Cierpliwość...
Mówi się, że jest to wielka cnota, której nie należy się wstydzić. Niestety w moim przypadku to pojęcie nie istnieje. Nie potrafię wyzbyć się przeczucia, że czas się ciągnie nieubłaganie, a ja nadal trwam w tym samym miejscu.
Czekając teraz na jedną osobę, która potrafiła sprawić, że zatrzymanie zegarka przeistacza się w pozytywną sprawę. W odczucie związane jak najbardziej z mocnymi, pozytywnymi emocjami.
Stukałam nerwowo palcami o oparcie drewnianej ławki mieszczącej się w jednym z mniej znanych parków w Buenos Aires. Siedziałam tutaj już od ponad godziny, lecz wcale nie zamierzałam odejść. Musiałam wierzyć w jego zapewnienia i wykrzesać z siebie jak najwięcej cierpliwości. Tylko to mogło by mi pozwolić na szczęście, które dzieliłam tylko z nim.
Nadal będąc pod wrażeniem tych wszystkich chwil zbliżenia, uśmiechnęłam się na wspomnienie jego pełnych emocji słów, te wspomnienia dawały mi nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Znaczyły, że chwile szczęścia są jak najbardziej możliwe.
Poprawiłam przeciwsłoneczne okulary, które miałam jak zwykle nałożone na nosie, aby choć trochę zmylić ludzi, że osoba siedząca samotnie na ławce to nie dość rozpoznawana aktorka. Nie pragnęłam teraz rozgłosu, chciałam się tylko móc nacieszyć iluzorycznym poczuciem anonimowości. Jak na razie dobrze mi szło, nikt jeszcze nie odwracał głowy w moją stronę, czy nie przybiegał z uśmiechem na twarzy. Wiadomo, że takie osoby sprawiały, że moja praca urastała do wysokiej rangi, lecz jak każdy normalny człowiek, chciałam spędzić samotnie czas na łonie natury. Dzięki niej, moje myśli krążyły tylko wokół jednej osoby, chłopcu, który sprawiał, że uśmiech na mojej twarzy za każdym razem się poszerzał.
Spojrzałam kolejny raz w tym kwadransie na zegarek i westchnęłam cicho. Próbowałam być spokojna, lecz fakt, że w tym momencie Ruggero rozmawia z Candelarią wcale nie pomagał. Rany na sercu starały się zasklepić, lecz głowa nie pozwalała na to. Była bardziej racjonalną częścią mojej egzystencji, nie ufała nadal do końca jemu, choć z całych sił pragnęłam zmienić ten stan rzeczy.
Walcząc z tą głupią cząstką, która kazała mi wymyślać jak najgorsze scenariusze objęłam się mocniej ramionami, aby tym sposobem odegnać czarne myśli, które ciągle mnie prześladowały. Denerwował mnie ten stan rzeczy, ale zdawałam sobie sprawę, że minie wiele czasu zanim uporam się z tym wszystkim. Poczucie niewyobrażalnego szczęścia dawało mi siły do walki.
Nagle świat został przysłonięty przez ciemność i poczułam tylko czyjeś dłonie, które zasłoniły mi delikatnym ruchem oczy. Ktoś musiał umieć się doskonale skradać, albo jak zwykle nie zwróciłam na to uwagę, mając jak zwykle głowę w chmurach.
-Żadnego zgadnij kto to? - powiedziałam szybko, chcąc pokazać, że od razu znam odpowiedź na nie zadane pytanie. Jego obecność przede wszystkim zdradziła delikatna woń mięty jak i również bardziej przyziemne wytyczne, czyli to że byliśmy umówieni w tym miejscu.
-Nawet nie dałaś mi szansy, słońce. - odparł prędko i powolnym ruchem zabrał swoje dłonie z mojej twarzy, dzięki temu mogłam już spojrzeć na krajobraz. Jego osoby nie było mi dane jak na razie zobaczyć z racji tego, że stał za mną za ławką.
-Zła ja jak zwykle. - odparowałam lekko drżącym głosem, ponieważ wiedziałam, że zaraz zaważą się nasze losy. Dzieliły mnie sekundy do usłyszenia najgorszej prawdy, lub pełnego nadziei zapewnienia. Pragnęłam tylko tego prostego rozwiązania.
-Ale za to jaka piękna. - odezwał się, choć jego ton głosu wyzbywał się wszelkiej radości. Widocznie już chciał przejść do wszystkiego na poważnie. Kiedy przysiadł się do mnie na ławce, od razu uderzyła mnie jego bliskość, która sprawiała, że pragnęłam tylko pokonać te centymetry i znaleźć się w jego cudownych, znajomych ramionach.
CZYTASZ
Pozwólmy sobie na szczęście | RUGGAROL
FanfictionMiłość i szczerość nie zawsze idą w parze. O tym zaskakującym stwierdzeniu przekona się właśnie główna bohaterka - Karol Sevilla. Jest to historia o wielkiej miłości, która nie powinna mieć racji bytu. Obnażone zostaną prawdziwe uczucia jak i równi...