DODATEK NR 1

477 26 5
                                    

Złość. Uczucie te przeniknęło mnie na wskroś. Opanowało całe moje ciało, docierając nawet do złamanego serca. Zszarganego przez moją pierwszą miłość. Kiedyś marząc o przeżyciu romansu z bestsellerowych książek potrafiłabym odszukać w swoim cierpieniu jakieś pozytywy . Przede wszystkim cieszyłabym się, że dane mi było doświadczyć takie cudowne chwilę z osobą, którą pokochałam tak bardzo, że kiedy jej zabrakło w moim życiu nie widziałam sensu w dalszej egzystencji. Czułam się w środku pusta. Jakby ktoś wydrążył mnie i pozostawił samą skorupę. 

Kocham Cię, słoneczko...

Wspomnienie tych słów, jego zduszonego głosu od emocji, kiedy je wypowiadał... To było za wiele, za wiele bólu. Niestety będąc w takim stanie miałam masochistyczne zapędy i ciągle i ciągle odtwarzałam w głowie jego postać. Jego dłoń sunącą po moich plecach, usta przegryzające delikatnie małżowinę uszną w ramach droczenia się. Jego roziskrzone oczy wpatrzone we mnie z nabożnością... Czy można udawać takie uczucia? Czy to wszystko było okrutną grą? 

Uśmiechnęłam się przez łzy. To uniesienie warg w tym geście kosztował mnie wiele. Niestety wciąż w głębi wierzyłam, że to wszystko nieprawda. Czułam iskierki wiary w jego osobę. Było to głupie, lecz nie potrafiłam spisać jego osoby całkowicie na straty. Wciąż żyłam nadzieją i tylko ona trzymała mnie przy dalszym funkcjonowaniu w tym pełnym przeciwności losu świecie. 

Palące pytanie brzmiało, co się ze mną stanie jeśli ta ostatnia iskierka nadziei również zgaśnie?

***

-Karol... - na dźwięk mojego imienia zacisnęłam jeszcze mocniej powieki. Chciałam zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu, tak aby wszyscy na świecie dali mi święty spokój. Potrzebowałam czasu, żeby opłakać swoją sytuację. Swoje złamane serce. 

-Nie możesz się wiecznie tutaj ukrywać. - usłyszałam, że osoba która wtargnęła do mojego pokoju nie poddała się przez moje milczenie. Nadal próbowała coś wskórać. Daremne próby. Nie zamierzałam już nigdy opuścić mojego łóżka. 

Usłyszałam głośne westchnienie bezsilności i poczułam jak materac ugiął się pod ciężarem osoby, która usiadła koło mnie na łóżku. Naciągnęłam na siebie jeszcze mocniej mój ulubiony koc z dzieciństwa. Pragnęłam się odgrodzić od tego, co zaraz na mnie czekało. 

-Kochana, musisz coś ze sobą zrobić. - odezwała się po krótkiej chwili moja najlepsza przyjaciółka Clara. Jej głos był lekko przytłumiony z powodu kocyka, który miałam naciągnięty na całą głowę. Nagle poczułam jej dotyk na swoich plecach. Dłonią głaskała mnie delikatnie w uspokajającym rytmie. Skrzywiłam się na to doznanie, nie chciałam współczucia od nikogo.Pragnęłam spokoju, czyli wiecznej samotności. 

-Nie możesz się całe życie ukrywać. - ponowiła swoją próbę wskórania czegokolwiek w tej i tak przegranej sprawie. - Życie nie raz nam daję w kość, ale trzeba zawsze się podnieść ze zdwojoną siłą. - dodała. Kwestia ta brzmiała jakby żywcem wyjęta jakby z broszurki "jak radzić sobie z depresją".

Poczułam, że zaczęła krążyć dłonią na moich plecach, aby jeszcze bardziej mnie zachęcić do podjęcia rozmowy. Nic sobie z tego nie robiłam siedząc nadal przykryta cała kocem. Niestety, było mi pod nim bardzo gorąco, ale ani myślałam, żeby się odsłonić. Było na to za wcześnie.

-Minął już tydzień od twojego powrotu z Włoch. - zakomunikowała głosem, w którym przewinęła się ostrzejsza nutka. Widocznie i Clara nie miała już do mnie siły i cierpliwości. Nikt nie miał. Moja mama przez pierwsze trzy dni, kiedy zamknęłam się w sypialni próbowała na wszelkie sposoby przemówić mi do rozsądku. Nie udało się, więc zadzwoniła po moją przyjaciółkę. Słaby pomysł. 

Pozwólmy sobie na szczęście | RUGGAROLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz