Rozdział 20

162 6 12
                                    




- Co jest? – zapytał Scott.

Stał oparty o framugę drzwi swojego domu rodzinnego.

Wkurzała mnie sama jego postawa.

- Zamknij drzwi. – powiedziałem w miarę opanowanym głosem.

Zmarszczył brwi aczkolwiek wykonał moje polecenie. Podszedł do mnie bliżej.

- Więc o co...? – przerwałem mu.

Złapałem go za kołnierzyk koszulki i przycisnąłem go do muru.

- Czego mam się nie dowiedzieć? – warknąłem.

A jemu mina zrzedła.

Czyli w grę wchodziły jakieś poważne rzeczy.

Złapał mnie za nadgarstki i próbował odepchnąć.

Na marne. Byłem w pieprzonej otoczce, zwanej apogeum.

- Jesteś głupi czy głupi? – syknął.

Uniosłem lewą brew i uśmiechnąłem się lekceważąco.

- Nie każ mi używać siły, Matt. – zmrużyłem oczy.

A on parsknął śmiechem.

- Już to zrobiłeś, Nathan. – zaśmiał się, a ja mocniej przycisnąłem go do muru – Nic nie potrafisz załatwić bez przemocy. – wyszczerzył się w szyderczy sposób – A wracając do twojej dziewczyny. – przechylił głowę – Myślałem, że jest mądrzejsza i nic ci nie powie. Najwidoczniej się myliłem.

- Nie masz prawa jej obrażać. – złapałem go za szczękę – Zwłaszcza w moim towarzystwie.

Nie znał jej. Nie tak jak ja.

Przynajmniej miałem taką nadzieję.

Myślałem, że naprawdę mogę mu zaufać. Gówno prawda. Nie zasłużył na nic, co mu podarowałem. Wszystkie rady i inne te badziewia.

- I tak cię zostawi. – rzucił nonszalancko – Tak samo jak Olivia.

Moja lewa pięść wylądowała na jego twarzy. Nie miał prawa wpieprzać się w moje życie osobiste, już nie. Zatoczył się, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem. Splunął krwią obok mojej lewej nogi.

- Co zrobiłeś Florence? – syknąłem.

Nigdy nie zrozumiem jak można być tak podłym i zakłamanym człowiekiem.

- Spójrz, Nathan. – podszedł do mnie bliżej – Wiesz na czym polega twój problem? – uniosłem lewą brew, a on kontynuował – Na wzmiankę o Lewis praktycznie nie zareagowałeś, a na dźwięk imienia Olivii mnie uderzyłeś. – potarł palcem rozciętą wargę.

I tu mnie miał. Pieprzone uczucia.

Przybrałem kamienny wyraz twarzy.

- Nie będę się powtarzał, Scott. – założyłem ramiona na klatkę piersiową.

A on mnie popchnął.

- To się nie powtarzaj i wypierdalaj z mojego terenu. – warknął i ponownie mnie popchnął.

Dawałem mu się, chciałem go sprowokować.

- I tak gówno mi zrobisz. – powiedziałem pewnie – Gadaj.

Był rozbawiony.

Cholernie mnie to wkurwiało.

I nie odpuszczę mu. Jeżeli dowiem się, że chociażby ją dotknął to go zabiję. Bez żadnych skrupułów.

I Fight for YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz