Rozdział VII

1.4K 76 10
                                    

pół roku wcześniej

Poczułam na całym ciele dreszcze, gdy uważnie zilustrował bacznym wzrokiem całą moją sylwetkę. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy pokonał te kilka centymetrów, aby otoczyć mnie swoimi ramionami. Westchnęłam cicho i zagłębiłam twarz w jego szyi. Od razu uderzył mnie jego mocny, miętowy zapach, który przywodził na myśl tropikalny las po deszczu. 

-Słoneczko, coś się stało?- wyszeptał łagodnie prosto do mojego ucha, gdy jego oddech musnął mój kark poczułam, że krew w moich żyłach zaczyna śpiewać. Wszystkie moje zmysły były pobudzone od czekania na nieuniknione. Tak bardzo tego pragnęłam. 

-Jest idealnie - tylko te słowa opuściły moje usta. Naprawdę w tym momencie czułam, że wszystko znajduje się na swoim miejscu, jakby wszechświat w końcu znalazł równowagę doskonałą dla mnie. 

-Nie chcę psuć tej chwili- znowu wyszeptał już lekko zduszonym głosem - ale bardzo chcę się pocałować w tej chwili - dodał powoli akcentując każde słowo

Zareagowałam na tą rewelację cichym śmiechem, on musiał poczuć jak moje ramiona się trzęsą od niekontrolowanego wybuchu radości. Szczęścia jakie mnie ogarniało tylko wtedy kiedy był obok mnie. 

-Nigdy nie musisz prosić o pozwolenie - odparłam odrywając twarz od niego i spoglądając w jego ciepłe, roziskrzone, brązowe oczy. W jego wzroku widziałam odbicie mojego szczęścia i również ten widok był warty do zapamiętania. 

Gdy dotarło do niego znaczenie moich słów, nie ociągając się zbliżył usta do moich delikatnie rozchylonych warg i złożył na nich delikatny pocałunek. Nie spieszył się z tym, rozkoszując się każdą chwilą naszego połączenia. Powoli, lecz również z wielką namiętnością znaczył moje wargi. Tak jakby nic nas już nie mogło rozdzielić. 

***

Jak zwykle z takiego snu obudził mnie głośny dźwięk mojego budzika. Przekręciłam się na drugą stronę, aby sięgnąć do telefonu i wyłączyć ten denerwujący odgłos. Choć może powinnam być wdzięczna mu za to,  że uchronił mnie przed kolejnymi, smutnymi wspomnieniami. Chwilami, które jak sobie przypomniałam nadal bolały. 

Potrząsnęłam głową, żeby uwolnić się od tych złych momentów i wstałam szybko kierując się do łazienki. Gdy wykonywałam nudne, poranne czynności uświadomiłam sobie, że dzisiaj w końcu jesteśmy w Meksyku. Państwie, w którym się urodziłam i wychowałam. Miejscu, gdzie zawsze pozostawałam zwyczajną nastolatką, a nie gwiazdką Disneya. Wszystko się zmieniło gdy dostałam szansę od losu i wyjechałam do Argentyny.

Założyłam na siebie luźne, dżinsowe szorty i delikatną, białą bluzkę okraszaną przy dekolcie falbankami. Całość dopełniłam wygodnymi trampkami i poczęłam pakować mały plecaczek. Dzisiaj miałam trochę wolnego czasu przed koncertem, więc umówiłam się z Katją, Caroliną i Aną na zwiedzanie Meksyku. Obiecałam im, że zostanę najlepszą przewodniczką. 

Zbiegłam szybko na śniadanie, starając wyrzucić z głowy wspomnienia sprzed pół roku, które dzisiaj tak nieładnie zakradły się do mojej głowy. Chwyciłam za parujący kubek herbaty i rogalik czekoladowy i pognałam w stronę lobby. Byłam pewna, że jestem już spóźniona, a nie chciałam kazać czekać na siebie dziewczyną. 

Gdy podeszłam do kanap przy recepcji już moje koleżanki były tam. 

-Przepraszam za spóźnienie - zaczęłam szybko, nadal trzymając w dłoni rogalika - ale jak zwykle myślałam, że mam jeszcze czas, a nie miałam...

Ana spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.

-Kochana, nic się nie stało - powiedziała wstając z kanapy - dziesięć minut to nic. Nie musisz się tak denerwować tym i machać tym rogalikiem, bo zaraz ktoś oberwie - dodała wskazując na moje śniadanie. 

Pozwólmy sobie na szczęście | RUGGAROLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz