Rozdział XXXVII

724 50 22
                                    

-Obudź się królewno, jesteśmy już na miejscu. 

Podniosłam głowę z ramienia Ruggero i przetarłam zaspane oczy.

-Tak szybko? - zapytałam lekko zduszonym głosem wskazującym, że nadal nie byłam w pełni przytomna. 

-Przespałaś całą drogę z lotniska, więc ci się wydaje, że szybko. -odparł ze śmiechem wręczając przy tym pieniądze taksówkarzowi i dziękując mu w swoimi ojczystym języku. 

Uśmiechnęłam się delikatnie słysząc ten cudowny dźwięk. Uwielbiałam jak Ruggero mówił po włosku, wtedy każde słowo brzmiało jak poezja. 

-Szkoda, że jest środek nocy. - zamarudziłam wysiadając z taksówki i rozglądając się po nowym otoczeniu. Znajdowaliśmy się na jakimś osiedlu mieszkalnym. Domy były przecudownie oświetlone, zbudowane z jasnego kamienia z dachami pokrytymi czerwoną dachówką. Moją uwagę przykuły jeszcze piękne pełne zieleni ogrody. 

-I tak zaoszczędziliśmy pięć godzin. - zaśmiał się odbierając walizki od taksówkarza. Nawiązał do różnicy czasowej pomiędzy Argentyną, a Włochami. 

-Kiedy pytałam cię gdzie dokładnie jedziemy wspomniałeś o jakimś domku przyjaciela przy plaży. - powiedziałam szybko, uzmysławiając sobie, że miejsce w jakim się znajdowaliśmy zupełnie nie pasowało do jego wcześniejszego opisu. Coś się nie zgadzało. 

Rozejrzałam się marszcząc brwi, ale kiedy nie ujrzałam w pobliżu żadnej plaży, tylko szereg domów mieszkalnych odwróciłam wzrok na Ruggero. 

Całe jego oblicze jaśniało od trudno wstrzymywanej radości. 

-Zmodyfikowałem trochę plany. - zaczął szybko z poszerzającym się uśmiechem na twarzy. - Pierwszą noc spędzimy tutaj. - dodał wskazując palcem na dom przed którym się znajdowaliśmy. 

Nie wyróżniał się niczym specjalnym. Był normalnym domem mieszkalnym z małym, zadbanym ogródkiem z przodu i drewnianą huśtawką. Zmrużyłam oczy, aby dopatrzeć w ciemności jakiegoś napisu typu "pokoje do wynajęcia", lecz nie zauważyłam niczego takiego. 

-Nie rozumiem. - powiedziałam cicho, nie wiedząc o co mu chodziło. 

Ruggero zaśmiał się cicho i złapał mnie szybkim ruchem za rękę. Od razu przeleciały między nami radosne iskierki. Pociągnął mnie w stronę furtki i pokazał dłonią na skrzynkę umieszczoną na ogrodzeniu. 

Wytężyłam wzrok i przeczytałam napis na niej. 

"Pasquarelli"

Moje oczy rozszerzyły się ze zdumienia. To był dom rodzinny Ruggero. Miejsce, gdzie dorastał. 

-Przyprowadziłeś mnie do swojego domu? - zapytałam nie kryjąc swego zdziwienia. 

-Na to wygląda, słońce. - odparł uśmiechając się szeroko. 

Niewiele myśląc uderzyłam go mocno w ramię. 

-Czy ciebie do reszty porąbało? - krzyknęłam patrząc na niego z lekką złością. - Nie mogę poznać twojej rodziny, oni będą mnie porównywać do Cande...

Kiedy mimowolnie wypowiedziałam imię jego byłej zgarbiłam się. Nienawidziłam brzmienia tego słowa, sprawiało, że myślami wracałam do jednej niewyjaśnionej sprawy. 

Sprawy, której na razie nie zamierzałam poruszać. Nie chciałam od razu niszczyć naszego wyjazdu.

-Spokojnie, słońce. - powiedział szybko, kojącym tonem, ujął moje obie dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. Swym spojrzeniem ofiarował mi obietnicę. Obietnicę samych szczęśliwych chwil. - Moja rodzina jest przemiła, w końcu krąży w nas ta sama krew. 

Pozwólmy sobie na szczęście | RUGGAROLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz