35.

1.5K 83 60
                                    

Shailene

Kiedy otwieram oczy, leżę na chłodnej podłodze na szpitalnym korytarzu. Zemdlałam? Nad sobą widzę tego samego lekarza i pielęgniarkę, którzy przyglądają mi się ze zmartwieniem.

To, co powiedział lekarz nie może być prawdą... Mój synek musi żyć. Na pewno się pomylili, Oliver nie mógł tak po prostu umrzeć, odejść z tego świata, zostawić mnie samą... Jest za mały na śmierć, takich aniołków nie powinno się odbierać rodzicom...

- Nie wierzę panu - oświadczam, usiłując wstać. - Pomylił się pan, bo moje dziecko żyje. Żyje, słyszy pan?! - Zaczynam krzyczeć.

- Pani Woodley, bardzo mi przykro, ale wskutek doznanych obrażeń, pani syn zmarł. Próbowaliśmy go ratować, ale zmarł podczas operacji. Naprawdę, bardzo mi przykro.

Jego słowa wybrzmiewają głucho w mojej głowie, ale chyba nie do końca dociera do mnie sens tego, co mówi. Zaraz zobaczę Olivera, przytulę go i zapewnię, że wszystko będzie dobrze, że nie ma się czego bać, że mamusia jest przy nim i jest już bezpieczny.

- W której sali jest Oliver? Chcę go zobaczyć, na pewno jest przerażony tą całą sytuacją, muszę go przytulić. On ma tylko mnie, proszę mnie zaprowadzić do jego sali - upieram się. Mojej uwadze nie umyka fakt, że pielęgniarka wymienia spojrzenie z lekarzem.

- Ciało Olivera znajduje się już w szpitalnej kostnicy, do pani decyzji będzie należało to, czy zostanie pochowany normalnie, czy zostanie skremowany...

- Muszę jechać do domu po jego przytulankę, bo będzie mu bez niej smutno... - mówię sama do siebie.

- Pani Woodley, czy ma pani kogoś bliskiego, kogo możemy zawiadomić o zaistniałej sytuacji? Trzeba zorganizować pogrzeb, a pani stanie...

- Oliver ma tylko mnie, czy mogę go już zobaczyć? Na pewno płakał, nikogo tutaj nie zna. Wie pan, był tutaj w szpitalu niedawno, bo wpadł do ogniska i ogień go poparzył, ale mój przyjaciel Theo na szczęście go uratował. Dlatego tak się o niego martwię, chyba pan rozumie?

- Proszę, musi pani pójść z nami - zaczynają mnie gdzieś prowadzić.

Dlaczego się tak zachowują? Na pewno się pomylili, próbują mi wcisnąć bzdurę, że mój mały synek nie żyje. On musi żyć...

Mój sen musiał coś znaczyć. Śnił mi się dzień urodzin Olivera, dokładnie tak jak było. Sen o porodzie nie może być zwiastunem śmierci, prawda? Więc dlaczego oni się tak bardzo upierają?

Przechodzimy na najniższe piętro szpitala, prawdopodobnie znajdujemy się pod ziemią, bo nie ma tu okien, światło jest sztuczne. Robi się coraz chłodniej, na moich rękach pojawia się gęsia skórka. Jestem ubrana w cienki strój szpitalny, dlatego nie mija długa chwila i zaczynam trząść się z zimna.

- Dlaczego trzymacie mojego syna w takim miejscu? - Marszczę brwi. - Tutaj nawet nie ma okien i jest tak strasznie zimno! Mam nadzieję, że ubraliście go ciepło! Za chwilę zażądam przeniesienia go na wyższe piętro. Tu jest jak w lodówce!

Lekarz nie odpowiada tylko otwiera wielkie drzwi. Kiwa głową do jakiegoś łysego faceta, a ten wstaje.

- Oliver Woodley.

- Powinien być w trzeciej sali - odpowiada i zostawia nas samych.

Lekarz odwraca się do mnie.

- Powtórzę pani jeszcze raz... Najwyraźniej pani psychika odpiera od siebie tę informację i nie chce przyjąć jej do wiadomości. W wypadku, w którym uczestniczyła pani z synem, pani syn został ciężko ranny i wymagał natychmiastowej operacji, jednak zmarł podczas niej. Nie mogliśmy już nic więcej dla niego zrobić. Za chwilę zobaczy pani jego ciało.

Wytrzeszczam oczy, próbując ogarnąć w myślach to co powiedział. To nie może być prawda...

- Pani Woodley?

- To nie może być prawda! - Krzyczę i wybucham płaczem. - Proszę powiedzieć, że pan żartuje! Proszę to powiedzieć! - Zaczynam histeryzować. Rzucam się na podłogę i zaczynam walić w nią pięściami. Lekarz i pielęgniarka mnie powstrzymują i podnoszą na nogi.

Czy oni chcą żebym zobaczyła ciało mojego syna? Nieżywego Olivera? Nie mogę... Nie mogę...

- Nie potrafię - kręcę głową, nie przestając płakać. - On musi żyć! On musi żyć!

- Pani Woodley, proszę. Wejdźmy tam - lekarz podaje mi rękę, którą chwytam niepewnie. Powoli wchodzimy do sali z wieloma łóżkami, na których leżą ciała przykryte białym materiałem. Zatrzymujemy się przy łóżku, pod którym widać malutkie ciało, ciało dziecka. Nie jestem gotowa... Nie chcę poznać prawdy... Bez mojego syna moje życie nie ma już sensu...

CDN.

POLSKA GOLA! 🇵🇱🇵🇱

Ostatecznie stawiam na 3-1 dla nas! ❤🇵🇱

his son (SHEO STORY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz