Rozdział 21

146 8 5
                                    

Stała przemoczona z przewieszoną przez ramię torbą. Była roztrzęsiona. W jej oczach igrał strach, ból i zranienie. Z jej włosów, czarnej bluzy oraz jeansów kapała woda. Kurczowo trzymała pasek torby i patrzyła mi ze zmieszaniem prosto w oczy. Była na granicy płaczu.

A ja stałem jak idiota i tylko na nią patrzyłem.

Była ostatnią osobą, której się spodziewałem. Prawdopodobnie dlatego, że nie wiedziała gdzie mieszkam. Teraz już wie, i nie mam zielonego pojęcia od kogo.

Czułem na sobie wzrok Mii.

Zrobiłem krok w stronę brunetki i powoli rozłożyłem ramiona. Dziewczyna rzuciła torbę na ziemię i mocno objęła mnie rękami w talii. Przytulała się do mojej obnażonej klatki piersiowej przez co mogłem lepiej ją poczuć. Głowę schowała w zagłębieniu mojej szyi.

- Tak strasznie przepraszam... - pociągnęła nosem.

Objąłem ją jeszcze mocniej i przyłożyłem policzek do jej skroni.

- To ja wyszedłem... – westchnąłem.

To ja powinienem ją przepraszać. Tylko, że stchórzyłem. Nie wiedziałem jak mam to zrobić. Nie miałem na tyle odwagi, żeby do niej pojechać. Ona miała.

- Przeze mnie. – powiedziała najbardziej smutnym głosem jaki w życiu słyszałem.

Odchyliła głowę i spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

Odwróciłem wzrok i spojrzałem na Mię. Nie mogłem patrzeć na Florence. Nie jak była w takim stanie. A to wszystko była moja wina.

Montez była zdziwiona i nie kryła się z tym. Buzię oraz oczy miała szeroko otwarte.

- Nie wyszedłem przez ciebie. – pokręciłem głową.

Kłamałem.

Spojrzała w lewo. Dokładnie w miejsce, w którym stała dziewczyna mojego przyjaciela.

- Ja... - ponownie spojrzała na mnie – Przepraszam, że przyszłam. – wbiła wzrok w podłogę – Już... już wychodzę. – jąkała się.

Powoli zaczęła się cofać. Otworzyłem szeroko oczy z niedowierzenia. Posłałem Mii wymowne spojrzenie, a ona poszła do Tai'a.

Złapałem Florence za rękę i przyciągnąłem ją z powrotem do siebie. Nie wyjdzie, nie ma takiej opcji. Przyszła do mnie z jakiegoś konkretnego powodu.

- Nigdzie nie idziesz. – powiedziałem stanowczo.

Od kilku godzin lało. Cały czas była ściana deszczu.

Tym bardziej, że cała się trzęsła.

- Nathan... - powiedziała błagalnie – Pozwól mi wyjść, proszę. – szepnęła i spróbowała wyrwać rękę.

- Zostajesz. – ruszyłem w stronę łazienki ciągnąc ją za sobą.

Zamknąłem drzwi na klucz.

- Dalej jesteś na mnie zły, prawda? – spojrzała na mnie z dołu przez różnicę wzrostu.

Oparłem się o zimne kafelki, odchyliłem głowę i zamknąłem oczy.

Nie byłem na nią zły, nawet przez chwilę. Jedynie bolało mnie to, że nic mi nie powiedziała. Jednakże przyszła do mnie, nie do Matta.

- Nie jestem na ciebie zły, mała. – otworzyłem oczy i spojrzałem na nią.

Stała jakiś metr przede mną z przygryzioną dolną wargą.

I Fight for YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz