XVIII

825 152 34
                                    

Tak na bezowocnym szukaniu minęły im 3 dni. Trzy, cholernie długie, pełne ciszy dni. To nie tak, że się do siebie nie odzywali. Czasem Frank mówił aż nadto, relacjonując z uśmiechem i pochłonięciem wszystko co odczuwał. Wszystko po za uczuciami.

Gerard słuchał. Udawał, że to wszystko mało go obchodzi, ale słuchał wszystkiego bardzo uważnie. W zasadzie przez ten czas mało zrobili. No... nie zrobili nic, jeżeli chodzi o jakiekolwiek postępy w "poszukiwaniu". Siedzieli tylko bezczynnie w największej separacji jak tylko się dało.

To nie tak, że zaczęli siebie unikać. Zwyczajnie nie było jak zacząć jakiegokolwiek tematu. Bo Gerard nie mógł znieść czasami jego czekoladowego spojrzenia, a Frank nie wytrzymywał kiedy jego przyjaciel z irytacją co chwila poprawiał opadające mu na oczy włosy.

I obaj kompletnie nie wiedzieli dlaczego tak na to reagują.

W końcu Frank wpadł na genialny wręcz pomysł. Zabierze Gerarda ponownie na dach opuszczonej kamienicy. Tylko, że teraz o zachodzie słońca. Bo to właśnie wtedy kolory rządnie zaczynały panować nad światem i to właśnie ten obraz spodobałby się mu najbardziej.

- Gee, wychodzimy. Teraz.- Wstał gwałtownie zamykając książkę zapożyczoną od przyjaciela. Nie czekając na odpowiedz pociągnął go za ramię, a potem za rękę energicznie wyciągając z fotela.

- A-Alee...

- Cicho być ! Idziemy teraz, bo nie zdążymy.

Gerard był zdezorientowany bo nie miał pojęcia  na co mógłby nie zdążyć razem z Frankiem, ale posłusznie się ubrał nie zapominając o szybkiej kresce tym razem czerwonej kredki na linii wodnej.

Co ledwo mu się w ogóle udało, bo chwilę potem został niemal wypchany z pokoju i zaprowadzony na ulicę. Robiło się już powoli ciemniej, jednak ciepłe powietrze dalej zalegało przy rozgrzanym asfalcie, a ludzie pospiesznie wracali do domów. Był dosyć duży ruch, jednak nie przeszkodziło to Frankowi w szybkim przemknięciu pod dobrze znaną kamienicę.

Kiedy oboje stanęli przed rozległym, z lekka tajemniczym budynkiem Gerard odgadł intencje Iero.

-Nie.

- Oj daj spokój.

- Nie wejdę tam po raz drugi, to nie należy do prostych czynności.- Popatrzył na niego z udawanym strachem.

- Ja chodziłem tam niemal codziennie. Dasz... radę.- Wskoczył zwinnie na pierwsze rusztowanie i przytrzymał się żeby nie spaść.

Gerard jakimś cudem wdrapał się na pierwszy stopień, a potem podążając za Frankiem na kolejny i kolejny, aż został mu ostatni największy krok do znanej mu krawędzi budynku.

- Frank, a właściwie to po co my tam idziemy ?- Wydyszał próbując wdrapać się na górę.

- Zobaczysz.- Podparł się w biodrach i stanął przed zmieszanym Gerardem z pożądaniem w oczach.

Pożądaniem ? Gerard pokręcił głową karcąc własne myśli.

Po chwili zebrał siły i podciągnął się, stając niebezpiecznie blisko Franka.
Iero tylko odciągnął go od siebie i zaprowadził na drugą stronę dachu. Ciagle trzymał Gerarda za rękę, co nawet mu się podobało.

- Iero, albo kończysz te wszystkie zabawy, albo wracam do domu. I mam tu na myśli DO DOMU. Mojego domu.

- Ehh Way...- Przewrócił maniakalnie oczami i szturchnął go wskazując na ogromne słońce niknące za chmurami.

Gerard kochał takie widoki. Nie same zachody, ale obrazy, które wyżerają mu się w umysł i zatracają w swoim pięknie. Które jednogłośnie zagłuszają mu umysł i krzyczą głośne " Tu jestem !". Które aż proszą się o atencję.

Usiadł powoli z szeroko otwartymi oczami. Chciał zapamiętać jak najdokładniej każdy szczegół, żeby chociaż trochę móc go odtworzyć potem na kartce papieru. Ilustrował wyraźnie każdy odcień przeróżnych kolorów, każde kłęby chmur i blask bijący od wielkiej, pomarańczowej kuli.

- Podoba się, co ?- Frank uśmiechnął się zadziornie w akcie tryumfu.

- Yhy...

Odruchowo sięgnął po szkicownik, jednak zorientował się, że nie zabrał on go z hotelu. Przeklną pod nosem.

- Ej Gee...bo widzisz, musimy pogadać.- Frank przyklęknął do jego poziomu.

Gerard uniósł na niego swój wzrok z lekkim zdezorientowaniem.
Jego twarz wyrażała mniej więcej tyle co "Ty tępy chuju, śmiesz mi przerywać?!"
Ale stwierdził, że tej małej cioty i tak nie przegada, wiec zatrzymał tą uwagę dla siebie.

- Po pierwsze... kończą się pieniądze. Nie starczy na dłużej niż jakieś 3/4 dni. Nie uwzględniając jedzenia. Wiec w sumie jeszcze mniej...

- Teraz nie mam zamiaru wracać.

- Ja też, za długo się przygotowywałem i poświęcałem zbyt dużo, żeby teraz wyjechać bez niczego.

- To wszystko ?

- Właściwie to nie. Chciałem jeszcze o czymś pogadać... kurwa to będzie trudniejsze niż myślałem.- Odwrócił wzrok i zacisnął powieki.

- Wysłów się bo tracimy czas.- Wycedził z ogromną ilością cynizmu.

- No bo... Ja chciałem ci tylko powiedzieć..-Jak nie teraz Frank to nigdy tego nie powiesz. Dasz radę No dalej, mów !- Jesteś jedyną osobą w moim życiu, która cokolwiek znaczy. Moja matka okazała się dziwką, ojca zapewne nie zna nawet ona sama, moi wszyscy przybrani rodzice to idioci, włącznie z obecnymi. Naprawdę chciałem znaleść przyjaciela. Bo ... sam nie wiem, może z nierealnych filmów, a może z głupich książek wywnioskowałem, że przyjaźnie są nierozerwalne, że można polegać na drugiej osobie, ufać jej. - Po jego policzkach zaczęły lecieć powoli strugi łez, a Gerard patrzył na to z niewyobrażalnym zaciekawieniem i niedowierzaniem.- Nie wiedziałem, że dojdzie do tego, że naprawdę znajdę, aż tyle wartego przyjaciela, a co mówić o miłości.- Popatrzył na niego zapłakanymi oczętami co chwila pociągając nosem. Po chwili bezowocnej ciszy wytarł łzy i doprowadził swój głos do ładu. Zaczął się cicho śmiać, Way wywnioskował, że z powodu jakiegoś wspomnienia, jednak nadal nie potrafił rozszyfrować, jak tak mała istota potrafi tak szybko zmieniać swoje emocje.

- Co cię tak śmieszy idioto ?

- Przypomniało mi się...- Mówił przez śmiech.- Jak ostatnio denerwowały cię tu twoje włosy.- Popatrzył mu prosto w oczy.- I dzisiaj w nocy, jak nie mogłem spać naprawdę chciałem ci je skrócić.

- Nie żyłbyś Iero !

- Spokojnie.- Uniósł ręce na znak kapitulacji.-Uroczy jesteś jak się denerwujesz.- Wychylił się w bok i cmoknął Gerarda w policzek. Ten znieruchomiał i całkowicie zastygł. Patrzył się przed siebie z dziwnie zakończonym wyrazem twarzy. - Gerard kocham cię.- Powiedziały dalej wlepiając w niego swoje ślepia z niemal tryskającym z nich uśmiechem.

Nie czekając na odpowiedzieć oparł głowę o jego nadal znieruchomiałe ramię, podkulił do siebie nogi i zatopił się w zjawiskowym widoku zachodzącego słońca.

__________________________________________
AVE!
W szkole będzie zjeb za brak wszelkiej maści pracy domowej, ale musiałam to napisać.
Chyba było warto.
Nawet urocze.

We're Shooting Teenagers [ FRERARD ] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz