Rozdział 11

142 9 7
                                    

Obudził mnie silny ból głowy.

Pieprzony kac.

Próbowałem się podnieść, lecz coś mnie przygniatało.

A raczej ktoś.

Spojrzałem w lewo gotowy ujrzeć jakąś przypadkową laskę.

Lecz tak się nie stało.

To była Malia.

Uwolniłem się od brunetki i powoli wstałem. Nie muszę chyba wspominać, że byłem bez ubrań, prawda? Zakręciło mi się w głowie. Przeszedłem do kuchni i wyciągnąłem z szafki leki przeciwbólowe. Popiłem je wodą. Cóż... Pochłonąłem cała zawartość 1,5 litrowej butelki.

Przedostałem się do łazienki i wszedłem pod prysznic. Puściłem zimną wodę, a głowę oparłem o szybę.

Syknąłem gdy lodowata ciecz zetknęła się z moją ciepłą skórą.

Nie mogłem tego zrobić z Malią. Po prostu nie mogłem... Przyjaźnimy się, tylko tyle... Nic więcej...

Jaki ja jestem kurwa żałosny.

Umyłem dokładnie ciało i zęby i wyszedłem.

Nie wiem ile czasu spędziłem w łazience, ale gdy z niej wyszedłem i przeszedłem do sypialni po ubrania, Malii już w łóżku nie było.

Założyłem białą koszulkę, czarne bokserki oraz szare spodnie dresowe.

Na boso wszedłem do kuchni.

Brunetka stała tyłem do mnie w za dużej koszulce i majtkach. Prawdopodobnie robiła śniadanie.

Usiadłem przy pseudo wysepce i obserwowałem ruchy Malii.

Od zawsze była piękna, lecz... Nie wiem. Po prostu nie chciałem, żeby było coś więcej między nami. Jest dobrze tak jak jest. O ile dalej jest. Może nie pamięta wydarzeń z poprzedniej nocy? Ma słabą głowę do alkoholu więc jest mała nadzieja...

Kogo ja oszukuję?

Moja przyjaciółka odwróciła się w moją stronę z patelnią w ręce i podskoczyła na mój widok z przerażenia.

- Hej... - nie patrzyła mi w oczy – Nie słyszałam jak wszedłeś. – nałożyła jajecznice na dwa położone przed nią talerze.

- Cześć... Jakoś... - odgarnąłem ręką mokre włosy, które zaczęły opadać mi na czoło – Jakoś tak wyszło...

Malia usiadła naprzeciwko mnie. Podsunęła mi talerz i sztućce, a pomiędzy nami postawiła kanapki.

- Smacznego. – powiedziała cicho.

- Wzajemnie. – mruknąłem.

I co się stało?

Cisza.

Niezręczna cisza.

Czyli pamiętała.

To było do przewidzenia.

Grzebałem widelcem w jedzeniu. Nie byłem głodny. Wolałem to wszystko wyjaśnić, ale nie wiedziałem od czego zacząć.

Muszę przyznać... Nie było mi źle. W sumie to i tak nie mogłoby mi być źle. Wiemy o sobie wszystko. Ale jest dobrze tak jak jest. Przyjaźń. Niby na podstawie przyjaźni buduje się związek. Tylko, że co mi z tego związku opartego na przyjaźni skoro i tak to spieprzę?

Po prostu nie chcę jej zranić, a wiem, że to zrobię.

- Malia... - zacząłem, lecz mi przerwała.

I Fight for YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz