XXIX

781 142 73
                                    

Gerard siedział w swoim pokoju już trzecią godzinę. Co chwila ktoś podchodził do jego drzwi, najpierw delikatnie prosił, potem natarczywie pukał, a czasem dochodziło do błagań i płaczu. Jednak on nie mógł wydusić z siebie ani słowa.

Sam nie wiedział co było gorsze. Ból i napuchnięty policzek, niebezpieczna reakcja ojca, czy to, że być może nigdy nie naprawi tego co było między nim i Frankiem. Powoli zbliżał się wieczór, a zimowe słońce zaszło tworząc przygnębiającą atmosferę. Czy tego chciał czy nie, musiał zejść na dół coś zjeść. Wiedział, że brak pożywienia jeszcze bardziej pogorszy jego stan.

Powoli przekręcił klucz w zamku swoich drzwi i wyszedł energicznie rozglądając się po korytarzu. Przemknął do kuchni jak cień człowieka, nie robiąc przy tym żadnego hałasu.
Liczył na to, żeby wszyscy domownicy dziwnym trafem zniknęli, ale były to złudne nadzieje, bo na dole zastał przerażoną matkę i brata. Wpatrywali się w niego z troską i smutkiem.

Nie miał ochoty na rozmowę, a utrudnione poruszanie szczęką było kolejną wymówką.

- Czy jest tu ojciec?- Zapytał poważnym, choć cichym tonem.

- Wyszedł ze znajomymi.

Gerard słysząc to podszedł do matki i szczerze ją przytulił. Skulił się w mały kłębek wdrapując się jej na kolana. Dawno nie okazywał takich emocji względem rodziny, ale nie potrafił trzymać ich w sobie dłużej. Przestał hamować łzy, które zaczęły stopniowo wsiąkać w sweter Donny.

- Gerard, przepraszam cię, bardzo przepraszam, nie wiem co w niego wstąpiło. Synku, zrobił ci coś?- Podniosła jego zapłakaną twarz i uważnie się jej przyjrzała. Oczywiście, dość szybko zauważyła ogromnego siniaka w dolnej części linii szczęki i wyraźnie napuchnięty policzek.

- Co ja mu zrobiłem? Będzie mnie teraz tak traktował? To ja wolę umrzeć!

- Nie mów tak.- Głos Donny drżał, a ona ledwo oddychała. Bała się sytuacji? A może jej powodu?- Za co cię tak potraktował?

- Nie powiedział ci?- Gerard szybko wstał i wyplątał się z objęć matki.- Oh czyli jeszcze nie wiecie.- Jego ton przesycony był sarkazmem i irytacją. Był pewny, że matka pociesza go bo wie o całej sytuacji i całkowicie ją akceptuje. A tu pojawia się możliwość, że może potraktować go w podobny sposób.- Jestem gejem!- Podniósł ręce do góry i sztucznie się uśmiechną.- No proszę, możecie się śmiać, bić mnie i wyzywać. Kocham Franka i wiem, że on mnie też. W odróżnieniu od was.

W kuchni zapanowała cisza. Nikt nawet nie oddychał. Widać było, że Donna musi przetłumaczyć sobie tą informację, a Mikey, który zapewne wszystkiego dawno się domyślił, udawał, że go tam nie ma i przypatrywał się całej sytuacji z dystansem.

- Ale czy ty...

- Tak, jestem tego pewny. Może i tego nie rozumiesz, ale on się o mnie troszczy. Obchodzę go ja i moje emocje. Frank przyszedł wczoraj oddać mi szalik, który u niego zostawiłem. Chyba trochę szybko się stęsknił, bo nie wpadł na pomysł, że ktoś może nas obserwować.- Gerard chodził nerwowo bo pomieszczeniu, co chwila machając rękami na rożne strony.- No i tak jakoś wyszło, że mnie pocałował...- Na to słowo Donna lekko drgnęła. Nie spodziewała się, jak to wszystko jest już na dalekim poziomie.- Starałem się go zatrzymać, ale wszystko było zwyczajnie zbyt idealne. Ojciec nam przerwał. A raczej zrujnował.- Usiadł zrezygnowany przy stole wbijając wzrok w podłogę.- A mogłem go powstrzymać. Może nikt by nie zauważył.

- I nie zamierzałeś nam nigdy powiedzieć?- To lekko zasmuciło Donnę. Czyżby jej własny syn jej nie ufał?

- Sama widzisz jaki otrzymałem rezultat. Miałem ryzykować?! A jeżeli z tobą ma być podobnie to najlepszym rozwiązaniem będzie się mnie pozbyć. Nikt nie chce ułomnego potomka...

- Gerard, jak mogłeś tak pomysleć!- W ciągu sekundy znalazła się przy synu delikatnie go obejmując.- To nie jest choroba, dlaczego mielibyśmy cię zostawiać?

- Widzisz to?- Wskazał na ogromne, zsiniałe miejsce.- Właśnie dlatego.

- Nigdy tego nie zrobię. Nie rozumiem jak w ogóle mogłeś tak pomysleć.

- Emm... Gee?- Mikey w końcu oderwał się od swojego krzesła i podszedł do brata.- Mogę coś powiedzieć? Bo widzisz mamo... myślisz, że on go kocha? Ja to wiem. Ja widziałem.

- Widziałeś co?- Gerard nie wiedział, że jego brat mógł cokolwiek zobaczyć, bo niby jak?

- Frank przecież był tu kilka razy jeszcze w lecie. Ja widziałem jak on na ciebie patrzy.- Tym razem zwrócił się do Gerarda.- I może obaj tego nie wiedzieliście, ale ostatnio takie spojrzenia widziałem chyba tylko w jakieś taniej komedii romantycznej.- To wywołało na twarzy Gerarda delikatny uśmiech szczęścia, z czego Mikey był bardzo dumy.- Mamo, on go naprawdę kocha. A Frank kocha jego, to widać.

Mało kto spodziewał się tego po cichym i wydawałoby się głupim bracie Gerarda.
Donna co chwilę patrzyła raz na jednego syna, raz na drugiego, a w jej oczach narastało zdziwienie.

- Macie z tym jakieś problemy? Frank to dobry chłopak, jest jak na ironię dobrze wychowany i naprawdę się stara.

- Ironię?

- Jest z domu dziecka, to już chyba wiesz. Rodziny zmienia średnio co kilka miesięcy, po za tym ten poprawczak... Ale on jest dobry, musicie w to uwierzyć.

- Wierzę ci Gerard, ale to i tak nie zmieni tego co myśli twój ojciec.

- To wyrzuć go z domu!- Gerarda znowu zaatakowały emocje, a on sam wstał i zaczął niemal krzyczeć.- Chcesz być z kimś kto tak mnie traktuje? Jesteście siebie warci.- Ton jego głosu wyrażał nienawiść i suchość. Już chciał wyjść, ale opanowany głos matki go zatrzymał.

- Bardzo bym tego chciała. Zrobię wszystko, żebyś czuł się bezpiecznie.

- Czyli mnie akceptujesz?- To na tej odpowiedzi Gerardowi zależało najbardziej. Chciał być chociaż przez rodzinę uznany za normalnego.

- Toleruję. Czy akceptuję? To nie takie pro....

- NIE TAKIE PROSTE?! Tak ciężko przyjąć to to wiadomości?! Dobra, wiesz co? Zawołaj mnie jak ojciec zniknie, a ty w końcu się zdecydujesz.- Zatrzasnął za sobą drzwi z hukiem i pobiegł. Ale nie do pokoju. Założył na siebie przypadkowe, cieplejsze ubrania i wyszedł na dwór. Nie chciał wiedzieć, czy ktokolwiek się nim zainteresuje.

Chciał być tylko akceptowany.

Chciał być szczęśliwy. Czyli chciał być z Frankiem. Z osobą, która jako jedyna, może tylko po za bratem, w pełni go akceptowała i kochała. A przede wszystkim chciała jego dobra i szczęścia.

Bał się tylko, że z obawy na swoją sytuację w rodzinie, Iero nie będzie chciał z nim dłużej być. Całkowicie to rozumiał, bo gdyby jego "rodzice" się dowiedzieli, zapewne ponownie trafiłby do sierocińca czy chuj wie czego jeszcze.

Rozumiał, co nie znaczyło, że był w stanie się z tym pogodzić. Wiedział, że bez Franka jego życie nie ma sensu.

We're Shooting Teenagers [ FRERARD ] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz