Theo
Nadchodzi dzień urodzin Kathy. Od samego rana w domu trwają gorączkowe przygotowania. Ciężko mi to wszystko ogarnąć, bo moja córka zażyczyła sobie bardzo dużo atrakcji.
- Theo, przyjechał facet z kucykiem! Zaprowadź go do ogrodu! - Woła Ruth, która pomaga przygotować się Kathy na przyjęcie urodzinowe.
Wzdycham i przeczesuję ręką włosy. O wiele łatwiej byłoby gdybym miał syna, bo chłopcy chyba nie są tak wymagający jak dziewczynki.
- Urodziny dla małej księżniczki? - Zagaduje animator, kiedy prowadzę go do ogrodu.
Stoi w nim ogromny, różowy namiot. Wszelkie ozdoby również są w tym samym kolorze. Jest wielki dmuchany zamek, trampoliny, animatorzy przebrani za postacie z bajek, kucyk...
- Taaak, w końcu nie co dzień kończy się pięć lat - wzruszam ramionami. Mam tylko jedno dziecko, więc mogę skupić na nim swoją uwagę i dać mu wszystko, czego potrzebuje, czy zapragnie.
Wracam do domu, kiedy wdeptuję na coś na trawniku. Patrzę na buta i jęczę z obrzydzeniem. Wygląda na to, że kucyk zostawił po sobie niespodziankę. Ze wściekłością ściągam trampki i idę do domu, żeby je wyczyścić. Wchodzę do łazienki i zaczynam czyścić buty. Kiedy kończę, odstawiam je na podłogę, gdy zauważam paczkę papierosów na półce pod zlewem. Marszczę brwi. Nikt nie pali w naszym domu... Czasami, kiedy potrzebuję coś przemyśleć, to palę, ale żeby Ruth...? A może Julie...? Biję się z myślami i wyciągam jednego. Odpalam go zapalniczką, którą znajduję w środku i siadam na podłodze.
- No, no, Theo - do łazienki wchodzi Julie i patrzy na mnie z kpiącym uśmiechem. - Nie wiedziałam, że palisz.
- Nie palę... to tylko jeden papieros - wzruszam ramionami.
Julie podchodzi bliżej i zaczyna rozpinać guziki mojej koszuli.
- Julie, nie teraz - warczę, odpychając jej ręce.
- Dlaczego? - Pyta, przejeżdżając językiem po mojej szyi.
- Moja córka ma urodziny. Nie mogę teraz, odpuść, Julie - próbuję się wykręcić. Nie chcę, żeby Ruth nas przyłapała, a jest w domu.
- Może wieczorem? - Szepcze mi do ucha. Czuję na skórze jej gorący oddech. - Kiedy wszyscy pójdą spać...
Nie powinienem tego robić. Krzywdzę tym swoją żonę i córkę, które nie zasługują na to...
- Nie możemy tego robić, Julie - próbuję być stanowczy.
- Theo, chyba sam nie wierzysz w to co mówisz - wyjmuje mi papierosa z dłoni i wrzuca go do zlewu, po czym przyciska mnie do ściany. - Wiem, że mnie chcesz. Widzę jak na mnie patrzysz - zbliża się do moich ust i muska je delikatnie. Obejmuję ją i zaczynamy się całować. Pocałunek przeradza się w coraz namiętniejszy, moja ręka sięga do jej uda, po czym wjeżdża pod jej sukienkę. Ściskam jej pośladek, a ona zaczyna rozpinać zamek moich spodni.
- Theo! - Słyszę krzyk Ruth i natychmiast przytomnieję, odpychając od siebie Julie. - Theo, do cholery! Gdzie jesteś?! Zapadłeś się pod ziemię?!
- Zostań tutaj. Policz do stu i wtedy wyjdź - mówię do Julie, a ona uśmiecha się i ponownie zbliża się do mnie, całując mnie krótko.
- Zrobię to, jeśli obiecujesz przyjść do mnie w nocy - przygryza wargę.
- Dobra - wzdycham, po czym wychodzę z łazienki.
***
Shailene
- Jak mi się tam nie chce jechać - jęczy Zoë, parkując przed domem Theo. - O kurwa, ale wypasiona chata - wytrzeszcza oczy.
- Prawie jak twoja - stwierdzam, odpinając pas. - Masz konkurencję.
- Nawet tak nie żartuj. Przecież wiesz, że mi na tym nie zależy. To Ryanowi zależy na tym, żebyśmy miały to, co najlepsze.
- Theo pewnie czuje to samo względem Ruth i Kathleen - odpowiadam i wysiadam z auta. Zoë i dzieciaki również wysiadają, więc kierujemy się w stronę wejścia. Wygląda na to, że zaprosili całą klasę z rodzicami.
Ruth i Theo stoją przy wejściu wraz z Kathleen i witają gości. Dziewczynka nie wydaje się tym zbytnio zainteresowana, jedynie przyjmuje prezenty. Moja wyobraźnia na moment podsuwa mi inny obraz tej sytuacji. Stoję tam z Theo i Ollim, witając gości na przyjęciu urodzinowym naszego syna... otrząsam się i odpycham te myśli.
- Wszystkiego najlepszego, Kathy - mówimy do solenizantki i wręczamy jej prezent.
- Dzięki - mówi Theo, podczas gdy jego córka nawet nie myśli o tym, żeby nam podziękować. - Rozgośćcie się, w ogrodzie jest przyjęcie - wskazuje na imponujący widok. Ile atrakcji, rany. Pewnie wydał na to majątek, a jego córka wydaje się w ogóle tym nie cieszyć.
- Może przejadę się na kucyku - śmieje się Zoë. - Albo poflirtuję z Bestią. Wygląda na to, że zgubił swoją Piękną...
- Zoë - kręcę głową.
***
- Czas na otwieranie prezentów! - Woła podekscytowana Ruth i podchodzi z Kathy do ogromnego stolika, na którym stoi pokaźny stos prezentów.
Kathy otwiera po kolei prezenty, ale nie wydaje się być tym podekscytowana.
- A teraz prezent od Olivera - mówi Ruth, rzucając mi krótkie spojrzenie. Długo zastanawiałam się, co można jej kupić i postawiłam na etui na jej telefon, na specjalne zamówienie.
Kathy rozpakowuje prezent, po czym nagle krzyczy z przerażeniem i go odrzuca.
- Co się stało, kochanie? - Pyta Ruth, po czym sama zagląda do prezentu i reaguje podobnie do córki. Natychmiast patrzy na mnie ze wściekłością. - To ma być jakiś chory żart?!
- Co?! - Marszczę brwi.
Theo podchodzi do paczuszki, więc robię to samo. W środku jest dużo ziemi, w której wiją się dżdżownice. Otwieram szeroko usta, zbyt zaskoczona żeby coś powiedzieć.
- Theo, to nie prezent od nas. Przysięgam, nie zrobilibyśmy tego - mówię do Theo, ale on ucieka wzrokiem.
- Myślę, że powinniście już iść do domu, Shailene - odpowiada chłodno.
No jasne, że mi nie wierzy... No jasne...
- Chodź, Ollie - mówię do synka i chwytam go za rękę, kierując się do wyjścia.
CDN.
Real zdobył 12 puchar LM! 💙
👑
😊Będę świętować cały tydzień 💞
🏆🏆🏆🏆🏆🏆🏆🏆🏆🏆🏆🏆💙
CZYTASZ
his son (SHEO STORY)
Fanfiction29-letnia Shailene Woodley jest samotną matką, wychowującą 5-letniego Olivera. Mieszkają w małym miasteczku San Clemente w Kalifornii, w niewielkim domku nad morzem. Ojciec Olivera, Theo James, nie wie, że ma syna ze swoją dawną przyjaciółką Shailen...