-Karol, Karol ! Kochamy Cię, jeszcze jeden uśmiech dla nas, prosimy.... - z morza skandowania przez widownię dało się usłyszeć między innymi takie prośby i zapewnienia. Uśmiechnęłam się szeroko. Energia fanów była lepsza niż dwa kubki kawy z rana. Dzięki ich radości i uwielbieniu czułam, że to co robię w życiu jest ważne. Oczywiście nie porównuje się z osobami, które wybitnie przysłużyły się ludzkości, lecz słysząc słowa zachwytu na mój temat odczuwam zapewnienie, że pokazując mój talent światu również go upiększam. Szybko porzuciłam moje głębokie rozmyślania z racji tego, że wciąż byłam na scenie i miałam jeszcze do zaśpiewania piosenkę na bis. Widownia w stolicy Peru Limie okazała się być cudowna i bardzo przekonująca. Popatrzyłam się na twarze moich współpracowników poszukując potwierdzenia, że damy radę jeszcze zaśpiewać ostatni raz tego wieczoru. Wszyscy bez wyjątku również się szeroko uśmiechali i nie były to grane wyrazy twarzy. Po prostu również czuli tą energię jaką daje występowanie przed setką publiczności. Obróciłam się na wrotkach i dałam sygnał ręką od montażowni, że wykonujemy jeszcze jedną piosenkę. Miałam nadzieję, że czas na to pozwoli. Gdy wszyscy tancerze znaleźli się na swoich miejscach poczułam lekki strach, że może coś popsuję w choreografii. Ostatnio często popełniałam drobne błędy, szczególnie wtedy gdy znajdowałam się obok mojej serialowej miłości. W produkcji odgrywaliśmy płomienny romans, oczywiście dostosowany do najczęstszej widowni, czyli małych dziewczynek. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie lubiłam tego robić. Granie z Ruggero było naturalne, zbyt proste. Od pierwszego dnia gdy się poznaliśmy nawiązaliśmy mocną nić porozumienia. Na początku myślałam, że jego towarzystwo będzie mnie peszyć, w końcu on już miał doświadczenie w disneyowskich serialach i jest ode mnie trochę starszy. Lecz od pierwszego uśmiechu jakim mnie obdarzył poczułam, że relacja z nim będzie cudowna. Stał się moim autorytetem w sprawach aktorskich jak i również oddanym przyjacielem w codziennym życiu. Szybko uspokoiłam zamęt w głowie i dałam się porwać muzyce. Gdy zaczęłam swoją zwrotkę minimalnie głos mi zadrżał. W duchu złajałam się za taką słabostkę. Spojrzałam w prawo, żeby poszukać tych ciepłych, zawsze radosnych, brązowych oczu. Rugge puścił mi oczko i bezgłośnie dał mi znać żebym się nie przejmowała. Podjechałam bliżej niego na wrotkach i złapałam za rękę, czułam, że muszę go dotknąć aby mieć jego wsparcie. Mój partner oddał delikatnie uścisk dłoni i poprowadził mnie w choreografii. Gdy nasz występ dobiegał końca czułam się potwornie zmęczona, chyba adrenalina przestawała działać. Wiedziałam, że gdy skończymy będzie bardzo późno, a przed nami jeszcze spotkanie z fanami. W końcu ruszyłam w trasę koncertową, mogłam się spodziewać, że harmonogram wszystkiego będzie bardzo napięty. Mimo to i tak denerwowałam się na samą myśl, że tym razem lot powrotny do Argentyny mamy o bladym świcie. Szybko skupiłam się na danej chwili i krzyknęłam głośno w stronę publiczności podziękowania. Zostały odebrane głośnym aplauzem. Z tych wszystkich emocji rzuciłam się w ramiona Rugge, zawsze reagowałam ekspresywnie na koniec koncertu, po prostu czuję wtedy jak mnie cała presja opuszcza. Jest to jedno z najlepszych uczuć na świecie. Wtuliłam się szybko w ramiona mojego wrotkarskiego partnera i poczułam się naprawdę dobrze, jakby wszystko było na miejscu. Od dłuższego czasu traktowałam ramiona Ruggera jako moją osobistą świątynię. Miały na mnie kojący wpływ.
-Słoneczko, chyba już padasz ze zmęczenia – usłyszałam jego delikatny szept, gdy zbliżył swe usta do mojego ucha. Zdołałam pokiwać tylko głową i niezbyt pospiesznie oderwałam się od niego.
Teraz był czas na ukłony, wolałam już nie przedłużać czasu jaki spędzamy na tej scenie z racji tego, że naprawdę pół miesiąca w trasie daje się we znaki. Do minimum ograniczyłam pożegnania i podziękowania i ukłoniliśmy się całą ekipą. Gdy zbieraliśmy się do schodków sprowadzających ze sceny pomachałam publiczności resztkami energii. Teraz zaczęłam się mocno zastanawiać jak ja dam radę na późniejszym spotkaniu z fanami. Zamknęłam na chwilę oczy, żeby nie wpaść w panikę. Ostatnio tyle obowiązków do jakich się zgłosiłam odbijały się na mnie. Bardzo się bałam, że nie podołam. W końcu miałam dopiero niespełna osiemnaście lat, a na barkach bycie gwiazdą latinoamerykańskiego disneya oraz wzorem do naśladowania dla setek małych dziewczynek. Co raz bardziej obawiałam się jakiegoś potknięcia z mojej strony.
-Karol? - głos Valu wyrwał mnie z rozmyślań. - dlaczego jeszcze nie jesteś w garderobie? Zaraz idziemy na spotkanie... - zapytała ze troską.
Otworzyłam oczy i spróbowałam się uśmiechnąć, żeby pokazać, że wszystko jest dobrze,
-Wiem, wiem Valu. - zaczęłam szybko – po prostu na chwilę się wyłączyłam wiesz jak to jest z tym zmęczeniem.
Blondynka pokiwała powoli głową. Pewnie zastanawiała się czym jestem tak zmęczona, w końcu znałam jej zdanie na temat tego, że nigdy nie wychodzę razem z ekipą imprezować po koncercie. Czasami chyba zapominała o mojej niepełnoletności i szkoły, którą kończyłam za pomocą Internetu . Korespondencyjne nauczanie może i było łatwiejsze od zwykłego, lecz najczęściej i tak nie miałam już siły, żeby się za to brać.
Ruszyłam szybko do garderoby, żeby moja makijażystka nie marudziła znowu, że zostawiam jej za mało czasu na robotę.
**
-Zgadnij kto to śpiochu... - co dziwo te słowa mnie przebudziły gdy na chwilę przysnęłam na fotelu przed lustrem. Otworzyłam oczy, lecz nic nie widziałam z racji tego, że ktoś mi je zasłonił dłońmi.
-Nie wiem...- zaczęłam powoli, naprawdę nie miałam ochotę się w to bawić. Byłam pewna, że to któryś z chłopaków, lecz byłam tak oszołomiona niedawną drzemką, że nie miałam ochotę w zabawę w podchody.
-Wysil się bardziej, kochana. - powiedział ten ktoś zmienionym głosem.
- Twoja próba imitacji Darth Vadera jest beznadziejna. - stwierdziłam szybko. - Jak nie zabierzesz tych łap szybko to nie ręczę za siebie. - zagroziłam słabo.
Usłyszałam za sobą stłumiony śmiech.
-Teraz to mi pozostaje tylko poczekać na Twoją zemstę – odparł nadal się śmiejąc. Niewiele myśląc szybko wgryzłam się w palec najbliższy moich ust.
-Ałaaaa... Karol ! - usłyszałam jęk bólu. Teraz już byłam pewna kto się za mną krył. - Mam nadzieję, że miałaś szczepienie. - dodał ze śmiechem zabierając dłonie z mojej twarzy.
Obróciłam się na krześle obrotowym i spojrzałam w twarz Ruggero. Uśmiechał się na swój uroczy sposób, czyli jeden kącik wyżej niż drugi. Czasami się zastanawiałam czy jestem jedyną osobą która zwracała uwagę na takiego szczegóły wobec jego.
-Było nie straszyć biednej gwiazdki Disneya – powiedziałam z przekąsem – Myślałam, że to porwanie.
Po jego oczach zobaczyłam, że moje uwagi go rozbawiły.
-Dobrze, sławna panno muszę Cię odeskortować na spotkanie z fanami, czy się zgadzasz, żebym został twoim prywatnym bodyguardem jak w tym filmie z Whitney Houston? - zapytał gładko, a jasne ogniki w jego oczach ukazywały radość jaką emanował.
-Rugge, w tym filmie oni chyba się zakochali w sobie. - powiedziałam ze śmiechem.
Mój przyjaciel przestał się śmiać. W jego spojrzeniu na darmo próbowałam odszukać wcześniejszej radości. Gdy sobie uzmysłowiłam jakie zdanie opuściło moje usta, zatkałam buzię ręką. Nie powinnam sobie z tego żartować. Ponieważ ja i Ruggero nie mieliśmy takiej cudownej historii jak ją nakreśliłam wcześniej.Już raz nas coś połączyło, co musiało się skończyć złamanym sercem. Moim, jego albo jego dziewczyny. Ostatnim razem to ja byłam osobą, która najwięcej przegrała. Znajomość z Rugge przypominała grę w ruletkę, nic nie było przewidywalne. Obiecałam sobie, że nie dam się już wciągnąć w rozgrywkę, lecz czas pokaże jak bardzo jestem silna w tej sprawie.
CZYTASZ
Pozwólmy sobie na szczęście | RUGGAROL
FanfictionMiłość i szczerość nie zawsze idą w parze. O tym zaskakującym stwierdzeniu przekona się właśnie główna bohaterka - Karol Sevilla. Jest to historia o wielkiej miłości, która nie powinna mieć racji bytu. Obnażone zostaną prawdziwe uczucia jak i równi...