3.

2K 110 64
                                    

- Ollie, szybciej, spóźnimy się! - Wołam, czekając na syna przy aucie. Jedziemy na zakupy szkolne z Zoe i Rain, bo już jutro zaczyna się nowy rok szkolny, Oliver pójdzie pierwszy raz do szkoły.

Stresuję się jeszcze bardziej niż on, ale staram się tego nie okazywać. Nie chcę, żeby się przeze mnie stresował, więc gram przed im spokojną i pewną siebie mamę. Choć od ponad pięciu lat nie grałam w filmach, czy serialach, nie zapomniałam na czym polega aktorstwo. Zniknęłam ze świata show biznesu, choć tak naprawdę, nigdy nie udawałam celebrytki, której jedynym celem jest to, żeby było o niej głośno. Po prostu robiłam to, co kocham - grałam. Moja praca, moja pasja... Ze względu na Olivera, zrezygnowałam z tego i przeprowadziłam się do małego, spokojnego miasteczka, w którym nikt nie ma pojęcia o tym, że jestem tą Shailene Woodley. Nigdy nie zachowywałam się jak gwiazda, więc tutejsi mieszkańcy myślą, że jestem zwykłą samotną matką, która utrzymuje się z pisania książeczek dla dzieci. Czasami pomagam też w miejscowym teatrze reżyserowi spektakli, które zazwyczaj są wystawiane przez dzieci ze szkoły.

Z Zoe było podobnie, też zrezygnowała z kariery, gdy urodziła Rain. Wpadła ze swoim ówczesnym chłopakiem, bogatym biznesmenem, Rayanem. Od trzech lat jest jego żoną i są szczęśliwym małżeństwem, które mieszka w dużej willi nad brzegiem morza. Ułożyła sobie życie i nie musi pracować, bo Ryan jest wystarczająco bogaty.

Mam na koncie sporą sumę pieniędzy, które zarobiłam, grając w filmach, więc nie musiałabym dorabiać. Jednak chcę zapewnić Oliverowi dobrą przyszłość.

- Już jestem, mamusiu! - Ollie biegnie w moją stronę, trzymając w ręce swojego ulubionego pluszaka, słonia Tobiego.

- Tobi jedzie z nami? - Pytam z uśmiechem. Otwieram tylne drzwi, a Oliver gramoli się do środka. Zapinam jego pasy i daję mu buziaka w czoło, po czym idę zająć swoje miejsce kierowcy.

- Obiecałem Rain, że go jej pożyczę, bo Tobi ma magiczną moc.

- Tak? A jaką?

- Jak się do niego przytulisz, to przestajesz sie bać. To miś odważności.

-A ty nie będziesz go jutro potrzebował? -  Zerkam na syna w lusterku wstecznym i wyjeżdżam na ulicę.

- Rain potrzebuje go bardziej, więc jej go pożyczę, mamusiu.

Uśmiecham się jeszcze szerzej. Mój synek jest bardzo kochanym chłopcem, pełnym empatii i dobroci w jego serduszku. W takich chwilach czuję, że to co robię ma jakiś cel, że coś mi się jednak w życiu udało. Staram się wychować syna na dobrego człowieka, który będzie miał otwarte serce na innych ludzi.

Na ulicy panuje bardzo mały ruch, jak zwykle, przez to, że nie jest to duże miasto. Kiedy zapala się zielone światło, wrzucam bieg i ruszam po czym nagle hamuję, gdy jakieś auto prawie we mnie wjeżdża z prawej strony. Jakiś idiota myślał, że zdąży na późnym pomarańczowym świetle. Zaczynam na niego trąbić i wyzywam go od najgorszych, jednak szybko przypominam sobie, że z tyłu siedzi Oliver, więc łagodzę swój język. Auto zatrzymuje się na poboczu, więc staję za nim i wysiadam, w tym samym czasie co tamten kierowca.

- Czy ty jesteś normalny?! Jadę z dzieckiem, mogłeś w nas wjechać, idioto! - Drę się, a wtedy kierowca się odwraca i zamieram.

Moim oczom ukazuje się wysoki brunet, w jasnych jeansach i niebieskiej koszulce. Dopóki nie ściąga okularów przeciwsłonecznych, modlę się, żebym się jednak myliła.

- O Boże - odpowiada i podchodzi bliżej. - Shai.

Nadal nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Nie, nie, nie... To nie może być on. Jest tyle miejsc na świecie, w których mógłby aktualnie być... Dlaczego akurat tutaj?

- Theo - w końcu się odzywam. Nie widziałam go od ponad pięciu lat. Trochę się zmienił, jego twarz wygląda dojrzalej, ale nadal jest przystojny i seksowny... Tak jak kiedyś.

- Cześć, Shai - przytula mnie, a ja mam ochotę się wzdrygnąć. Kiedyś robiliśmy to naprawdę często, ale minęło od tego tak wiele czasu, że już się odzwyczaiłam od jego dotyku... - Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy.

Ja też.

- Cześć, Theo. Co ty tu robisz? - Pytam, odrywając się od niego. Przykładam rękę do czoła, chyba zaraz dostanę migreny.

- Przeprowadziliśmy się ostatnio do tego miasta. Nie miałem pojęcia... Też tu mieszkasz?

- Tak. - Ja i twój syn...

- Przepraszam, że tak ci wyjechałem przed maskę, zamyśliłem się i... zaraz. Mówiłaś, że jedziesz z dzieckiem - wytrzeszcza oczy. - Masz dziecko?!

Jak na zawołanie, z auta wysiada Oliver i zmierza w naszą stronę. Nie... Nie chcę, oni nie powinni się spotkać...

- Mamusiu, dlaczego nie jedziemy? - Pyta i przytula się do mojej nogi.

- Masz syna. O rany, nie miałem pojęcia - Theo jest zaskoczony. Pochyla się nad Oliverem i uśmiecha się do niego. - Cześć! Jestem Theo - podaje mu rękę, którą Ollie ściska niepewnie.

- A ja jestem Oliver.

- Oliver, jakie fajne imię! - Przygląda mu się przez chwilę. - Jesteś bardzo podobny do swojej mamy.

Nie mogę tego słuchać, czuję się strasznie. Czy ty nie widzisz w nim siebie? Nie widzisz, jaki jest do ciebie podobny? Najwyraźniej nie... przecież jedne o czym marzyłeś, to zapomnieć o największym błędzie twojego życia. Gdybyś dowiedział się prawdy, uznałbyś, że teraz największym błędem jest Oliver, a nie tylko noc, podczas której go stworzyliśmy...

- Musimy już lecieć, Theo. Miło było cię zobaczyć - rzucam pospiesznie i zaczynam kierować się w stronę swojego auta.

- Shai! Powiedziałem coś nie tak?!

- Bardzo się spieszymy, i tak jesteśmy już spóźnieni - zapinam Olivera w pasy i sama kieruję się do przodu.

- Spotkamy się jeszcze?

Nie.

- Tak, tak. A teraz wybacz, naprawdę musimy już jechać - zamykam drzwi i odpalam silnik, po czym odjeżdżam stamtąd jak najszybciej.

CDN.

Pozdrawiam

his son (SHEO STORY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz