Rozdział XLII

859 42 20
                                    

Ostatni rozdział dedykowany dla wszystkich, którzy poświęcili czas dla tej historii!

Jesteście najlepsi :*

***

Nie płakałam. Nie byłam w stanie ronić łez. Przybrałam maskę chłodnej obojętności, nadal będąc w całkowitym szoku. Zaskoczenie mieszało się z zaciekawieniem. Niestety interesowały mnie każde szczegóły tej sprawy. Ich nigdy nie zakończonej relacji. 

Nadal w amoku, trzymałam w dłoni jego telefon. Wgapiałam się w te kilkanaście słów, które rozłamały mi serce na pół. Rozkruszyły je na na nicość. Oczy miałam suche, lecz niemiłosiernie piekły. Bolały, ale nie byłam w stanie dać upust emocją. Wycofałam się z rzeczywistości, zamknęłam się przed kolejnymi atakami. 

Nagle jeden impuls w mojej głowie sprawił, że z wyrachowaniem usunęłam tą wiadomość. Nie tylko ją. Z zimną koncentracją przeszukałam zdjęcia, aby zlikwidować jej obecność. Pragnęłam przekreślić ich znajomość, ich miłość... Miałam nikłą nadzieję, że mój rozum zareaguje jak pamięć telefonu - przycisk "delete" na jej osobę. 

Niestety świat jest okrutnym miejscem, nie da się wybierać wspomnień. Z cichym westchnieniem przegranej odłożyłam jego telefon na podłogę i objęłam się ramionami. Nie wiedziałam co myśleć, co robić, czy czuć. Moje emocje przysłonięte były przez obojętność. Tak byłam już zmęczona całym tym bałaganem. Szczęściem, które było tylko iluzoryczne. Przekłamane. 

Miałam ochotę się spoliczkować, zadać sobie jeszcze większy ból fizyczny. Byłam taka głupia, naiwna wierząc, że tym razem zrezygnował z niej dla mnie. Tak bardzo się pomyliłam do jego osoby. Myślałam, że jest krystaliczny, bez skazy...

Nagle uderzyło mnie wspomnienie jego dotyku, jego śmiechu, jego gorących zapewnień. Jego dłonie sunące po moim obnażonym ciele. Jego gorące usta drażniące moją mlecznobiałą skórę na szyi... Moje westchnienie pełne rozkoszy...

Tego było już za wiele. Za wiele cierpienia. Łzy poczęły jednak znaczyć moją twarz wykrzywioną w grymasie bólu. Przez moje oblicze przewijała się gama uczuć: od złości do rozczarowania. 

Oddałam mu swoje serce, a on podeptał je z widmem uśmiechu na twarzy...

***

Szum morza zawsze mnie uspokajał. Niestety tym razem nie aktywuje swych magicznych zdolności. Teraz już nic nie ułaskawi karuzeli uczuć w moim sercu. 

Siedziałam skulona na piasku obserwując w ciszy lekko wzburzone morze. Fale rozbijały się delikatnie o brzeg, sunąc powolutku ku mojej osobie. Wyciągnęłam dłoń i dotknęłam słonej wody.

Trwałam już w tym zawieszeniu od dłuższego czasu. Nie potrafiłam odmierzyć odpowiednio czasu, lecz zdawałam sobie sprawę, że mija. Świat nadal tętni życiem, nawet kiedy przeżywa się osobistą tragedię.

Odgarnęłam szybkim ruchem włosy, które zwiewane przez wiatr wpadały mi do oczu. Kleiły się do moich mokrych od łez policzków. Płakałam w ciszy. W milczeniu przeżywając katusze. 

Nie wiedziałam co myśleć o tej wiadomości. Była taka realna, prawdziwa. To ona sprawiła, że mój świat kolejny raz począł się chylić ku upadkowi. Pytanie brzmi - czy tym razem będę miała siłę, aby powstać?

Co najgorsze w tym wszystkim pierwszy raz miałam dość dobry obraz sytuacji. Oprócz tej wiadomości, ich konwersacja ciągnęła się tygodniami. Słodkie słówka nie wychodziły tylko od jednej strony. 

Pozwólmy sobie na szczęście | RUGGAROLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz