Rozdział XXXVIII

699 49 22
                                    

-Słońce, nie możesz się wiecznie ukrywać. 

Przewróciłam oczami na jego słowa. Jak zwykle wyolbrzymiał to, że nie wychodziłam z łazienki od czterdziestu minut wcale nie oznaczało, że unikam jego rodziny. Wcale. Po prostu potrzebuję wiele czasu, aby się przygotować. Uzbroić się w siłę, aby spojrzeć im wszystkim prosto w oczy bez żadnego wstydu,czy uczucia zmieszania. 

-Wpuścisz mnie? - jego pytanie wcale mnie nie zaskoczyło. Ciągle do siebie lgnęliśmy, więc na pewno stęsknił się za mną od czasu, kiedy poszłam do łazienki pod pretekstem wzięcia prysznica.

Umyłam się, lecz podjęłam tą decyzję w takim pędzie, że nic ze sobą nie zabrałam. Ani ciuchów, ani kosmetyczki. Stałam teraz na środku łazienki opatulona znalezionym, puchatym ręcznikiem. Wpatrywałam się w swoje odbicie, dopiero teraz spostrzegłam wiele zmian. Moje oczy radośnie iskrzyły, lecz nadal była widoczna cząstka smutku, spotęgowana przez stratę. Najbardziej uwagę przykuwała moja szyja. Cała poznaczona malutkimi, już gojącymi się siniakami. Żałowałam, że znikną, przypomniały mi o chwilach szczęścia. 

-Liczę na jakąś odpowiedź, najlepiej twierdzącą. - znowu się odezwał stukając przy tym miarowo w drzwi. 

Uśmiechnęłam się lekko, kiedy w mojej głowie powstał pomysł. Może i ryzykowny, ale uwielbiałam się z nim droczyć.

-Musisz się wkupić. - zaczęłam ze śmiechem, podchodząc bliżej do drzwi i opierając policzek o nie. Byliśmy tak blisko, lecz rozdzieleni przez dziesięciocentymetrowe drewno. - Najlepiej poprzez przyniesienie moich rzeczy. - dodałam uśmiechając się szerzej.

-Czyli mam zostać twoim posłańcem, czy służącym? 

Zadrżałam na jego słowa od niekontrolowanego śmiechu. Postanowiłam ciągnąć tą głupiutką wymianę zdań. 

-Już nim jesteś, Rugge. - odparłam szybko, walcząc z uśmiechem wkradającym się na moją twarz. Czułam się taka szczęśliwa, tak lekko. Brakowało mi tych emocji. - Ale pamiętaj, że moja propozycja ma limit czasowy. 

Parsknął śmiechem na moje słowa. Kiedy zaczęłam odliczać prawie poważnym głosem usłyszałam jak cicho przeklął i odsunął się od drzwi. Najpewniej poleciał w podskokach po moje rzeczy. 

Odeszłam od drzwi i ponownie przyjrzałam się swemu odbiciu. Włosy splątane, oczy iskrzące, usta wygięte w widmo uśmiechu. Na serio, działa się magia. Moje nastawienie zmieniało się jak od dotknięcia czarodziejskiej różdżki. W gwoli ścisłości tą magią był Ruggero. Mój przyjaciel, zawsze dodający mi otuchy. Będący zawsze przy mnie, nawet wtedy kiedy sama w siebie zwątpiłam.

Kiedy usłyszałam energiczne stukanie w drzwi podeszłam do nich i przekręciłam zamek. Uchyliłam je lekko i wyciągnęłam rękę:

-Dziękuję, kochany. - rzuciłam do niego mrugając radośnie i zatrzaskując mu drzwi przed nosem.

Usłyszałam zza nich jego głośny jęk. 

-Naprawdę, Karol? - zapytał szybko. - Ja tutaj się poświęcam, a ty nie dotrzymujesz obietnic. 

Zaśmiałam się głośno na jego słowa. Podeszłam do umywalki i położyłam kosmetyczkę na półce.

-Takie jest życie, Ruggerito. - powiedziałam ze śmiechem sięgając po ciuchy jakie mi przyniósł. Uniosłam brwi, kiedy zobaczyłam, że nie zastosował się kompletnie do moich instrukcji. 

Zdenerwowana podbiegłam szybko do drzwi, pamiętając o mocnym trzymaniu ręcznika. Otworzyłam je zamaszystym ruchem i krzyknęłam:

-Naprawdę, Rugge?! - zaczęłam gwałtownie, ściskając w dłoni moją, najkrótszą sukienkę, którą zabrałam z myślą o plaży. Była bardzo wycięta, świetnie nadawała się na strój kąpielowy, a nie na rodzinne śniadanie. - Myślisz, że się w tym pokażę?! 

Pozwólmy sobie na szczęście | RUGGAROLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz