"Cande..."
To jedno imię bolało mnie jakbym oberwała tysiąc razy, gdy jego usta wypuściły te słowo miałam ochotę po prostu zniknąć. Zapaść się pod ziemię i nigdy się nie odnaleźć.
Obecnie minęło trochę czasu od tej nadal świeżo bolącej sytuacji, lecz z każdym dniem wcale nie było lepiej. Jego spojrzenie wyrażające bezgraniczny smutek i pogubienie prześladowało mnie za każdym razem gdy zamykałam oczy.
-Karolita! - usłyszałam jak ktoś mnie woła - nie możesz się wiecznie ukrywać w pokoju jak małe dziecko! - dodała brutalnie zrywając kołdrę, którą miałam naciągniętą po sam czubek głowy.
Jęknęłam tylko cicho w ramach protestu i zwinęłam się do pozycji embrionalnej, tylko tak mogłam zachować spokój. Ukrywając się.
-Nie wiem co się stało, ale od dwóch dni kiedy jesteś w domu nie dajesz znaku życia - zaczęła wyraźnie zmartwionym głosem moja przyjaciółka.
Tak tym nieproszonym gościem była moja znajoma, jeszcze z czasów Meksyku - Clara.
Zdawałam sobie sprawę, że byłam z nią umówiona po powrocie do Argentyny, lecz przez wydarzenia, które się rozegrały ostatniego dnia mojego pobytu w ojczyźnie olałam kompletnie kontakty towarzyskie i zaszyłam się w swoim pokoju.
-Karol... -ponowiła prośbę żebym na nią spojrzała - chcę ci pomóc - dodała cichym głosem, nagle poczułam, że materac ugiął się pod wpływem tego, że siadła obok mnie i poczęła głaskać mnie po plecach. - Razem coś wymyślimy, tak jak zawsze.
Chciałam wierzyć w jej zapewnienia, naprawdę. Lecz nigdy nikomu się nie zwierzyłam z mojej relacji z Rugge, nawet pół roku temu kiedy stałam się wrakiem człowieka. Po prostu wtedy zwaliłam wszystko na ciężką pracę i przemęczenie. Wątpiłam, że i tym razem uda mi się tak wywinąć.
-Clara.. - zaczęłam lekko zduszonym głosem od ciągłego płaczu - po prostu chcę zostać sama - dodałam szybko nadal nie podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Kochanie, ja to rozumiem ale nie mogę cię zostawić taką samą. - odparła prędko, jakby chciała jak najszybciej zatrzymać ten kontakt między nami - Twoja mama jest ciągle w szpitalu z babcią, więc jesteś sama w domu. Przerwa między koncertami trwa tylko cztery dni, więc muszę cię poskładać do kupy..
-Nie ma potrzeby.-szybko zaprzeczyłam jej propozycją - dam sobie radę, poużalam się nad sobą i mi przejdzie - zapewniłam.
-Jak bardzo ci przeszło od dwóch dni? - zapytała już lekko zdenerwowanym głosem - bo jak widzę świetnie sobie radzisz - dodała z sarkazmem.
Odburknęłam cicho kryjąc ponownie głowę w poduszkę. Nie miałam sił na rozmowę z nią.
-Dobra. - zaczęła szybko. - jestem pewna, że i tak mi nie powiesz o co chodzi. Ale jestem tutaj dla ciebie i musimy coś zrobić abyś stanęła na nogi.
-To jest zły pomysł - odparłam cicho w poduszkę - nie nadaję się obecnie do niczego.
-Karol, jak będziesz wszystko trzymała w sobie to nikt ci nie pomoże. - odparła moja przyjaciółka ponownie namawiając mnie do zwierzeń.
-Chciałabym, ale nie potrafię - wyszeptałam cicho - to za bardzo boli - dodałam nie mogąc już powstrzymać łez, które niczym wodospad zaczęły wypływać z moich oczu.
-Skarbie. - powiedziała Clara, czułam, że objęła mnie mocno. - jak bardzo bym chciała zabrać od ciebie ten ból...
Nic na to nie odpowiedziałam, bo nie potrafiłam. Wtuliłam się mocniej w poduszkę i starałam się czerpać radość z tego, że moja przyjaciółka chciała mi pomóc. Usłyszałam nagle jak dołączyła do mojego szlochu i poczęłyśmy razem płakać. Wiedziałam, że powinnam jej powiedzieć dlaczego jestem taka przybita. W końcu bardzo się o mnie martwiła, lecz odpowiednie słowa nie potrafiły opuścić moich ust. Odcinając się od myśli pogrążyłam się w rozpaczy, którą na jakieś pokręcone szczęście dzieliłam z najlepszą przyjaciółką. Chciałam, żeby pomogło mi jej wsparcie, lecz w głębi duszy zdawałam sobie sprawę, że to przegrana sprawa.
![](https://img.wattpad.com/cover/106375844-288-k730160.jpg)
CZYTASZ
Pozwólmy sobie na szczęście | RUGGAROL
FanficMiłość i szczerość nie zawsze idą w parze. O tym zaskakującym stwierdzeniu przekona się właśnie główna bohaterka - Karol Sevilla. Jest to historia o wielkiej miłości, która nie powinna mieć racji bytu. Obnażone zostaną prawdziwe uczucia jak i równi...