XXX

768 139 44
                                    

Gerard biegł do domu Iero już drugi raz tego dnia. Był pewny, że jest już bezpieczny, do czasu, aż zauważył grupkę osób idącą z naprzeciwka. Nie trzeba było dużo czasu, żeby zorientować się kto się tam znajduje. Jego ojciec, całkowicie pijany szedł z kilkoma "bliskimi" mu osobami. Na początku się tym nie przejął. Może ojciec zapomniał? Da mu spokój? Ale fakt, że był pijany niczemu nie pomagał. Zbliżali się nieuchronnie.
Gerard był niemal pewny, że szybko go minie, ale nie było mu to dane. Pan Way rozpoznał swojego syna, pośmiewisko i kpina rodu. Ktoś, kogo trzeba zapomnieć, wymazać z pamięci i wydziedziczyć. Ale przed tym jeszcze upokorzyć i dać do zrozumienia za kogo jest uważany.

- A dokąd to się wybierasz? Do domu i to natychmiast! Jak nie to ci pomogę!- Jednak Gerard go zignorował. Szedł dalej. A nie powinien.- Zatrzymaj się! Wracasz ze mną, teraz!- Głos ojca był coraz bardziej natarczywy i ociekający cynizmem. Zimno przenikało przez cienką koszulkę chłopaka i powoli paraliżowało mu każdą cześć ciała. Starał się tylko go wyminąć. Ale ojciec Gerarda nie odpuszczał. Nigdy.

Bez ostrzeżenia podszedł do młodego Waya i ponownie tego dnia, pokazał mu co o nim myśli kilkoma mocnymi uderzeniami. W międzyczasie przeplatały się też wszelkie wyzwiska, groźby i piękne wiązanki przekleństw. Gerard krzyczał, szarpał się i w końcu mu się udało. Wyrwał się i słysząc groźne "Jak tylko wrócisz długo nie pożyjesz" odbiegł najszybciej jak tylko mógł.

Potykał się o własne nogi i starał się za wszelką cenę nie zaryć twarzą o piasek, który dawno przywarł do zlodowaciałego chodnika.
W końcu nie utrzymał się dłużej i wpadł prosto na zaspę brudnego śniegu na boku. Nie czekał długo, bo chwilę potem sól zaczęła niemal palić jego rany na policzku. Sykną przeciągle, ale wstał, przeklną pod nosem i pobiegł dalej.

Już po chwili był pod śnieżnobiałymi drzwiami, energicznie w nie stukając. Kiedy Frank nie pojawiał się z tym jego ciepłym uśmiechem, zaczął w nie niemal uderzać z całej siły.
Wtedy powróciło do niego czucie i z przytłaczającego bólu osunął się na zimne kafelki przed wejściem. Oparł się czołem o drzwi i zaczął najzwyczajniej w świecie płakać. Nie był to zwykły płacz. Nie był doprawiony łkaniem i zawodzeniem. Niekontrolowane łzy spływały po jego twarzy, kreśląc długie, rozgałęzione korytarze. Way rzadko kiedy płakał. A kiedy już to robił, nie panował nad tym.

Nie myślał "Oh, teraz przydałoby się rozpłakać", "Hmm, ale jestem smutny". On płakał niemal bezemocjonalnie. Nie chciał, ale było to wbrew jego woli.

Kiedy był pewny, że minęły wieki, a Frank najzwyczajniej w świecie go olał, drzwi lekko zaskrzypiały. Gerard nie miał siły otwierać oczu. Czuł tylko jak wpada za próg domu.

*

Obudził go okropny szum w głowie. Najpierw lekkość, a potem ból i dreszcze. Zupełnie jakby ktoś przepuścił przez niego fale prądu.
Gwałtownie zerwał się z tego, na czym aktualnie leżał i wciąż nie otwierając oczu, nabrał ogromną ilość powietrza. Zakrztusił się i pozwolił, aby dreszcze ponownie nim wstrząsnęły.

Wtedy przetarł oczy dłońmi i zaczął odzyskiwać wzrok. Pierwsze co zilustrował to oczywiście piękne bursztynowe oczy, wpatrujące się w niego dość uważnie, chociaż z lekkim dystansem.

Gerard otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mógł wykrzesać z siebie ani słowa. Targały nim spazmy bólu po całym ciele. Jedyne co wyleciało z jego gardła to drobne chrząknięcie.

Jakimś cudem przewrócił całe ciało w stronę chłopaka i rozejrzał się po swoim otoczeniu. Wzrok nieco mu wrócił, a skurcze ustępowały.

- Gerard?

To jedno słowo wypływające z ust Iero niczym ciepły płomień roztapiający wszystko co zimne, wywarło na skórze Waya delikatne uczucie mrowienia. Zachowywał się jak w amoku, obłędzie. Jedyne co mógł zrobić to podnieść swoją przemarzniętą, drżącą rękę i przyłożyć ją do policzka chłopaka. Poczuł jak to ciepło przelewa się na niego z ogromnymi rezultatami. Czuł, że powraca mu głos. Chociaż nawet i on nie był potrzebny. Jednym ruchem przyciągnął do ciebie chłopaka i ułożył go obok, szczelnie przykrywając.

Frank czuł to, jaki Gerard jest zimny. Przyszedł, a właściwie wtoczył się do jego domu w samej koszulce w czarno-czerwone paski i cienkich spodniach. Jednak pozwolił chłopakowi wtulić się w siebie i po prostu leżeć.
Zanim się obudził, Frank miał czas dokładnie mu się przyjrzeć. Pamiętał tą koszulkę. Gerard spał w niej pierwszej nocy ich ucieczki. Z pewnością były to dobre wspomnienia. Gerard był wtedy wesoły i taki ruchliwy... jak nie on.

Kto by pomyślał, że taki czas pózniej leżał u Fanka ledwo żywy. Iero widział, że nie przesadza. Gerard nie był tym, który lubi na pokaz stawiać siebie w najgorszej możliwej sytuacji. Bał się tego co może od niego usłyszeć, chociaż patrząc na obrażenia bardzo dobrze się wszystkiego domyślał.

Poczuł jak zimne dłonie chłopaka zagłębiają się pod jego bluzę, niemal przylegając do jego jeszcze ciepłych pleców.
Pogłaskał go po skroni i pocałował w czubek nosa.

- Wszystko w porządku?

Debil. Tylko tak potrafił siebie ocenić. "Wszystko w porządku?" Serio??
Lepszego pytania nie mógł wymyślić.

- F-Frank...- Głos Gerarda był zachrypnięty i sponiewierany. Nigdy nie brzmiał równie strasznie. W tamtej chwili przypominał starą, przedwojenna, radziecką gitarę. Każdy wie, że w głębi jest piękna i potrafi oczarować, jednak nie da się na niej grać. Wydobycie każdej nuty jest toporne i niechlujne, a dźwięk, który dociera do naszyć uszu, może je tylko kaleczyć.

- Musisz mi w końcu powiedzieć. Straciłem cię na prawie godzinę. Odpłynąłeś pod moimi drzwiami aż do teraz.- Iero wiedział, że tyle informacji dla tak sponiewieranego człowieka to nie najlepsze wyjście, ale nie mógł dłużej patrzeć jak jego kochanie tak bardzo się męczy.

- Ja... Nie zostawiaj mnie przez to.

- Jak mógłbym Cię zostawić. Nie zrobię tego. A t-twój ojciec?

W końcu to pytanie musiało paść. Gerard dobrze o tym wiedział. Frank przecież widział, kto go wtedy od niego odciągnął. Kto zerwał tą więź, przez coś tak tego nie wartego.

- Frank. To tak bardzo boli...- Złapał się za rozcięty policzek piekący od soli i piasku.
Frank tylko przetarł go mokrym ręcznikiem, który i tak poplamiony był już krwią. Czyli nie siedział bezczynnie.

- Będzie dobrze. To głupie i okropne słowa, ale tym razem będzie. Czy będę musiał z tego powodu nawet odejść, zrobię to, ale on musi skończyć ci to robić.

- Odjeść?- Oczy Gerarda otworzyły się szerzej, kiedy zrozumiał co na myśli ma Frank. Czy on chciał z nim zerwać całkowity kontakt? Czyli jednak go zostawi? Way był pewny, że zniesie każde tortury, żeby tylko z nim zostać, a ten mały dureń chce to skończyć?- Nie...- Wyszeptał zanim głos znowu mu się załamał i pozostały im tylko nieme spojrzenia.

Gerard w środku skręcał się z bólu i sam nie wiedział, co tak naprawdę boli bardziej...

We're Shooting Teenagers [ FRERARD ] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz