Rozdział 12

152 8 10
                                    

- Nie możesz tego zrobić jutro?

- Malia... - oparłem głowę o łóżko – Jest połowa czerwca, a ja nie mam jeszcze wysłanych papierów do szkoły.

Siedziałem na ziemi, oparty o łóżko z wyprostowanymi nogami oraz laptopem na nogach. Moja dziewczyna siedziała mi na łydkach.

- Jesteś straszny. – jęknęła i wstała.

- Umów się gdzieś z koleżankami. Ja i tak zaraz muszę wychodzić.

- Gdzie idziesz? – wyjrzała przez okno.

- Mam spotkanie. – przewróciłem oczami.

- Jasne. – syknęła i wyszła trzaskając drzwiami.

Od kilku lub kilkunastu dni codziennie się kłócimy. O byle co tak naprawdę. Malii chodzi o to, że nie poświęcam jej czasu.

Tylko, że problem tkwi w tym, że ja tego czasu nie mam.

Od poniedziałku do piątku zapieprzam na treningi, które trwają od ósmej do około piętnastej, praktycznie co drugą sobotę mam mistrzostwa świata, a w niedzielę mam ligę.

To nie jest tak jak było w Moskwie, że tego czasu miałem więcej.

A drugim problemem jest to, że zrozumiałem, że to nie jest to. Jesteśmy razem ponad miesiąc. Niby krótko, ale dla mnie długo.

I od jakiegoś czasu zastanawiam się jak jej o tym powiedzieć. 

Równie dobrze mógłbym to zrobić teraz, ale chcę przy niej być.

Wiem, popieprzone.

Wstałem i odłożyłem laptopa na łóżko. Nie będę się przebierał. Byłem ubrany w czarną koszulkę z długim rękawem i czarne jeansy.

Jest okay.

Wziąłem portfel, telefon i klucze.

- Wychodzę! – krzyknąłem przy drzwiach i ruszyłem w kierunku auta.

Droga do klubu zajęła mi niecałe piętnaście minut.

Zaparkowałem na swoim miejscu. Wysiadłem i powoli przeszedłem przez parking oraz cały budynek i znalazłem się na miejscu.

Wszyscy gadali w najlepsze. Nikt nawet nie zauważył, że wszedłem.

Usiadłem obok Matt'a.

- Co się dzieje? – zapytałem.

Prezesa jeszcze nie było, a to było dziwne. Na takich spotkaniach był zawsze pierwszy.

- Czekamy jeszcze na tatę Flo.

- Dlaczego na niego? – rozejrzałem się dookoła – Nie ma przecież innych sponsorów. – zmarszczyłem brwi.

- On jest głównym... Dlatego musi tutaj być. – westchnął.

Czas płynął strasznie wolno. Rozmowy nie cichły, a wręcz się nasilały. Tylko ja siedziałem cicho.

Miałem dziwne przeczucie.

Gdy minęło trzydzieści minut każdy zaczął się wkurzać.

Ja rozumiem, jest piątek wieczór, wszyscy mają plany, ale musiało się coś wydarzyć. Nie ma innej opcji.

Drzwi się otworzyły, a w nich stanął blady prezes.

Kurwa.

- Pan Lewis nie pojawi się dzisiaj na zebraniu. – powiedział słabym głosem i stanął przed nami.

- I o to takie zamieszanie? – krzyknął z końca sali oburzony Nicki.

Wstałem i podszedłem do łysego.

I Fight for YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz