XXI

773 145 30
                                    

- Godność?

- Way. Gerard Way. Już to mówiłem, wiele razy.

Policjant ponownie zanotował coś w swoim dzienniku, ruszając przed siebie, by spisać resztę stojących przed budynkiem ludzi.

Gerard rozejrzał się w poszukiwaniu Franka, jednak ten został postawiony na samym końcu szeregu tak, że Way nie mógł go dostrzec. Wiatr rozwiał mu czarne włosy, zakrywając niemal całą twarz. Starał się uspokoić, jednak nie było to łatwe. Znalezienie dwójki nieletnich gejów w nielegalnym domie publicznym było dość... osobliwym przypadkiem.

Po chwili funkcjonariusze skończyli spisywanie i skierowali odpowiednie osoby do poszczególnych radiowozów.
Koniec końców, Frank trafił do jednego razem z Gerardem, co było oczywiste. Z nimi policjanci mieli chyba największy problem.

Gdy tylko samochód odjechał, Gerard zbliżył się do siedzącego obok, znieruchomiałego Franka i oparł mu głowę na ramieniu.

- Przepraszam Gee...

- Nie przepraszaj.

- Ale mam za co.- Spojrzał na niego zapłakanym wzrokiem.- Że też akurat dzisiaj musieli ich rozbić! Przepraszam Gerard, to ja chciałem tam iść.

- Frank i co teraz z nami będzie? Jak matka się dowie... będzie po mnie.

- Obaj dobrze wiemy, że na dziewczynki tam nie poszedłeś.

- A tak, bo najlepiej odrazu zaskoczyć ją kolejną świetną informacją. "Mamo, nie masz się o co martwić, jestem gejem, byłem tam z Frankiem, moim chłopakiem."

Iero przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy Gerard nazwał go swoim chłopakiem w przypływie emocji. Był to pierwszy raz, kiedy Way użył takiego sformułowania.

A sam Gerard nigdy się nad tym nie zastanawiał. Nie myślał nad tym, czy jest gejem czy bi, zwyczajnie nie było potrzeby. Jednak czuł, że w tamtym momencie takie słowa, będą odpowiednie.
Był całym obrotem sytuacji mocno wstrząśnięty. Nie chciał nawet wyobrażać sobie, co powie na to jego matka... Bo nie da się ukryć, że chłopak uciekł z domu i policja od dłuższego czasu napewno go już szuka.

****

Siedział na posterunku już 2 godziny. Musieli jakoś skontaktować się z rodzicami Gerarda, a oni musieli dojechać aż do Newark. Z Frankiem  rozdzielono go zaraz po przyjeździe na miejsce. Prawdę mówiąc Gerard dużo bardziej bał się o młodego Iero. W pewnym sensie czuł się odpowiedzialny za młodego. Bał się też co może się z nim stać, kiedy rodzina zastępcza znowu go odda, co było całkiem możliwe.

Wtedy do jego uszu doszedł głośny krzyk, składający się w jego imię. Odwrócił głowę w tym kierunku i dostrzegł zapłakaną matkę zmierzającą w jego kierunku. Wstał i poczuł jak Donna mocno go przytula. Czuł jej zapłakane policzki i przyspieszony oddech. W pewnym sensie chyba mu jej brakowało.

- Gerard... synku, coś ty zrobił...- Dalej łkała, co chwila mocniej go do siebie przysiadając. I pomimo faktu, że była cholernie zła, nie potrafiła teraz na niego krzyczeć. W końcu odnalazła syna po tak długiej nieobecności.- Myślałam, że coś ci się stało, Mikey się załamał, a ojciec... on wyjechał, ponownie do Europy, tłumacząc się delegacją. Gerard, gdzie ty byłeś?

Wtedy też zrozumiał jak bardzo ważny był dla własnej rodziny. Nie spodziewał się takiej reakcji matki, ale nawet pasował mu taki układ. Szczerze mówiąc wcale go to nie wzruszyło, ale cieszył się, że jednak dla kogoś na tym świecie coś znaczył, nawet jeżeli miała to być jego mama, której czasami miał dość.

- Przepraszam. Nie powinienem był nigdy uciekać.

-Ale dlaczego Gerard?- Oderwała się od chłopaka i spojrzała na niego z żalem, który niemal z niej wyciekał.

- Ale mamo, ty nie rozumiesz. Tu nie chodzi o mnie. Bo Frank...

- Ah wiec on też tu jest? To on namówił cię do ucieczki? Zrobił ci coś?

- Nie!- Odepchnął od siebie kobietę jednym ruchem ręki.- Frankie nic mi nie zrobił. On mi pomógł... chociaż w sumie to ja pomogłem jemu.

W tym momencie obok pojawił się policjantce który wcześniej ich aresztował, co przerwało wywód Gerarda.

- Zostali znalezieni w środku nielegalnej organizacji.

- Jakiej organizacji?- Donna była wyraźnie zdezorientowana i zasmucona.

- Domu publicznego.

- Ale to nie tak! Nie poszliśmy tam... To znaczy znaleźliśmy się tam w całkiem innym celu.- Jednak nikt go nie słuchał. Został osadzony ponownie na krześle, podczas kiedy policjant rozmawiał z Donną.

Gerard był zdenerwowany całym zajściem. Nikt nie pozwolił mu dość do słowa i o ile zazwyczaj nie lubił mówić, tak teraz wyjaśnienia były bardzo potrzebne.

Po dziesięciu minutach drzwi od salki otworzyły się, jednak zamiast Donny stanął w nich Frank. Był widocznie zażenowany i mocno przygnębiony, jednak nie patrzył na chłopka. Gerard już chciał do niego podejść, jednak uniemożliwił mu to policjant, trzymający Franka za barki. Skierował go do wyjścia, a potem do radiowozu. Gerard był bezradny, nie wiedział gdzie miał pojechać Frank.
Siedział znieruchomiały na naprawdę niewygodnym krześle.

Wtedy drzwi otworzyły się ponownie i tym razem była to Pani Way. Ponagliła syna machnięciem ręki i bez słowa skierowała go do samochodu. Chłopak posłusznie poszedł za nią i będąc już w samochodzie zapiął pasy, kuląc się na swoim miejscu.

-Teraz nie będziesz się do mnie odzywał, tak?

- Wiesz już dlaczego wyjechałem?

- Wiem. Przesłuchali Franka.

- No i?- Gerard zadawał zbędne pytania tylko dlatego, że naprawdę chciał dowiedzieć się co zrobili z jego chłopakiem, no i jak wszytko będzie teraz wyglądać...

- Pierwszy raz to przyznam, ale jesteś głupi synu. Takimi poszukiwaniami zajmuje się policja, a nie dwójka, niedoinformowanych nastolatków.

- Dla twojej informacji mogliśmy ją znaleść. To tylko kwestia wyboru. Ale...- Chciał powiedzieć, co zaszło miedzy innymi w Newark, ale wiedział, że taka informacja jeszcze bardziej pogorszyłaby sytuację.- Po prostu chcieliśmy już wrócić. Stwierdziliśmy, że jest dobrze tak jak jest. Naprawdę mieliśmy być juz jutro w domu.

- Gerard, to co zrobiłeś było naprawdę nieodpowiedzialne i pociągnie za sobą konsekwencje, ale teraz chcę żebyś wiedział, że czasami warto poprosić kogoś o pomoc.

- No i Frank to zrobił. Poprosił mnie.

- Prawie go nie znasz.

- Znam go dużo lepiej niż ci się wydaje.- Potrząsnął energicznie głową, pozwalając, aby czarne kosmyki włosów zasłoniły mu twarz.

- Dobrze, to nie rozmowa na teraz. Mikey ucieszy się, jak cię zobaczy, postaraj się być miły.

Zabrano mu jego telefon, wiec Gerard nie miał jak napisać do Franka, czego bardzo w danej chwili potrzebował. Wiedział, że jego sytuacja, niczym nie dorównuje powagi sytuacji Iero. I tego właśnie bał się najbardziej.

________________________________________
Ten rozdział jest po prostu tragiczny. Nie umiem tego inaczej ująć. Składnia zdania to coś żałosnego. Nie będę za to przepraszać, bo nawet nie wiem co jest tego przyczyną.
To jak bardzo jest to słabe, jest zwyczajnie śmieszne.

Aż boję się pisać dalej.

We're Shooting Teenagers [ FRERARD ] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz