bardzo niewygodny, nawet przed bratem.- Byłem z Frankiem.
- Ty i nocne spacery? W taką pogodę? Gerard, powiedz w końcu o co z nim chodzi i tak się w końcu dowiem.
- Ja...- Patrzył się mu głęboko w oczy. Włączył sam ze sobą, bał się przyjąć to do wiadomości, a tym bardziej nie chciał, żeby ktokolwiek o tym wiedział.- Frank i ja, my... my chyba jesteśmy razem? Nie wiem Mikey, ale naprawdę, w pewnym sensie chyba mi się podoba. I to chyba na pewno.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że coś jest na rzeczy.- Blondynek podskoczył i uśmiechnął sie tryumfalnie.
- I nie masz żadnych zastrzeżeń??
- Gerard... jesteś moim, choć dziwnym, to jednak bratem. Nie obchodzi mnie z kim idziesz do łóżka.
- Kurwa Mikey! Ja nie mam zamiaru nic z nim...Nic, rozumiesz??- Gerard był poddenerwowany i czuł, że potrzebuje alkoholu. A więc ujawnia się nałóg... w tamtym momencie myślał tylko o kilku piwach, które zostały mu w szafie.
- Ogarniam! Spokojnie.
Wtedy w pokoju pojawiła się też i Donna, obarczając syna niesamowicie chłodnym spojrzeniem.
-Dlaczego nie było cię w domu, kiedy wróciliśmy? Zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina?!- Jej twarz przybierała coraz to czerwieńszy odcień, ukazując delikatne zmarszczki.
- Przepraszam, zapomniałem się. Ale już jestem, chyba jest w porządku.
- Mam dosyć twoich bezsensownych usprawiedliwień.
- Dobra kurwa!- Jego nerwy puściły i znudziło się mu udawanie dobrego syna. Wyprostował się i odbiegł w kierunku pokoju.- Nie to nie, pierdolcie się wszyscy!- jego głos długo rozchodził się po pomieszczeniu. Wbiegł do pokoju i zamkną drzwi na klucz. W tamtej chwili cieszył się, że go ma.
Taranując wszystko co zastawiło mu drogę, dotarł do szafy wyciągając z niej pełne butelki. Otworzył jedną i zatopił się w ostrej woni alkoholu. Tego właśnie potrzebował.
Postanowił zostać tam już do rana. Nie miał zamiaru pojawiać się na dole ponownie tym razem z pewnością napotykając na ojca.
Zrzucił z siebie przemoknięte ubranie, narzucając tylko luźną koszulkę. Wszedł powoli pod ciepłą kołdrę i trzymając w ręce butelkę przyglądał się gwiazdom. Były piękne. Zastanawiał się, czy Frank też na nie patrzy. A może widzą w tej chwili ten sam obraz i oboje o sobie myślą? Gerard bardzo tego chciał, chociaż ciężko było mu się do tego przyznać. Odłożył butelkę na parapet, uważając by się nie przewróciła i zamknął oczy, mając w myślach idealny obraz, jaki odczuwał na śniegu jeszcze kilkanaście minut temu.
Widział przed sobą Franka. Jego rozgrzane wargi i pełne życia oczy. Jego idealne wypieki na policzkach, które Gerard uważał za niesamowicie urocze. Zasnął myśląc o kimś, kogo kocha, chociaż nie potrafił dopuścić do siebie tej myśli.
CZYTASZ
We're Shooting Teenagers [ FRERARD ] [zakończone]
FanfictionGerard nie lubi ludzi. Nie lubi niczego. Właściwe on nawet nie żyje, on tylko jest. Cholerna wymuszona egzystencja.... Ale czy da się przeżyć... a raczej istnieć bez jakichkolwiek niespodzianek ? Iero na nowo nauczy go co znaczy "żyć".