EPILOG

1K 158 86
                                    

Wszyscy wiedzieli, że ojciec Gerarda może być nieodpowiedzialny i porywczy, ale nikt nie spodziewał się, że zajdzie to tak daleko.

Tego dnia słońce świeciło bardziej niż zwykle. Śnieg zaczął widocznie topnieć.Na ulicach pojawił się piasek i zacieki od soli, która sypana była dosyć często. Takiej zimy nie było od dawna.

Idealny czas na spędzanie popołudnia w ciepłym domu, oglądając nudne filmy. Tak zapewne w tamtej chwili robiło wiele osób. Może nawet całe rodziny. Może tego jednego dnia nawet państwo Iero choć na chwilę przestali się kłócić i spokojnie spędzali ten czas w przyjemnej ciszy. Frank ich nie kochał. Nie czuł do nich nic, ale stwierdził, że zostanie. Nie będzie się narażać. Da sobie radę.

Każdy cieszył się z wiosennych prześwitów słońca i ciepłego wiatru. Taka pogoda dawała wielu ludziom nadzieję na odpuszczenie i powrócenie do letniego trybu życia.

Ale zima jest okrutna. Przychodzi i ochładza cały świat.

Niski, zmarznięty chłopiec szedł pospiesznie co chwila kopiąc kamyk przed sobą. Wlepiał w niego swój smętny wzrok co chwila pociągając nosem. Był podziębiony, ale jak widać nie zatrzymało go to przed wyjściem na dwór.

Nie był też smutny. Bardziej znudzony, opanowany i wymęczony. Chociaż nie stronił tym do reszty świata. Czuł, że dzisiejszy dzień będzie inny. Lepszy. Bo od dawna tego szczęścia nie miał.

Kiedy mijał dom Wayów zatrzymał się dosłownie na sekundę i nieśmiało spojrzał na okno należące do Gerarda. Jednak szybko odwrócił wzrok i znacząco przyspieszył. Musiał donieść dobre wieści na czas. Chociaż miał tego czasu bardzo dużo. A jednak chciał tam być.

Szedł tą samą drogą już setki razy. Miał ją wyuczoną na pamięć. Idąc chciał zająć czymś myśli, więc liczył kroki. Od domu do skrzyżowania 178, od skrętu w lewo do pierwszej latarni 54, a potem prostą drogą równo 790.

Fakt, nie było to blisko, ale chodził tam kilka razy dziennie, kiedy tylko mógł.

Był na siebie zły, że do tego dopuścił. To jego wina. Tak sobie wmawiał i powoli zaczynał w to wierzyć.
Wszedł powoli do budynku i odrazu ogarnął go przygnębiający nastrój. W tym miejscu czas się zatrzymywał. Czuł jakby rzeczywistość była inna niż na zewnątrz.
Przywitał się z pielęgniarkami, które rozczulały się za każdym razem, kiedy chłopak pojawiał się w szpitalu. Tym razem przyniósł też kwiaty. Piękne róże, bo wiedział jak bardzo Gerard je lubi.

Wszedł powoli do pokoju, którego rozkład rownież znał na pamięć i zamknął za sobą drzwi. Wstawił róże do ciemnego wazonu, nalał wodę i usiadł obok łóżka. Pod stertą pościeli leżał wychudzony chłopak, który wyglądał jakby już nie żył. Ale jego serce jeszcze biło! I dlatego Frank ciągle przychodził.

Leżał tak od prawie trzech miesięcy. A czym dłużej się nie budzi, tym mniejsza szansa, że w ogóle wstanie. Iero to wiedział, chociaż nie tracił nadziei.
Czasami opowiadał Gerardowi o wszystkim co nawinęło mu się na język, a czasami tylko siedział wpatrując się w jego kamienną twarz i trzymał za rękę. Nie wiedział czy dalej są razem, bo jednak sytuacja nie była za ciekawa, ale wierzył, że ma prawo chociaż na niego popatrzeć.

- Gerard udało się.- Ścisnął mocniej jego rękę i delikatnie się uśmiechnął.- Sąd odebrał mu prawa rodzicielskie, już nic ci nie zrobi. Zerwałem się z połowy lekcji, żeby pobiec pod sąd. Ma zakaz zbliżania się do was, a w szczególności do ciebie. Zapewne wyjedzie do Anglii na stałe. Rozwód udało się uzyskać bez problemów.- Zrobił długą przerwę i pociągnął nosem.- Twoja mama bardzo się cieszyła. Mikey też. Są wolni. A ja... byłem dzisiaj w szkole, dlatego przyszedłem tak późno. Każdy dziwnie się patrzył, to już denerwuje.

Westchnął głośno i rozejrzał się po pomieszczeniu.

- Dalej wierzę, że się obudzisz. Tylko na to czekam. Jestem niemal pewny, że już tu zostanę. Rodzice nie chcą się nigdzie przeprowadzać więc... no tak. Aha! Jeszcze coś. Gee ja... ja chcę cię przeprosić. Baardzo przeprosić. Nie wiedziałem, że aż tak się to potoczy. Nie chciałem, żebyś skończył tutaj.- Po jego policzku poleciała łza. Mówił to wiele razy i za każdym dochodziło do cichego łkania. Nie była to do końca jego wina, to oczywiste, a jednał obwiniał się niemal o wszystko. O to, że zepsuł ten związek, że pozwolił Gerardowi odejść i go ignorował. Że gdyby nie odszedł nie dopuściłby do tego, że pan Way pobił go tak bardzo.

Przejechał palcem po jego policzku i spojrzał na zamknięte powieki pokryte gęstymi rzęsami. Na jego idealne brwi i delikatne usta, które tak kochał.

Kiedy Iero zorientował się, że zaczyna płakać, wstał żeby sprzątnąć. Musiał odgonić od siebie smutne myśli.
Podczas tych kilku miesięcy bardzo się zmienił. Szczególnie swoje nawyki. Zaczął być bardziej pracowity i delikatny. Podszedł do szafki Gerarda. Jeszcze raz poprawił stojące na niej kwiaty. Chciał, żeby wszystko było idealne kiedy się obudzi. Potem poukładał rzeczy na niej leżące i stanął na środku pokoju patrząc się w okno.

Nie do końca wiedział jak teraz będzie wyglądało jego życie. Czy przez resztę lat będzie tylko odwiedzał szpital? W końcu rodzice zabronią marnować mu na to życie.

A jak się obudzi? Zechce go, czy może potępi i nie będzie się odzywał? Wiedział jedno. Bał się przyszłości. Bał się tego co odległe i nieznane.

Ponownie rozkleił się, jednak tym razem pozwolił, żeby łzy spływały po jego policzkach.

- Przepraszam Gee.- Uklęknął przy jego łóżku i schował twarz w pościel.- Przepraszam, już nigdy cię nie zostawię. Nie odejdę nawet na krok, przepraszam...Już nigdy nie będę kazać ci odejść, co więcej, już nigdy nie pozwolę ci odejść. Pamiętasz jak pojechaliśmy do Newark? Jak byliśmy w sierocińcu? A nawet w tym domie publicznym. To zawsze mnie rozśmieszało. Kiedy siedziałem samotnie w poprawczaku miałem w głowie tylko te wspomnienia. Twoje piękne rozwiane włosy na dachu budynku, zielone oczy patrzące na mnie ze strachem... Ja to wszystko pamiętam.- zakrył się doszczętnie prześcieradłem chcąc ukryć głośne łkanie.- Nigdy cię nie zostawię.

Przypomniał też sobie o ich pierwszym spotkaniu. Uniósł nieśmiało głowę i z lekkim strachem spojrzał na bezbronną twarz Gerarda.

- Hej, jestem Frank.






Wtedy chłopak otworzył oczy.




.

Trochę to długie wyszło. No cóż, koniec. Tak.
Nie będzie podziękowań bo jestem egoistycznym chujem.

We're Shooting Teenagers [ FRERARD ] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz